wtorek, 15 stycznia 2019

Z każdej strony dupa zbita

Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. No to dostałam najlepszy dowód na to, że to prawda.

14 grudnia zdarzyła się ta okropna tragedia z moim domem. Prawie miesiąc trwało załatwianie wszystkiego z ubezpieczalnią, czas świąteczny wcale nie ułatwił sprawy. No ale daliśmy radę,  ustaliliśmy kolejne kroki, w końcu coś zaczęło się dziać. Znaleźliśmy mieszkanie zastępcze, zaczęliśmy się pakować, wyznaczyliśmy sobie przeprowadzkę na najbliższy weekend, na szczęście zabieramy oprócz kotów tylko rzeczy osobiste i najpotrzebniejsze, bo dom jest umeblowany i wyposażony. W poniedziałek po weekendzie przyjeżdża firma, która spakuje wszystko co zostanie w domu i zabierze pudła wraz z meblami do przechowalni na czas remontu. We wtorek wkracza firma remontowa, najpierw rozbiorą wszystkie ściany, sufity i podłogi i zaczną suszyć to co jeszcze jest do wysuszenia. Wtedy też będzie można dokładnie ocenić straty. Wtedy właśnie mamy się wszyscy razem spotkać (my, rzeczoznawca z ubezpieczalni i manager firmy remontowej) i ustalić dokładnie gdzie i co robimy. Jeśli trzeba będzie, bo będziemy chcieli zrobić przy okazji coś co przekroczy zakres odbudowy stanu poprzedniego, to dopłacimy różnicę. Ubezpieczyciel przewiduje na wszystko około dwóch miesięcy. Czyli być może pod koniec marca uda się powrócić do domu.
Czas wielkiej niepewności się więc skończył, głowa zaczęła się już uspokajać i zaczęliśmy się przyzwyczajać do nowej tymczasowej rzeczywistości. A tymczasem...

14 stycznia o godzinie 18.00 miałam umówionego weta, żeby zrobić Miguśce badanie kontrolne i coroczną szczepionkę, zanim wyjedziemy do nowego miejsca. O 17.00 wyszłam z pracy. Ruch był wzmożny, jak zwykle o tej porze, ale nie jakoś szczególnie, normalny miejsko-podmiejski rush hour. Wyjechałam z miasta na A1, pozostało jakieś dziesięć minut do domu. Droga dwupasmowa, samochodów nie za gęsto, ale w dali zauważyłam migające światła. Gdzieś tam z przodu coś się działo, widać było, że samochody zwalniają, zwolniłam więc i ja. Zwalniałam coraz bardziej chcąc zachowac odległość, ale samochód przede mną zwolnił z całej siły, z całej siły wcisnęłam pedał hamulca i ja. Usłyszałam zgrzyt ABS-a (czy jak tam te systemy zwał), samochód wzorcowo wyhamował, zatrzymałam się bardzo blisko zderzaka z przodu i zdążyłam pomyśleć "Ufff..." kiedy walnęło mnie coś z całej siły, a za moment jeszcze raz. Ponieważ samochód z przodu już zaczynał odjeżdżać, impet uderzenia nie był zbyt wielki, kobieta z przodu nawet nie zauważyła, że została stuknięta, a jej pojazd nie miał nawet zadrapania. Miał natomiast hak holowniczy z tyłu, który to hak złamał moją tablicę rejestracyjną na pół. W szoku chyba, jak robot jakiś, spróbowałam usunąć się na najbliższe pobocze, za cholerę jednak nie mogłam ruszyć. Co jest, pomyślałam, kół z tyłu nie mam czy co? Przecież napęd z przodu, dlaczego nie jadę? Spróbowałam jeszcze raz i przesunęłam się o jakieś dwa metry do przodu i w prawo, po czym wyszłam na trzęsących się nogach i ze zdumieniem stwierdziłam, że wokół jest pełno ludzi, a samochód, który we mnie uderzył, jest kompletnie zaczepiony o mój bagażnik i po prostu go ciągnęłam.
Sama nie wiem jak i kiedy pojawili się jacyś ludzie, kobieta z samochodu przede mną dzwoniła po pogotowie jednocześnie mówiąc do faceta za mną, któremu wybuchła poduszka powietrzna i nie mógł się wydostać (bo był wielki i gruby a samochodzik mały, opel chyba corsa), facet z ostatniego samochodu też gdzieś dzwonił, zanim wyciągnęłam telefon żeby zadzwonić do Chłopa, z boku już były dwa samochody jakichś służb blokujące jezdnię i wytworzył się ogromny korek. Dosłownie za pół minuty przyjechały dwa wozy strazy pożarnej i dwie karetki pogotowia, policja i jeszcze jakieś samochody służb drogowych, słowem sodomia i gomoria. Dwa pasy całkowicie zablokowane, na szczęście zdarzył się to w okolicy zjazdu (czy raczej wjazdu) tak że przez kawałek czynny był dodatkowy pas wjazdowy, na który to policja kierowała cały ruch. My mieliśmy za zadanie stać z boku i nie przeszkadzać. Do każdego z nas osobno podchodził jeden z policjantów spisując zeznania i zbierając dane, człowiekiem z opla corsy zajęło się pogotowie, facetem z ostatniego samochodu też, bo chociaż twierdził, że nic się nie stało to trochę go bolała klatka piersiowa po wybuchu poduszki. Ja jako nieposzkodowana musiałam tylko podpisać oświadczenie o tym, że nic mi nie jest. Z karetki przesiadłam się do wozu strażackiego, który został nam użyczony do ogrzania się. Na koniec policjant dał nam wszystkim numer zdarzenia i wizytówkę garażu, do którego zostaną odholowane pojazdy oraz zalecenie skontaktowania się z ubezpieczycielem i spędzenie reszty wieczoru przy szklance dżinu z tonikiem. Do domu odwiozła mnie kobieta z samochodu, w który nie wjechałam.

Tak było wczoraj




W domu na przemian płakałam i się śmiałam.

Dziś rano byłam na placu, gdzie zabrano mój samochód. Zabrałam wszystkie rzeczy, oddałam kluczyk. Powiedziano mi wstępnie, że koszt naprawy przekroczy koszt wartości pojazdu. Nie taki był plan. Zaledwie dwa tygodnie temu samochód był serwisowany, zaledwie dwa dni temu przeszedł coroczny przegląd drogowy. Ech...



Nic to, znowu ubezpieczalnia wszystko pokryje. A ja będę się musiała rozejrzeć za nowym samochodem. Ale nie tak miało być. Nie w tym momencie. Kurwa! (wybaczcie)

piątek, 11 stycznia 2019

Tydzień zleciał

Napisałam właśnie komentarz na zaprzyjaźnionym blogu i uznałam, że w doskonale nada się on na dzisiejszy wpis.

Nie mam głowy do pisania, więc tylko odfajkowuję, że wciąż jestem. Jak stary rok mi w życiu namieszał to teraz nowy wszystko musi poodkręcać. Ale kosztuje mnie to nerwów w cholerę i jeszcze więcej czasu.
No to lecę.
Buziak dla wszystkich :-x



czwartek, 3 stycznia 2019

Podsumowanie roku według Iwony A a potem B

Iwona A rok 2018 rozpoczęła na kacu, a drugiego dnia dokańczała stare pisaki. A potem świat się skończył, więc porąbała choinkę z glutami przymarzniętymi do górnej wargi, bo było minus dwa. Drzwi w samochodzie też zamarzły, a Chłopu to nawet i przednia szyba od środka. Po czym z Chłopem zaplanowała wakacje na maj, a zima wciąż była okrutna i zła. Pod koniec stycznia zdradziła kawałek planu i wybrała datę, na bieżąco odpierając pornograficzne pokusy niektórych czytelniczek. Oraz wyszły na jaw jej powiązania ze światkiem przestępczym. Ha!
W lutym Iwona A zamawia sukienkę, a butów to nawet dwie pary. Oraz para się rękodziełem i projektuje. Nieco później ogląda "50 twarzy Graya" część 3 i ostatnią oraz pożera ślimaki. A potem dzieje się rzecz zła, ale tej Iwona tylko delikatnie wspomni. W zamian pokaże kwiatki i Mikołaja. Po czym staje się ofiarą urody, a na koniec zaprezentuje Zwierzątka.
W marcu przychodzi Bestia ze Wschodu i Iwona nie musi iść do pracy. Za to może sobie pozwolić na spacery przez zaspy i odkopywanie samochodów. Oraz wykopywanie ścieżki do bramy, bo inaczej nie wyszłaby z chałupy. Powoli wracając do normy daje się ponieść, a Chłop wynosi na zewnątrz nakarmionego mysza. Córka robi próbny makijaż a dentysta leczy ząb. Kanałowo. Iwona odkrywa Nigeryjski spam, a w ogrodzie rosną pierwsze kwiatki. Oraz Migusia wychodzi na zdjęciu. Toaleta na dole dostaje nowy look, a Chłop maluje jajka.
W kwietniu nadchodzi Wielkanoc, Iwona piecze sernik i gotuje żurek, a potem prosi o poradę w sprawie ryja. Chłop urządza garaż a Iwona doniczki oraz nadzoruje Sodomie i Gomorie na własnym podwórku. Koty wędrują do aresztu za taplanie się w błocie a na podwórko przychodzi Tiggy 2. Przyjeżdżają teściowie, Chłop sie rozpłaszcza pod kołdrą, Iwona spóźnia się do pracy, a wszystko przez Avengers. Koniec miesiąca Iwona po prostu ordynarnie przetrwywuje przetrwywa :-)))
Maj zaczyna się nową dostawą mocy, w wyniku której Iwona A zmienia się w Iwonę B i zostaje Panią Chłopową. Całuje się z Chłopem takz że inne chłopy odwracają wzrok w zawstydzeniu. A potem następuje cała seria wydarzeń pornograficznych, którymi Iwona się nie chwali ku rozgoryczeniu niepoocieszonych Czytelniczek, za to chwali się leceniem w samolocie i pokojem w hotelu.
Czerwiec Iwona B rozpoczyna chwaleniem się i pokazuje obrazki. Dużo obrazków. Tak dużo, że aż sama się dziwi, ale niektórym Czytelnikom to i tak za mało. W międzyczasie stara się wyjaśnic temat czasu i pokazuje działkę swojej mamy, co przechodzi zupełnie niepostrzeżenie, bo jednak wysepek na oceanie są ciekawi wszyscy a działki jakie są, każdy widzi :-) Po drodze przemyca temat Dziadka, ale jednak tropikalna wysepka rulez! Na koniec miesiąca Iwona zarządza czas dla rodziny i robi księżycowi zdjęcia.
Lipiec zaczyna się pod znakiem księżyca, a Iwona wyciąga gicze do słońca, popijając koktajle. Oraz ogląda mecze na mundialu, wcale się tym nie chwaląc. Chwali się za to białymi kwiatkami czarnego bzu i komentuje zapobieganie pokusom. A także robi zakupy w internecie i się nimi chwali. I różami się chwali bo straszną chwalipiętą jest. Chłop posiada wolny wieczór więc robi Iwonie masaż i dżin z tonikiem. Na koniec miesiąca Iwona zabiera się za komentowanie komentarzy.
W sierpniu Iwona B wpada. Do Kindla. W połowie miesiąca odwiedza teścia i teściową oraz robi sobie wycieczkę po lawendowym ogrodzie. Gdzie kończy trasę wężową, karmi osę i zanabywuje  3 krzaczki lawendy. A potem następuje przerwa, bo Iwonę łupie w boku i idzie do lekarza. A na koniec pisze o miłości.
Wrzesień Iwona B zaczyna dżinem z tonikiem, a następnie planuje program naprawczy. Oraz wybiera się na kolejne wakacje. Wszyscy mówią, że tej to dobrze... Lekarka zaleca dietę, a Iwona natyka się na forum o duchach. Chodzi jak chmura gradowa i buzuje jak wstrząśnięty szampan przed otwarciem. Nadal zajmuje się tematyka nadprzyrodzoną, zastanawiając się czy istnieją duchy. Wyjaśnia także teorię na temat nieszczęśliwych ludzi i zanurza się w jesiennej zadumie, pakując do słoików dżem śliwkowy z czekoladą.
Październik rozpoczyna się dla Iwony pakowaniem walizek. Po przerwie próbuje wyjaśnić fenomen zorzy polarnej i znowu chwali się kwiatkami. Koniec miesiąca przytłacza ją, nie tylko rozmiarem roboty, którą sobie z  Chłopem wyznaczyli.
W listopadzie Iwona udowadnia wszystkim, że w Norwegii pada deszcz a Chłop powraca do czasów dzieciństwa. Po czym dzieli przed czytelnikami wspomnieniami z własnej przeszłości.
W grudniu Iwona tłumaczy się z blogowej nieobecności, a potem następuje tragedia Chałupy i nie ma już w zasadzie o czym pisać. Chciałaby odwołać święta i w zasadzie je odwołuje, a na koniec życzy Czytelnikom szczęśliwego Nowego Roku.

Tak było z 2018 roku na blogu. A jak w życiu? Czy Iwona otrząśnie się z tragedii? Czy ubezpieczalnia rzeczywiście pokryje koszty przywrócenia domu do stanu sprzed zdarzenia? Czy okaże się, na co choruje Migusia? Dokąd w tym roku wybiorą się z Chłopem? Czy ilość wesel wyrówna się z ilością pogrzebów? Czy zima znowu zaskoczy mieszkańców? Co Chłop wymyśli na Walentynki i czy Iwona zostanie babcią? Tego dowiecie się w kolejnych odcinkach.
Zapraszam :-)