Ale jak to w Szkocji, prognoza rzadko się sprawdza i poranek powitał nas pięknym słoneczkiem. Z ciężkim westchnieniem, obopólnie postanowiliśmy, że zaczniemy kończyć prace ziemne tego właśnie dnia wykorzystując pogodę, bo listopad dosłownie za progiem i nie wiadomo co będzie za tydzień. Zabraliśmy się do tego oboje jak do jeża, zupełnie bez planu i zmieniając zdanie w miarę postępu. Pole nie jest zbyt duże, jakieś metr dwadzieścia na dwanaście. Plus drugi kawałek na podwyższeniu przy tarasie, tej samej szerokości ale jakieś trzy metry, ten kawałek jednak od razu sobie odpuściliśmy na tę chwilę, bo jeszcze kwitną tam róże. Pokażę je na końcu.
Najpierw osobiście wykopałam wszystkie rośliny z obrabianego terenu, nie było tego dużo i większość to cebulki, więc ma powodu do zmartwienia. Zresztą, planowaliśmy skończyć tego samego dnia i poupychać to wszystko z powrotem w uzdatnioną i spulchnioną ziemię. Ha ha ha (zaśmiała się sarkastycznie...)
Wiedzieliśmy, że ziemia w naszym ogrodzie jest do dupy, ale nie przypuszczaliśmy, że aż tak. Nie ma co się dziwić, nie była ruszana w tym miejscu od wybudowania domu, czyli conajmniej przez jakieś dziesięć lat. Chłop kopał tę glinę, a ja przekopywałam to jeszcze raz, starając się rozbijać grudy ziemi na mniejsze kawałki i usuwając masę korzeni, które nie wiadomo skąd się tam wzięły, bo przecież przekopywaliśmy już ten ogródek co najmniej trzy razy. Większe kamienie i kawałki gliny (!) lądowały za płotem, "w lesie". Zrobiliśmy sobie przerwę na luncz, po czym spostrzegłam, że zaczyna mnie łupać w plecach, więc mówię do Chłopa:
- Wiesz co, kochanie, myślę, że musimy przedelegować prace, żeby nie tracić czasu, bo zaraz się zrobi ciemno a my w czarnej dupie. Ty zostaniesz więc w ziemi, a ja jadę do centrum ogrodniczego po więcej piasku i kompostu, bo to co mamy to na pewno nie wystarczy.
- A jak to załadujesz do samochodu, plecy Cię bolą przecież.
- Poproszę to mi załadują.
I pojechałam.
Jak na ironię, chłopczyna przy kasie był mojego wzrostu i około połowę mojej wagi, ale zgodził się z radością załadować mi te cholerne wory z ziemią i piaskiem do samochodu. Nie tak od razu z radością, bo wzywał najpierw pomocy przez ten ich telefon, ale jakoś nikt z obsługi nie pokwapił się, lenie jedne, zupełnie jak w polskiej Castoramie. Podziękowąłam i pojechałam z powrotem.
Tymczasem Chłop wpadł na wspaniały pomysł. Jak ta ziemia taka kulawa, to my ją zrobimy naprawdę dobrą raz na zawsze, a potem będziemy tylko udoskonalać jak będzie trzeba. Postanowił, że będziemy ziemię przesiewać przez ogrodnicze sito, a nieprzesiane resztki wywalać za płot, do "lasu". Jak przyjechałam, czekała na mnie wielka dziura i obok niej kupa ziemi do przesiania. Psiocząc i narzekając przesiewałam to czarne gówno do plastikowego pojemnika, Chłop wynosił resztki "do lasu", mieszaliśmy przesianą ziemię z piaskiem ogrodniczym i kompostem i wypełnialiśmy powoli wykopaną dziurę. W ciągu godziny zrobiliśmy około metra kwadratowego, po czym nastąpił zmrok. Wiedzieliśmy już wcześniej, że nie skończymy. Ale wykonaliśmy kawał dobrej roboty i zaczęliśmy końcowy etap. Została naprawdę wielka góra ziemi do przesiania, ale postanowiliśmy, że jak już robimy to porządnie. Aby pogoda za tydzień dopisała.
Ukorzenione rośliny powkładałam tymczasowo do doniczek, cebulki i tak można sadzić później. Najgorzej róże. Ale ten ostatni kawałek ziemi może poczekać. Najważniejsze jest skończyć to co zaczęliśmy.
Wieczorem z trudnością wchodziłam po schodach. Zasnęłam w wannie z kąpielą solną, a dzisiaj po raz pierwszy od lat użyłam w pracy windy. Bolą mnie wszystkie mięśnie, nawet te, które nie wiedziałam, że mam. Starość niestety, nie radość. I tak miałam na tyle rozsądku, że przerwałam prace w pewnym momencie, bo już nie dawałam rady. Chłop, chociaż chuchro takie, jednak silniejszy :-)
A na koniec, obiecane róże, które powitały mnie po powrocie z wakacji. Szczególnie jedna, lawendowa, która wcale się nie zapowiadała na kwitnięcie tego roku :-)
Biała
Żółta
Lawendowa (trochę inny kolor na zdjęciu wyszedł :-))
Black baccara
I takie coś. Cyklameny chyba :-)
Do następnego posta!