poniedziałek, 29 października 2018

Idzie zima.

No i co, że miałam takie ambitne plany na weekend, zdjęcia w końcu do komputera wrzucić, o moich norweskich wakacjach Wam trochę opowiedzieć, zdjęcia co prawda z aparatu zgrałam i posortowałam w folderach, ale na tym się skończyło. Bowiem czas płynie nieubłagalnie i zapachniało zimą, a biedne roślinki kupione późnym latem wciąż w doniczkach. Zresztą, po przebudowie ogrodu i szybkim wstawieniu roślin byle gdzie, domagał się on gruntownej reoganizacji. Mówię o tej części, gdzie się sadzi w nią kwiatki. Na pierwszy plan poszła organizacja kawałka za płotem, od strony południowej. Do tej pory stały tam śmietniki, a wcześniej, pozostawiona przez poprzednich właścicieli, wielka skrzynka z chwastami i agrestem, który wcale nie chciał tam rosnąć a wszystkie trzy owoce zeżarły ślimaki. W sobotę po południu, bo do południa zeszło nam na sprawach bieżących, Chłop przekopał ten kawałek ziemi pod płotem, pomagałam mu jak mogłam w rozbijaniu większych cząstek na mniejsze, na szczęście ziemia okazała się nie być zupełnie do kitu i poddawała się obróbce dość nieźle. Wymieszaliśmy tę ziemię z kompostem i specjalnym grubym piaskiem do lepszego drenażu, po czym wsadziliśmy zakupione jeszcze w sierpniu dwa krzaki porzeczek i dwa krzaki jagód. I tylko na tyle wystarczyło tego miejsca pod płotem. Na koniec zaczęło padać i zmierzchać, więc zakończyliśmy prace, planując resztę na przyszły tydzień. Bo prognoza pogody na niedzielę nie była zbyt optymistyczna.
Ale jak to w Szkocji, prognoza rzadko się sprawdza i poranek powitał nas pięknym słoneczkiem. Z ciężkim westchnieniem, obopólnie postanowiliśmy, że zaczniemy kończyć prace ziemne tego właśnie dnia wykorzystując pogodę, bo listopad dosłownie za progiem i nie wiadomo co będzie za tydzień. Zabraliśmy się do tego oboje jak do jeża, zupełnie bez planu i zmieniając zdanie w miarę postępu. Pole nie jest zbyt duże, jakieś metr dwadzieścia na dwanaście. Plus drugi kawałek na podwyższeniu przy tarasie, tej samej szerokości ale jakieś trzy metry, ten kawałek jednak od razu sobie odpuściliśmy na tę chwilę, bo jeszcze kwitną tam róże. Pokażę je na końcu.
Najpierw osobiście wykopałam wszystkie rośliny z obrabianego terenu, nie było tego dużo i większość to cebulki, więc ma powodu do zmartwienia. Zresztą, planowaliśmy skończyć tego samego dnia i poupychać to wszystko z powrotem w uzdatnioną i spulchnioną ziemię. Ha ha ha (zaśmiała się sarkastycznie...)
Wiedzieliśmy, że ziemia w naszym ogrodzie jest do dupy, ale nie przypuszczaliśmy, że aż tak. Nie ma co się dziwić, nie była ruszana w tym miejscu od wybudowania domu, czyli conajmniej przez jakieś dziesięć lat. Chłop kopał tę glinę, a ja przekopywałam to jeszcze raz, starając się rozbijać grudy ziemi na mniejsze kawałki i usuwając masę korzeni, które nie wiadomo skąd się tam wzięły, bo przecież przekopywaliśmy już ten ogródek co najmniej trzy razy. Większe kamienie i kawałki gliny (!) lądowały za płotem, "w lesie". Zrobiliśmy sobie przerwę na luncz, po czym spostrzegłam, że zaczyna mnie łupać w plecach, więc mówię do Chłopa:
- Wiesz co, kochanie, myślę, że musimy przedelegować prace, żeby nie tracić czasu, bo zaraz się zrobi ciemno a my w czarnej dupie. Ty zostaniesz więc w ziemi, a ja jadę do centrum ogrodniczego po więcej piasku i kompostu, bo to co mamy to na pewno nie wystarczy.
- A jak to załadujesz do samochodu, plecy Cię bolą przecież.
- Poproszę to mi załadują.
I pojechałam.
Jak na ironię, chłopczyna przy kasie był mojego wzrostu i około połowę mojej wagi, ale zgodził się z radością załadować mi te cholerne wory z ziemią i piaskiem do samochodu. Nie tak od razu z radością, bo wzywał najpierw pomocy przez ten ich telefon, ale jakoś nikt z obsługi  nie pokwapił się, lenie jedne, zupełnie jak w polskiej Castoramie. Podziękowąłam i pojechałam z powrotem.
Tymczasem Chłop wpadł na wspaniały pomysł. Jak ta ziemia taka kulawa, to my ją zrobimy naprawdę dobrą raz na zawsze, a potem będziemy tylko udoskonalać jak będzie trzeba. Postanowił, że będziemy ziemię przesiewać przez ogrodnicze sito, a nieprzesiane resztki wywalać za płot, do "lasu". Jak przyjechałam, czekała na mnie wielka dziura i obok niej kupa ziemi do przesiania. Psiocząc i narzekając przesiewałam to czarne gówno do plastikowego pojemnika, Chłop wynosił resztki "do lasu", mieszaliśmy przesianą ziemię z piaskiem ogrodniczym i kompostem i wypełnialiśmy powoli wykopaną dziurę. W ciągu godziny zrobiliśmy około metra kwadratowego, po czym nastąpił zmrok. Wiedzieliśmy już wcześniej, że nie skończymy. Ale wykonaliśmy kawał dobrej roboty i zaczęliśmy końcowy etap. Została naprawdę wielka góra ziemi do przesiania, ale postanowiliśmy, że jak już robimy to porządnie. Aby pogoda za tydzień dopisała.
Ukorzenione rośliny powkładałam tymczasowo do doniczek, cebulki i tak można sadzić później. Najgorzej róże. Ale ten ostatni kawałek ziemi może poczekać. Najważniejsze jest skończyć to co zaczęliśmy.
Wieczorem z trudnością wchodziłam po schodach. Zasnęłam w wannie z kąpielą solną, a dzisiaj po raz pierwszy od lat użyłam w pracy windy. Bolą mnie wszystkie mięśnie, nawet te, które nie wiedziałam, że mam. Starość niestety, nie radość. I tak miałam na tyle rozsądku, że przerwałam prace w pewnym momencie, bo już nie dawałam rady. Chłop, chociaż chuchro takie, jednak silniejszy :-)
A na koniec, obiecane róże, które powitały mnie po powrocie z wakacji. Szczególnie jedna, lawendowa, która wcale się nie zapowiadała na kwitnięcie tego roku :-)


Biała

Żółta

Lawendowa (trochę inny kolor na zdjęciu wyszedł :-))


 Black baccara

 I takie coś. Cyklameny chyba :-)

Do następnego posta!



18 komentarzy:

  1. Oj, bylo robic od razu ten ogrod porzadnie, a nie najpierw prowizorke na wesele, a teraz dopiero na powaznie. Podwojna robota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogrod to nie tylko kfiatki :-) Chodniki, trawniki, ogrodzenie i cala insza infrakstruktura zostala porzadnie zrobiona przez ludzi, a prace ziemne trzeba samemu wykonac. Albo zatrudnic ogrodnika, ale placic ogrodnikowi za jedna wieksza grzadke??

      Usuń
  2. No tak, prac w ogrodzie nie ma końca...
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma, nawet jak sie wylozy plytami chodnikowymi po calosci :-)

      Usuń
  3. Brawo dla was za ciezka prace. Tez mam w ogrodzie te gline ale do glowy mi nie przyszlo to przesiewac... kopie dziure i tylko wrzucam lepszej ziemi jak cos sadze, o rany kto by to u mnie zrobil, moj nienawidzi kopania :) wiem ze dobrymi radami itd --ale lykniecie witaminy B complex pomaga rewelacyjnie na zakwasy - duza ulga bardzo szybko . Roze przecudowne - teraz rozumiem czemu co tak pieknie rosna 👌🤔

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez tak robilam, ale g... z tego wyszlo, kwiatki nie mialy sily sie przebic korzeniami przez to. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale jak nie sprobuje to sie nie dowiem. Roze marniutkie sa, na glinie nie chca za bardzo rosnac, jestem zdumiona ze daly rade tak wygladac jak wygladaja, to ich pierwszy rok to moze dlatego :-)
      Na zakwasy pije mleko i kefir. W sumie zawieraja witamine B, co nie?

      Usuń
  4. Niestety samo sie to nie zrobi, a z wiekiem czlowiek ma co raz mniej sily i gietkosci:)) Ja to bym pewnie siadla i plakala. Mojemu sie jeszcze czasem marza jakies grzadki i ogrodnictwo..... ale mu systematycznie wybijam to z glowy. Jak koniecznie chce pomidory to moze wsadzic krzak w donice i to mi wystarczy.
    Czesc z tego mojego gadania nawet dociera, wiec jest nadzieja;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogrodnictwo mi sie marzy tez, ale musialabym zrezygnowac z pracy. A w ogole to wole patrzec niz robic. Dlatego chce zrobic raz a porzadnie, powsadzac kwiatkow przy ktorych za bardzo robic nie trzeba i potem siedziec na laweczce i patrzec na to wszystko sluchajac spiweu ptakow i popijajac kawusie (albo jakis inny egzotyczny drink przez rurke) :-)

      Usuń
  5. Pikne Kwiateły, ja w ogole uwielbiam róże, to moje ulubione kwiaty ;-) Swoją droga jak człowiek pracuje w ogrodzie to się okazuje, że całkiem nowa anatomia się w nim pojawia, jakieś nowe mięśnie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje tez :-) A z tymi miesniami to tak jest jak mowisz :-)

      Usuń
  6. Podziwiam! Ale jesteś zawzięta, to strasznie ciężka robota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki :-) Jak patrze na ludzkie ogrody (w tym Twoj) to mi przykro ze moj nie bedzie taki piekny, moze za 100 lat :-)

      Usuń
  7. Ja prac ogrodowych nie trawię, podziwiam tym bardziej:)

    OdpowiedzUsuń
  8. ee,jaka starość?? moi sąsiedzi mają dobrze po 80,po całych dniach pracują w ogrodzie:)))Pewnie dlatego są w bardzo dobrej kondycji:)
    piękne róże,u mnie też jeszcze kwitną,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym nie pracowala na caly etat to moze i tez wiecej czasu mialabym na ogrod. A starosc... no a jak to nazwac jak czlowiekowi coraz wiecej strzyka? :-)

      Usuń
  9. Takie prace rzeczywiście lepiej zrobi raz a dobrze, ale to straszna fizycznie ciężka robota. Róże przepiękne

    OdpowiedzUsuń