środa, 6 lipca 2016

Sekretne życie zwierzaków

Byłam wczoraj w kinie na filmie animowanym dla dzieci!
Pomimo że film jest pokazywany w Wielkiej Brytanii od 26 czerwca, sala była wciąż w połowie wypełniona, pokaz o dwudziestej pierwszej, więc pora nie dla dzieci. "Sekretne życie zwierzaków", bo o nim mówię, to fantastyczny film na którym wyśmiałam się za wszystkie czasy.


Bohaterami są zwierzęta, i to nie tylko pieski i kotki ale też ptaki, chomiki, króliki, jaszczurki, pająki, węże i cała menażeria którą człowiek kiedykolwiek próbował udomowić.
Każdy właściciel zwierzątka domowego odnajdzie w bohaterach tego filmu wszystkie cechy charakterystyczne swojego pupila, a nawet więcej, dowie się co tak naprawdę robią nasze zwierzaki gdy wybywamy z domu :-)

Historia jest dość banalna, bo zaczyna się od zazdrości, która na skutek różnych perypetii przechodzi na końcu w wielką przyjaźń. W filmie znajdziemy zresztą cały przekrój emocji, do tego świetne dialogi i bezbłędny humor, co sprawia że naprawdę każdy może się świetnie bawić i dlatego bardzo go polecam. Wszystkim bez wyjątku, ponurakom też.
Nie wiem tylko dlaczego nastąpiła taka rozpiętość w czasie, bo u nas premiera była już od czerwcu, w USA dopiero za dwa dni, a w Polsce niestety, dopiero we wrześniu, nawet plakatu reklamowego jeszcze nie ma. Ale jak już będzie to się wybierzcie, jestem pewna że nie pożałujecie.

Dla zachęty zwiastun po polsku. Miłego oglądania!





poniedziałek, 4 lipca 2016

Poranne dialogi

Siódma rano.
Niedomknięte drzwi do łazienki otwieraja się z impetem. Wchodzi On.
- Miauuuu!
- No cześć kochanie, gdzie byłeś?
- Miaaauuuau!
- Na podwórku byłeś, tak? I teraz już wróciłeś?
- Mój Ty kochany kiciuniu, złotko Ty moje najdroższe...
- Mrrauauauuuu!
- No już już, mamusia Cię pogłaszcze, o taaak... o tak... Dobry kotek, kochany kotek...
- Miaaauuuuu!
- No ale już wystarczy, naprawdę, no dobrze jeszcze raz i wystarczy.
- Miiiiiiauuuuuu!
- No koniec już, czy nie widzisz że mamusia kupe robi???!!!

Kurtyna...


sobota, 2 lipca 2016

Poczęstujecie się?

Dostałam w zeszłym tygodniu torbę rabarbaru na nalewkę. No ale cała torba to za dużo, więc coś z pozostałym towarem trzeba było zrobić. Poza nalewką, co najłatwiej i w dodatku niezbyt dużym kosztem? Ciasto kruche z rabarbarem i kruszonką.
Moje ciasto jest bezglutenowe, bo i ja znalazłam sie jakiś czas temu w gronie tych "odmieńców" co to pszenica im szkodzi. Po przejrzeniu całego internetu i najróżniejszych przepisów na bezglutenowe ciasto i kruszonkę, doszłam do wniosku że mam w nosie takie przepisy jakie się proponuje osobom bezglutenowym. Jakieś mąki z nie wiadomo czego, amarantusy srusy, a w cholerę mnie z takim czymś. Zaszalałam więc i zrobiłam normalne ciasto kruche, czyli masła 150 gram, jajko, 100 gram cukru, odrobina sody (bo proszek do pieczenia może zawierać gluten) i łyżka śmietany, a mąkę pszenną zastąpiłam mieszanką własnej roboty, czyli wciepałam po trochę mąki ryżowej, kukurydzianej i ziemniaczanej, tak  żeby razem wyszło ze dwie szklanki. Wszystko to wymieszałam w misce, wygniotłam żeby się zlepiło w kulkę i włożyłam do lodówki na godzinę czy troche dłużej. Wypiłam sobie w tym czasie kawę, przecedziłam nalewkę z szyszek sosnowych, pościągałam koty ze stołu i mebli i nastawiłam piekarnik na 200 stopni. Obrałam rabarbar, pokroiłam go w plasterki i umieściłam w misce z około 150 gramami cukru, niestety zabrakło mi cukru waniliowego, dodałam więc odrobinę olejku waniliowego. Dosypałam taże sporą łyżke mąki ziemniaczanej bo wyczytałam kiedyś że tak jest lepiej. Wymieszałam to wszystko i odstawiłam na chwilę, dosłownie na 10 minut, na czas kiedy robiłam to co poniżej.
Po wyjęciu ciasta w lodówki starłam na tarce prosto na blachę wysmarowanę masłem, a blacha taka zwykła do tarty, więc nie przywierająca. Takie ciasto bezglutenowe jest samo w sobie dość kruche, więc nie było problemu z tarciem. Potem je sobie trochę na blaszce ugniotłam, żeby zrobiło jakąś tam warstwę, ale tylko na dnie, boki zostawiłam puste. Ponakłuwałam widelcem i wstawiłam na 10 minut do piekarnika na 200 stopni. Muszę dodać że kula ciasta, którą wstawiłam do lodówki, okazała się za duża do mojej blaszki, która jest wielkości dużej tortownicy, albo jak kto woli, małego talerza do mikrofalówki. Wystarczyła zaledwie połowa więc drugą połowę zamroziłam na następny raz.
W czasie kiedy ciasto było w piekarniku, przygotowałam kruszonkę. I znowu, zwykła kruszonka taka jak za starych dobrych czasów, czyli tyle samo masła ile cukru i dwa razy tyle mąki, u mnie znowu mieszanka mąki ryżowej i kukurydzianej. Masła i cukru po 100 gram i 200 gram mąki tak na oko. Wymieszałam to wszystko w misce i wygniotłam w kulkę.
Wyciągnęłam ciasto z piekarnika, poczekałam kilka minut aż przestygnie, po czym wyłożyłam cały rabarbar (mąka ziemniaczana jest chyba po to żeby nie puszczał tyle soku) i posypałam kruszonkę po całości. Wyglądało to wszystko tak:


Wstawiłam do piekarnika, zmniejszyłam temperaturę do 170 stopni (z nawiewem) i ustawiłam czas na 30 minut. Tak wyglądało w piekarniku:


Po pół godzinie wyjęłam gotowe ciasto z piekarnika i poczekałam aż ostygnie. Wyglądało tak:


Po czym przetransportowałam na mały stary talerz do mikrofalówki, który z powodzeniem służy mi jako płaski talerz na ciasto. Jak to zrobiłam? Otóż położyłam duży talerz z mojej obecnej mikrofalówki na blachę, odwróciłam to wszystko do góry nogami, tak że spód był na wierzchu, po czym położyłam na to stary mały talerz do mikrofalówki i odwróciłam wszystko jeszcze raz. Voila!



Z odrobiną śmietanki i kieliszeczkiem malinowej nalewki smakowało.... sami sobie wyobraźcie :-)


Notka dla siebie - chyba dodałam za dużo cukru bo wydawało mi się za słodkie. Następnym razem zmniejszę troche jego ilość.

Smacznego!