wtorek, 12 lutego 2013

Tylko update

Dziś tylko krótki update. Żeby nie było że zniknęłam.W dodatku Migusia kocha mnie tak bardzo że chce mi się wcisnąć dosłownie wszędzie i łazi mi w tej chwili po ramieniu, po głowie, po rękach, żebym tylko nie pisała...
Co się wydarzyło od ostatniego posta? Ot, nic, zjedliśmy pączki, upiekłam w sobotę ciasto czekoladowe z coca-colą z przepisu Anki Wrocławianki (o tym będzie w kolejnym poście bo o tym trzeba napisać!), Migusia odkryła że jednak da się zwiać na podwórko więc teraz mam to co niektórzy właściciele kotów i muszę wstawać wypuszczać Tigusia o czwartej rano. Bo klapka ustawiona jest tylko na wchodzenie, niestety. Mężowi przeszła grypa, zaczęło się u mnie, więc wczoraj leżałam w łóżku a dzisiaj już wstałam bo i tak mam po południu dwie ważne wizyty w dwóch różnych szpitalach, z sobą.
Dzisiaj śledzik więc śledziki już kupiłam, będziemy dzisiaj zagryzać. A w UK pancake day, czyli naleśniki. U nas śledziki, u nich naleśniki, taka tradycja przed Wielkim Postem.
A ja zgubiłam swojego ajfona. Płakać z tego powodu nie będę ale póki co, bez telefonu jak bez ręki.


czwartek, 7 lutego 2013

Tłusty (????) czwartek

Jak zwykle w środę przed tłustym czwartkiem postanowiłam zrobić pączki. Mężowi zachciało się też chrustu czyli faworków. To zrobiłam.
Faworki poszły na pierwszy ogień (olej). Potem pączki. I coś się stało, czy olej był do bani, czy temperatura czy jeszcze coś, w każdym razie pączki nie wyrosły mi tak jakbym chciała, za to zaczęły rosnąć na oleju. I się przypalać. A w środku nie dopiekać. Zmarnowałam tak ze dwa, na szczęście najpierw zrobiłam "na spróbowanie". Reszta się już jakoś zrobiła, ale poprzysmażały się na czarno choć nie były spalone. Z nadziewaniem t omiałam cały cyrk, bo postanowiłam nadziewać po usmażeniu przez tutkę, a nie wzięłam pod uwagę że dżem może mieć drobinki i tutkę zatykać, więć naklęłam się przy tym, nawkurzałam. Na koniec postanowiłam polukrować lukrem truskawkowym ten mój pączkowy disaster, narobiłam przy tym jeszcze większego bałaganu. Potem sprzątałam godzinę i tuż przed północą, zajadając pączka faworkiem, zrobiłam jeszcze te oto fotki, jako udokumentowanie mego niechlubnego dzieła:

pączki polukrowane


  polukrowane i posypane cukrem pudrem dla odmiany

... i tylko posypane. bo lukru zabrakło.

Miały być lekkie jak piórko i niebiańsko pyszne. Cóż, do lekkości jak piórko i anielskiej miękkości to im trochę brakuje. Już wiele pączków w życiu zrobiłam i jeszcze nigdy nie wyszły mi tak... niepączkowe! Ech, przynajmniej faworki uratowały mi tłusto-czwartkowy humor. Zaniosłam ich dziś trochę do pracy. Zachwytom nie było końca. Pewnie z powodu nalewki nagietkowej na spirytusie której dodałam zamiast wódki ;-)




środa, 6 lutego 2013

Obawy przedoperacyjne

Umówiłam się już z wetem na sterylkę Migusi. 28 lutego, Wielki Dzień. Razem z mikroczipem.
I muszę się przyznać że niezmienie się boję. Z kocurami to jest szybko, szast prast i po sprawie. A dziewczynki to jednak zawsze mają gorzej. Zresztą operacji Tigusia też nie przeżyłam bo wzięliśmy go już "zrobionego".
Czego się boję? Tego że nie wolno jej będzie dawać jeść od dziewiętnastej dnia poprzedniego. Dobrze że pić będzie mogła. Jak to zorganizować, nie wiem, bo Tiggy lubi sobie dojadać w nocy. Jak ją zamknę w pokoju to kuwetkę będę musiała też zamknąć. A Tiguś znowu będzie miał traumę że pokój zamknięty, jakim prawem ona tam a on tu! No ale jedzenie to mały problem. Największa niewiadoma to czas po operacji.
Wzięłam już sobie urlop żeby być z nią cały następny dzień, a potem jest weekend to jakoś będzie. Rodzi się cały szereg pytań - czy będzie sobie lizała ranę, a co jak będzie? Założyć kołnierz czy po prostu pilnować? A co jak sobie wygryzie? No ale może nie wygryzie. A jak będzie chciała skakać, przecież nie można skakać zaraz po. Albo jak zaatakuje Tigusia i będą się przewalać, a ona go będzie kopać, a on ją podgryzać w łapki... Szukam odpowiedzi w internecie i szukam, a nic konkretnego nie mogę znaleźć.
Może wy mi pomożecie? Jak zachowywały się wasze koteczki po operacji, jak reagowały starsze koty, jak sobie radziliście w sytuacjach bez wyjścia? Pomóżcie, proszę!