piątek, 26 sierpnia 2011

Same zmiany

Z powodu ciągłych kłopotów na onecie przenoszę się dziś oficjalnie. A że szkoda mi tamtych wpisów, poprzenosiłam większość z tamtego bloga tutaj, gdzie mogłam bo daty i tematyka się zgadzały, to poupychałam dwie historie w jedną, a co było oddzielnym tematem, będę musiała dodac po kolei na tym blogu. Przepraszam jeśli robię to nieumiejętnie, ale nie da się zapisać postu pod wcześniejszą datą więc daty oryginalnych postów dodaję po prostu pod nimi. Będzie dzisiaj więcej postów, po prostu. Ale mi się zrymowało :-)

wtorek, 23 sierpnia 2011

Ciągle w normie

O zmaganiach mej duszy z ciałem moim miało być, więc piszę tym razem o mojej diecie Dukana. Jestem oficjalnie i aktualnie w IV fazie czyli juz po. I co? I nic,. Waga mi podskoczyła o 1,5 kilo, ale jestem w "tym" okresie więc się trochę usprawiedliwiam. A tak naprawdę to widzę że mi przybyło na obwodzie (pasa bo jakżeby inaczej) jakiś centymetr czy dwa. "Ten" okres pewnie winny też, ale z ręką na sercu mogę się przyznać że winna jestem sama sobie. Bo na przełomie lipiec-sierpień rodzin abyła na wakacjach a ja sama z kotem w domu. I tyle lodów co wtedy zeżarłam, tak - ZEŻARŁAM to dobre słowo, to po prostu sobie nie wyobrażam jak można nie przytyć. A to wszystko wina sklepów. Bo do którego bym nie zaszła, tam kuszące promocje. Na przykład Magnum moje ulubione za połowę ceny, więc trzeba kupić dwie paczki bo mam dwa razy tyle za tę samą cenę, prawda? Albo takie super-rodzinne ośmiopaki w cenie normalnego trzypaka, kto by nie kupił? A potem z nudów i z upałów wsuwałam te lody od rana do nocy, po 8 dziennie nawet. Co prawda, nie chciało mi się już za bardzo jeść nic innego, ale przecież nie samymi lodami człowiek żyje a poza tym już niedobrze mi się robiło od tych lodów. Po takim długim weekendzie na przykład to się rozchorowałam, od tych lodów chyba i nie poszłam do pracy. Po to żeby siedzieć na słońcu, żreć lody i pić piwo. Chciałam to miałam!
No i nie było siły, musiało to się odbić na wadze, nie od razu, prawda, tylko po kilku tygodniach. Ale już to złapałam, już opanowałąm, i melduję posłusznie że się za siebie wzięłam. To znaczy - słodycze owszem ale najwyżej jedna mała czekoladka czy ciasteczko dziennie. Chlebuś tylko razowy i zero tłuszczu. A dodatkowo najbardziej stara i prawdziwa metoda odchudzania - mniej żreć. Tak jak przed epoką lodową. No i najważniejsze - ja się już nie odchudzam, ja po prostu utrzymuję wagę. A ten kilogram to zwalczę już za tydzień, obiecuję.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Co nowego

No i mnie nie było trochę. Bo po pierwsze, jak wróciłam z Polski to byłam bardzo zajęta wygrzewaniem się w każdym promieniu słońca, którego w lipcu w Szkocji wcale nie brakowało. A jak się tak wygrzałam to zachorowałam na... nie wiem co, ale do pracy mi się iść nie chciało więc wygrzewałam się nawet mocniej. A potem, jak już trzeba było wrócić, to wpracy były duże zaległości i nie miałam czasu nic pisać, a w domu mi się nie chciało bo słońce jak już tu grzeje to grzeje do 9 wieczorem a nawet i dłużej. A potem to już zaczęło padać i czułam się przygnębiona, a w międzyczasie trzeba było załatwić tyle rzeczy...

Chciałam napisać wczoraj, chciałam pochwalić się jaka to u nas w Szkocji już trzeci dzień piękna pogoda, jak gorąco jest i jak ja się opalam a wy zazdrośćcie. Chciałam napisać o tym jak leżę sobie cały dzień na słoneczku w moim pół-namiocie plażowym, a ze mną kot, raz w namiocie raz pod namiotem, bo koty lubią wchodzić wszędzie. Chciałam napisać jak to będąc pod wpływem gorąca i w stanie upojenia słonecznego o mało nie przejechałam żywopłotu wracając ze sklepu po zakupie środków do nawadniania organizmu, ale tylko kilka gałązek połamałam. A jak się opaliłam! No i oczywisie w tym kraju słońce nie może normalnie opalać jak na całym świecie, o dwunastej w południe, tylko zaczyna o trzeciej. Dobrze że zachodzi o jedenastej w nocy albo i później to się siedzi ile sie da.

No ale wczoraj nie napisałam a dzisiaj wszystko się schrzaniło. Było ładnie może tak do południa, teraz się zachmurzyło i ochłodziło z lekka. W pracy nie byłam bo mam taką słodką możliwość że gdy potrzebuję czasu dla siebie to mogę sobie pracowac w domu. No to spałam do południa, a potem popracowałam trochę dla pracy, a trochę dla samej siebie, czyli w ogródku :-) Róże pięknie kwitną w tym roku, a z kwiatów polnych których mieszankę nasion dostałam przy zakupie innych nasion, więc posiałam wiosną i wyrosły mi piękne chabry, ostróżki, stokroty, piękne żółciutkie maki i jakieś jeszcze inne których nazw nie znam, zresztą tych wymienionych wyżej też nie ale tak mi się wydaje że to to, więc z tych kwiatów zrobiłam dziś piękne bukiety i stoją te bukiety w wazonach po całym domu. A całkiem niedawno zapukały do moich drzwi trzy dziewczynki z pieskiem na rękach pytając czy to mój piesek, i czy to jest taka-to-a-taka ulica, na co ja że niestety to nie mój piesek bo pieska nie mam, mam kotka, i że to nie taka-to-a-taka ulica a całkiem inna, ale tamta jest w sąsiedztwie. Piesek był mały szary i całkiem zupełnie wystraszony. Dziewczynki pobiegłym całkiem wzburzone, ale nie na mnie tylko ogólnie sytuacją. Ale bramkę za soba zamknęły. Dobrze wychowane, bo nie wszyscy zamykają bramkę za sobą, niestety. A ja teraz tak sobie siedzę i myślę czy ja aby dobrze zrobiłam, mogłam przecież zaproponować tym dziewczynkom pomoc, czyż nie?

Poza tym już wszystko wraca do normy, szkoła zaczyna się od środy więc wróci rutyna, więc i ja może się do pisania wreszcie zabiorę. Na razie tylko czytałam, blogi Klarki oczywiście, ale też wszystkie inne któe wydawały mi się ciekawe. No i zaczęłam książki Chmielewskiej które sobie z Polski przywiozłam. Wiele ich przeczytałam jeszcze lata temu, ale teraz spotkałam je w Realu  w dużej promocji, 3,99 zł za sztukę, więc jak tu nie wziąć? Wzięłam 5, wszystkie najgrubsze, żeby mi się dobrze czytało, a więcej nie mogłam z powodu ograniczeń bagażowych, prawda.
Na razie poszły "Wyścigi", uśmiałam się jak zwykle, po pachy, a nawet mojej latorośli podrzuciłam jedną, ma chłopię już 16 lat to chyba może i takie coś poczytać od czasu do czasu, a nie jakieś tam fantastyki i baśnie fantasy cały czas. Na razie zaczął, ciekawe jak sobie poradzi ze specyficznym bądź co bądź, słownictwem Chmielewskiej.

A w ogóle, odgrzebałam stary wierszyk, napisany przeze mnie w 1992 r., a który całkowicie oddaje mój nastrój ostatnimi czasy. Zobaczcie sami.


- I PUK I STUK -

Miarowo stukają konie
bolą je już kopyta
od tego stukania
ale ciągle stukają
bo muszą
bo takie jest
ich przeznaczenie
                                          13/07/1992

Co to ja kiedyś wypisywałam, hehehe :-)