piątek, 3 lipca 2020

Na spacerek

Dzisiaj nie będzie słowa pisanego, będzie za to słowo mówione i ukazanie kiepskiej techniki operatora kamery. Trudno.
Od początku lockdown spaceruję dużo, ale bardziej po to by nabijać ilość kroków na zegarku niż dla dobrego samopoczucia. Dla dobrego samopoczucia to ja muszę iść żeby chodzić, tak naprawdę chodzić, ze dwie godziny conajmniej, z plecakiem, w którym mam wszystkie przydasie i buteleczkę z wodą. Niedużą, bo jak pije to sikam, a najczęściej nie ma gdzie. No i wczoraj pękło mi się (żyłka w oku) więc powiedziałam: dość. To wszystko z nerwów (w pracy) i od tego siedzenia przed komputrem (w domu). Więc spakowałam się i wyszłam.
Jak się siedzi w pracy w chałupie na doopie to człowiek ma wrażenie, że cały świat jest taki zmizerowany, zimny i nieprzyjemny. Przedobrzyłam z ubraniem, ale po to jest plecak, żeby wcisnąć do niego niepotrzebne części garderoby. No dobra, to tyle tytułem wstępu.

Filmik nadawałam na fejsie na żywo, dlatego wybaczcie jakość i estetykę, ale to był impuls i dobrze mi z tym. Kto mnie widział wczoraj to może zacząć od 12 minuty :-) Ale lepiej niech obejrzy jeszcze raz, bo dodałam komentarze. Zapraszam na spacerek.



czwartek, 25 czerwca 2020

Góma do rzucia

Oczywiście tytułu nie należy poprawiać. Autorka wie jak się pisze góma, szczególnie ta do rzucia.
Byłam w Wielkim Sklepie. Lubię Wielki Sklep, od kiedy okazało się, że z powodu jego wielkości chyba, nie ma żadnych kolejek przed wejściem, no chyba że do kasy, ale to normalne. No i moge tam kupić wszystko, jak specjalna edycja wódki Smirnoff czy sprzęt do robienia sushi. No i kiedy tak stałam w tej niewielkiej kolejce do kasy, rzuciło mi się na oczy takie zjawisko, że oprócz normalnych gum do żucia (nie moich ulubionych w listkach, bo tych to już dawno nie widziałam) na półce wyłożone były jakieś nowe, w pudełeczkach. Nowość, nie trzeba mi powtarzać dwa razy, lubię gadżety i lubię nowości, więc zakupiłam.


Ładne pudełeczko, całkiem poręczne. Cena nie wiem, bo to co poniżej funta to jakoś ciężko mi zapamiętać, prawdopodobnie więcej niż normalne, znaczy te w drażetkach pakowane po dziesięć sztuk, no bo za pudełeczko się płaci przecież. Kupiłam i zapomniałam. 

Wczoraj, jak co rano, wypiłam kawę przed odprowadzeniem Chłopa do pracy ale że się spieszył to nie miałam już czasu przeczochrać kopary, jak to się mówiło w akademiku, czyli wyszorować zębów. No i sobie przypomniałam, że właśnie mam w torebce paczuszkę nowej odświeżającej gumy do żucia Estra, w Polsce znanej pod nazwą Orbit. Otworzyłam, wyjęłam jedną, zapytałam Chłopa czy chce, nie chciał ale i tak mu dałam. No i mi kurna zostało zaledwie PIĘĆ SZTUK, bo o zgrozo, to wypasione pudełeczko posiada w zawartości sztuk jedynie siedem! No skandal po prostu!


Nie powiem, ładne toto, kwadratowa poduszeczka ładnie się mieści w paszczy i jest dość miękka w porównianiu do drażetek. W sumie sama nie wiem po co to piszę, to nie jest lokowanie produktu, nikt mi za reklamę nie płaci. Bo miało być o gómie do rzucia. 

No więc tak. Idziemy, rozmawiamy sobie, międlimy te gumy w ustach. Przed bramą pracy Chłop  pochyla się nade mną, ponętnie całując w usta na do widzenia, po czym szepcze namiętnie: "Wiesz, mogę Ci teraz tę gumę przekazać języiem, będziesz miałą dwie..." Odpowiedziałam równie namiętnym szeptem, żeby se te swoje zarazki do śmietnika wywalił, mnie moja jedna guma w zupełności wystarczy... No i poszłam.

Idę sobie, idę, guma jak to guma, robi się niedobra bo smak już wyrzuty, poza tym już mnie szczęka boli bom nienawykła. Rozglądam się uważnie, czy nie ma w pobliżu jakiejś istoty ludzkiej, no nie ma, w sumie jestem na ścieżce pomiedzy polami, dookoła mnie tylko las i pole pszenicy, przez które przechodzi trakcja elektryczna. Wyjmuję kleistą bryłke z ust, biorę zamach i rzuuuuuucam daleko w pole... Znaczy taki miałam zamiar, bo oczywiście guma wylądowała na jedynym dookoła słupie elektrycznym, tuż obok mnie. Przysięgam, gdybym brała udział w zawodach rzucania gumą, nigdy bym w tego cholernego słupa nie trafiła, a zwłaszcza z metra. Rozejrzałam się szybko, odkleiłam kulkę ze słupa i jeszcze raz rzuciłam, tym razem o włos od słupa, na szczęście się udało i guma znalazła miejsce wiecznego spoczynku gdzieś w pszenicy.

Morał z tego jest jeden - nie rzucajcie niczym w pobliżu słupów elektrycznych, bo te cholery mają zdolność przyciągania.

wtorek, 9 czerwca 2020

Co jest ze mną nie tak

Szlifuje formę. Zauważyłam, że ostatnio półgodzinna sesja jogi nie wystarcza, bo za każdnym razem oboje zostajemy jeszcze chwilę na matach i doćwiczamy co tam nie było do końca ogarnięte. Chłop zazwyczaj robi jeszcze downward facing dog, czyli "psa z głową w dół", ja zazwyczaj rozciągam jeszcze te członki, które nie zostały odpowiednio porozciągane i ćwiczę pozycję kruka. Coraz lepiej mi wychodzi, potrafię już podnieść się na własnych rękach przez dwie sekundy. Ale częściej przez sekundę. W każdym razie, po dwóch miesiącach krókich ćwiczeń widzę jakieś korzyści dla ciała i dla ducha też. Lepiej oddycham. Lepiej śpię. Jestem w lepszym nastroju. Mam więcej energii. Zmniejszyłam się odrobinkę objętościowo, bo wagowo to raczej jestem constant. No ale dżinsy sobie mogę z dupy ściągnąć bez rozpinania. Może się rozciągnęły.

No więc skąd ten temat? Co może być ze mną nie tak? Otóż zauważyłam, że:

1. Ciało. Potrafię skłonić się bardziej w lewo niż w prawo, lewą nogę mam bardziej rozciągniętą niż prawą, lewe ramię bardziej niż lewe, ale szyję mogę skręcić bardziej w prawo.

2. Oczy. Oko lewe widzi gorzej niż prawe, no chyba że są zmęczone, wtedy widzą bardzo podobnie.

3. Zęby. No są. Nie za brzydkie, ale nie znowu jakieś piękne. Trochę krzywe, ale najbardziej krzywy to mam zgryz. Może nie każdy zauważa, ale ja widzę, dlatego się tak rzadko uśmiecham pełną gębą. Chociaż, z drugiej strony, wcale się z tym nie kryję, bo co ja mogę? Nie miałą mama na aparat to teraz córka ma krzywy zgryz. Może i bym mogła teraz to naprawić, ale się boję. Nie wiem, może się jeszcze zastanowię, bo to nie tylko kwestia estetyczna, ale utrudnia gryzienie.

4. Brzuch. Mam wystający, no chyba że wciągnę. Zawsze miałam wystający, nawet gdy byłam chuda jak szczypiorek i świeciłam sześciopakiem. Pamiętam, jak żaliłam się babci: Babciu, zobacz jaka gruba jestem, jak mi brzuch wystaje. A babcia wtedy odpowiadała (ze swoim miękkim wschodnim zaśpiewem) - ale dociu, troszkę tłuszczyku pod skórką być musi, a poza tym kiszeczki muszą się przecież gdzieś zmieścić, prawda?

5. Paznokcie. No tym to mnie natura raczej nie obdzieliła, choć i tak mam lepsze od mojej mamy sióstr, oj one to dopiero biedne. To co pokazuję czasami na zdjęciach to jest i tak cud malina, bo one normalnie to są słabe, miękkie, suche i łamliwe. A na kciukach na dodatek się marszczą i nic z tym nie moge właściwie zrobić, bo jak spiłuję te zmarszczki pilnikiem to się robią jeszcze cieńsze i miększe. No cóż. Taki urok.

6. Język. Nie ten w gębie, choć właściwie to tak. Mam wrażenie że nie nadążam z mówieniem, w wyniku czego czasami gęgolę i memlaczę. Może gęby nie otwieram odpowiednio, może krzywy zgryz przeszkadza? Muszę się pilnować, żeby mówić powoli, wtedy jest wyraźnie.

7. Język po raz drugi, ale w innej kategorii. Ten, którym normalnie ludzie się porozumiewają. Ponieważ na codzień mówię po angielsku, a po polsku raz na czas, czasami mi się po prostu pieprzy. Do Chłopa potrafię wtrącić polskie słowo, szczególnie jak mówię do kotów (koty mówią po polsku), a do Polaków wtrącam słowa angielskie. W rozmowach z dziećmi szczególnie się to zdarza, no ale one części polskich słów po prostu nie znają. Z innymi Polakami się pilnuję, ale często zdarza mi się zapomnieć słowo. Do wnuczki mówię po polsku, ale ponglisz też się zdarza, na przykład: o popatrz jaki ładny baterflaj :-)

8. Piegi. No mam. Wszędzie. Normalnie jakbym była ruda, a nie jestem, cerę mam raczej z tych oliwkowych w stopniu jasnym, w skrócie jestem żółciejsza od Chińczyka. Wiem bo porównywałam. Piegi są widoczne zwłaszcza po opalaniu. pomimo stosowania filtrów.

9. Skóra. Gładka ale bardzo sucha, jeśli takie połączenie jest możliwe. Dla mnie suche to szorstkie, ale Chłop mówi, że gładka to niech mu będzie. Pewnie dlatego uwielbiam masaże, bo olej się wchłania w stopniu natychmiastowym.

10. Nogi. Nogi to mam ładne, nie powiem, a stopy jeszcze ładniejsze. No ale na lewej nodze mogę stać o wiele dłużej niż na prawej, co szczególnie uwidatnia się przy jodze. Pewnie powinnam napisać: równowaga, ale nie zauważam tego problemu, gdy stoję na rękach ;-)

A poza tym wszystkim, właśnie zauważyłam, że mam grzywkę dwa razy dłuższą od przylegających do niej włosów. Ja wiem, że jestem wyśmienitą fryzjerką, ale luuuuudzie, kiedy sie te salony wreszcie pootwierają??




Poza kruka (Crow Pose) - zdjęcie ze strony https://livingmindfully.blog/yoga/tutorial/crowpose