Przeczytałam wpis Baluma
o magikach. Nie, nie czarodziejach z różdżkami, co to cuda potrafią wyczarować, ale o takich co to chcą coś naprawić/usunąć/wymienić, umawiają się, my czekamy, a potem dowiadujemy się, że nas nie było w domu. Ileż takich sytuacji się wydarza dziennie i to chyba we wszystkich krajach świata! Głupota ludzka, nieświadomość, czy po protu lenistwo?
Miałam niedawno podobną akcję.
Pamiętacie, kupiliśmy niedawno nowy dom. Zanim się wprowadziliśmy, musieliśmy zakupić kilka rzeczy, w tym łóżko. Wypatrzyłam sobie w internecie, ale że nie chciałam kupować kota w worku, wynaleźliśmy sklepy, w których takie łóżka sprzedają, niestety tylko na zamówienie więc nie było co oglądać. Aż w końcu w jedym ze sklepów stało, nie do końca to samo, ale z tej samej serii więc wiedzieliśmy jakie drewno, jaki kolor i rozmiar. Decyzja podjęta. Gorzej poszło z materacem, ale równiez i ten wybraliśmy wspólnie, oczywiście i tak stanęło na moim.
Jako że mieliśmy całą przeprowadzkę poupinaną na ostatni guzik, dostawa musiała się odbyć w określonych dniach. Załatwiłam więc, że łóżko miało przyjść we wtorek a materac w środę. Panowie od łóżka przyjechali punktualnie, informując mnie o tym fakcie już od niedzieli, a w dzień dostawy dzwoniąc do mnie co pół godziny aż mnie powoli wqurw łapał, bo ilez można. Ale przynajmniej widać było troskę o klienta. I nawet wnieśli mi to wszystko na drugie piętro. Wieczorem skręciliśmy łóżko i wyobrażaliśmy sobie, jak to będzie nastęnego dnia, kiedy będziemy mogli na nim spać.
Nazajutrz rano dostałam wiadomość od kuriera materacowego, że dostawa odbędzie się w godzinach od dwunastej do szesnastej. Super więc, z samego rana przeprowadziłam koty z resztą dobytku, a od jedenastej już czekałam. Pootwierałam wszystkie drzwi w domu, żeby słyszeć pukanie do drzwi w razie gdybym udała się do na przykład łazienki, usiadłam sobie na schodach na piętrze i oddałam przyjemnościom grania na komórce, nasłuchując.
I nagle usłyszałam. Trzask klapki na listy. Jak może wiecie, każdy dom w UK ma specjalną klapkę, przez którą listonosz wrzuca listy, a roznosiciele reklam różne papiery. No więc usłyszałam klapkę. Wyjrzałam przez okno i ujrzałam... kuriera oddalającego się szybkim krokiem. Wybiegłam za nim galopem, mało nóg nie gubiąc na schodach, ale już nawet nie zdążyłam powąchać smrodu kurierowego vana. Wkurzona wróciłam do domu, zastając wrzuconą pzrez otór listowy karteczkę:
"Usiłowałem dostarczyć przesyłkę, ale nikogo nie było w domu. Spróbuję ponownie jutro".
Szlag mnie trafił. Specjalnie wolne wzięłam, czekałam, a ten drań nawet do drzwi nie zapukał, ba, nawet się nie pofatygował wyjąć pudła z samochodu, przecież widziałam jak odchodził! Wiele nie myśląc złapałam za telefon, dzwonię do firmy kurierskiej. UPS, żeby nie było, nie jakaś firma kogucik. Zadzwoniłam, odebrał pan, wysłuchał mojej skargi, przeprosił i obiecał że ktoś z lokalnego oddziału oddzwoni w ciągu godziny. Wkurzona do białości, ale nie mogąca nic więcej zrobić poza czekaniem, usiadłam sobie znowu na schodach wracając do niezwykle interesującego zajęcia, jakim jest klepanie w telefon.
Rzeczywiście, po jakichś czterdziestu minutach zadzwonił telefon. Odebrałam, pani z lokalnego biura UPS. Przeprosiła, mówiąc że kierowca nie mógł dostarczyć przesyłki bo nikogo nie było w domu, żeby jutro być to on postara się dostarczyć ponownie. I tu już mnie prawdziwy wqurw chwycił. Przeprosiłam panią z góry za niegrzeczność, tłumacząc ją niesłychanym wzburzeniem i niemal krzycząc wyjaśniłam, że byłam w domu, czekając cierpliwie, że widziałam kuriera przez okno, że nie pofatygował się nawet z wyjęciem paczki z vana, że wsadził sobie karteczkę w drzwi nawet nie pukając, i że ja nie mam kolejnego wolnego dnia na czekanie na kurierów, że zapłaciłam za specjalną dostawę i muszę ją mieć dzisiaj, bo to jest materac i nie mam zamiaru spać na podłodze. I że niech zrobią wszystko co mogą, ta przesyłka ma być dzisiaj u mnie. Panię trochę zatkało. Obiecała jednak, że skontaktuje się z kurierem i zobaczy co się da zrobić. Po piętnestu minutach oddzwoniła informując, że kurier wróci z paczką około godziny piętnastej. Podziękowałam serdecznie, dodając, że nakleiłam już na drzwiach kartkę z napisem "Jestem w domu, zapukaj i poczekaj aż otworzę, bo to jest duży dom i zejście po schodach zajmuje chwilkę". Pani zaśmiała się i życzyła miłego dnia.
O piętnastej przyjechał kurier z pudłem. Głupio się uśmiechnął tylko, a ja nie wspomniawszy o sytuacji ani słowem, podpisałam się i życzyłam mu miłego dnia.
Można? Można. Ale ile to czasu i nerwów człowiekowi zeżre to tylko on sam wie.
***
Wpiszcie sobie w google: "courier from hell" i zobaczcie co Wam wyskoczy na pierwszym miejscu :-)))