wtorek, 23 maja 2017

Obrazki z weekendu

Jak kwiecień i maj do tej pory były najsuchsze w dziejach, tak w końcu sobie popadało, ale nie za dużo, bo ziemia dalej sucha. W każdym razie, bez zbędnych wyrzutów sumienia mogliśmy sobie jechać na zakupy, bo jak słońce świeci to zawsze szkoda marnować piękny dzień na zakupy. Tak że spędziliśmy cały niemal dzień w Ikei, ja tego mojego Chłopa kiedyś zabiję i tyle go będzie, bo ileż można stac i się gapić na żarówki??
W każdym razie relacji z tego przybytku Wam oszczędzę, a pokażę za to zwierzęta, które w sobotę dla Was sfotografowałam.

Dwa koty


Jasio Wędrowniczek


Jego Braciszek Franciszek Powolny


I młodsza siostrzyczka Hela Nieśpieszna


A także Antoni Bezdomny 


Pozdrawiam z ciepłej choć nie-za-słonecznej Szkocji :-)

poniedziałek, 22 maja 2017

Tylko dom i dom, a zwierzęta gdzie?

Szkoda mi tych moich zwierzaków, bo co sobie gdzieś kąt zorganizują to im się to zabiera i przestawia. Na przykład pokój, w którym były na początku, musieliśmy opróżnić na czas wstawiania szafy, więc kociarstwo zostało przeniesione do pustej sypialni gościnnej na tym samym piętrze. No i po tych dwóch tygodniach, jak się już zadomowiły to ich znowu przenieśliśmy z powrotem. Tym razem nie tymczasowo już, ale na stałe. Tak że drapak, zabawki, domek do spania i kocyki powędrowały do żółtego pokoju, gdzie mogą sobie nawet spać na łóżku. Miski z jedzeniem i fontanna z wodą trafiły już na miejsce stałe w kuchni. Kuweta stoi jeszcze gdzie stała, ale od kilku dni nie zaobserwowałam żadnych ruchów wewnętrzych, a żwirek gładziutki i pachnący, nie ruszany. Bo Moi Drodzy, moje koty są wychodzące już od trzynastego maja!
A było to tak, że pogoda była piękna, więc otworzyłam drzwi salonowe, a one powoli, ostrożnie, powychodziły na chwilę, żeby zaraz powracać. Pokazałam im też, że klapka jest już do użycia, więc zaczęły sobie swobodnie wychodzić, nie chciały na dworze przebywać za długo na początku, ale już teraz po tych dziesięciu dniach poczynają sobie całkiem swobodnie, Tiguś na przykład dzisiaj rano przegonił białego kota z posesji. Trochę mi go żal, bo jest mu ciężko się przecisnąć przez klapkę, nie że jest za duży, bo wiadomo że kot się wszędzie wciśnie, ale jakoś mu ciężko zginać łapy w kolanach. Bo kot wychodzi tak, że wciska najpierw głowę, potem przednie łapy i gdy te łapy dotkną gruntu, podkurcza po kolei tylne łapy i odpycha się nimi żeby wypchnąć całego kota. Tiggy tego zrobić nie może, więc musiał sobie opracować inną metodę, czyli zamiast odpychać się tylnymi łapami, uchyla przednie, czyli robi jakby pompkę, wskutek czego ciało przeciska mu się z wyprostowanymi tylnymi łapami. Może kiedyś sfilmuję to zobaczycie różnicę. Wydaje mi się, że Tiguś może mieć już artretyzm, w końcu to już senior. Zapytam weterynarza przy następnej kontroli, bo to kot nadal aktywny, choć lubi sobie coraz dłużej i częściej poodpoczywać.
Śmieszne jest obserwować, jak koty wracają do domu. Pokażę Wam na podstawie poniższego obrazka. To jest obszar o którym mowa:


A tak one wracajo do domu:


Przy czym Tiguś niekiedy nie wraca, wskakuje sobie na parapet zewnętrzy i sobie tam leży. Ciepło mu, bo to południowa strona, więc słoneczko świeci niemal cały dzień (jak w ogóle świeci, bo to wiadomo, Szkocja).
Koty śpią w domu gdzie chcą, najczęściej jedno na drapaku a drugie w domku, czasami na sofie. Kiedy remontowaliśmy żółty pokój, zdjęliśmy z łóżka osłonę materaca, która jest po prostu pianką memory foam (po polsku chyba termoelastyczna) i położyliśmy tymczasowo w gabinecie na starym biurku, które ma być w przyszłości wyniesione do garażu. Od razu pianka została  zaadoptowana przez Tigusia, któru zrobił sobie tam permanentne łóżko, więc nakryłam to kocykiem, niech ma na razie.
Po wczorajszej ponownej przeprowadzce z pokoju do pokoju Migusia trochę się boczyła. Spędziła wieczór pod biurkiem w gabinecie, ale znudziło jej się, więc sobie poszła na podwórko. Biedna, myślała pewnie, że jak opróżniliśmy pokój to znowu się będziemy przeprowadzać :-) Chłop poszedł do starego domu coś tam przynieść, a kiedy wrócił, oznajmił że widział oba koty nad stawem. Bo od frontowej strony domu mamy staw, ścieżka prowadzi dosłownie spod domu. Zdziwiłam się trochę, bo że Tiggy tam się zapuszcza to podejrzewałam, ale że Migusia to nigdy. Późno już było, poszłąm sobie pod prysznic, wychodze i słyszę nagłe wrzaski Chłopa. Wypadam z łazienki, patrze, a tam w gabinecie dantejskie sceny. Chłop trzepie coś z biurka, z krzesła, z siebie, och ach, ten kot jest cały usyfiony! Wskoczył mu na kolana a z kolan na biurko i teraz sodomia i gomoria, bo wszystko utytłane błotem! No to ja za kota niewiele myśląc i pod prysznic, bo rzeczywiście, łapy aż po kolana w błocie, całe schody aż do piętra wysmarowane. A ten cholerny prysznic, jak zwykle to korek normalnie się zatyka i stoi się po kostki w wiodzie, to teraz nie chciał za cholerę się zatkać, a plan miałam taki żeby napuścić trochę wody i wsadzić tam kota żeby tylko dół łapek z błota umyć. A dzie tam! Ja wodę do brodziku, kota do wody, a tam woidy już nie ma. I tak ze trzy razy. Zamknęłam kabinę w końcu z kotem, odwracam się i wrzeszczę do Chłopa, żeby przylazł na pomoc, no to ten leci, ale zanim doleciał to kot już z prysznica wyskoczył, do teraz nie wiem jak, i wysmarował całą podłogę w łazience zanim go dorwałam. Złapałam za fraki i niezadowolonego zaniosłam na dół, po drodze łapiąc ze schodów czarną koszukę Chłopa, którą ten był sobie przygotował do zniesienia do prania. W kuchni rzuciłam koszulkę na podłogę i wytarłam w nią kocie łapy. Wyglądało to tak, że trzymając w dwóch rękach drącego się kota przesuwałam jego zesztywniałe ze strachu łapy po czarnej koszulce. Na szczęście łapy były na tyle sztywne, że udało mi się usunąć część błota spod spodu, resztę pozostawiając obrażonemu czworonogowi do samowyczyszczenia.
Po czym zamiast do łóżka, udałam się do usuwania skutków katastrofy. Prywatna inwestygacja nie udowodniła wprawdzie, niemniej jednak z wielkim prawdopodobieństwem założyła, że musiał biedak za blisko wody podejść, a najpewniej pośliznął się na drewnianym pomoście i wpadł dwoma łapami do wody, która przy brzegu ma ze dwa centymetry. Po czym tak się przeraził, że w te pędy pognał do domu, tak że błoto nie zdążyło na nieszczęśniku wyschnąć. Ciekawe czy da to mu coś do myślenia??


piątek, 19 maja 2017

Humor na piątek

Misz masz, co tam mi ciekawszego wpadło. Zapraszam!


*****
Przychodzi facet do monopolowego:
- Ma pani czystą?
- A gówno cie to obchodzi, zboczeńcu!


*****
Mama wysyła Jasia do sklepu:
- Jasiu, kup makaron włoski, tylko pamiętaj żeby był na jajkach.
Idzie Jasio do sklepu i se powtarza: makaron włoski na jajkach, makaron włoski na jajkach, włoski na jajkach... Wchodzi do sklepu i pyta:
- Ma pani włoski na jajkach?


*****
Spotykają się dwie koleżanki. Jedna pyta drugiej:
- A jak ci się z ukochanym układa?
- Już go nie mam.
- Ale jak to, przecież mówiłaś, że "ma to coś"...
- Tak, miał, ale już to wydaliśmy.


*****
Wieczór. Rozmawiają dwaj nieznajomi przy barze. Jeden mówi do drugiego:
- Podobno dzisiaj w nocy będzie Zimna Zośka.
- ...a u mnie w domu tylko Wkurwiona Krystyna...


*****
Rodzice z synkiem wybrali się do cyrku. Kiedy tata poszedł kupić słodycze, na arenę wkroczył słoń. Chłopiec wstaje i zaaferowany woła do mamy:
- Mamo, mamo, a co to jest??
- To jest ogon słonia.
- Ale nie to, to takie pod spodem!?
- Aaaaa.... toooo... to nic takiego, synku - odpowiada mama.
Wraca tata, ze słodyczami ale bez napoi, więc po napoje idzie mama. Synek nie daje za wygraną i pyta wskazując na słonia:
- Tato, ale co to jest?
- To jest ogon.
- Ale to pod spodem!?
- A to jest siusiak słonia, synku.
- A mama powiedziała, że to nic takiego.
Ojciec z dumą rozpiera się w krześle i mówi:
- No cóż, synku. Tatuś trochę mamusię rozpuścił...


*****
Poznali się w sanatoriu.
Pierwszego dnia pogładził ją po dłoni.
Drugiego dnia chwycił za rękę.
Trzeciego dnia, kiedy objął ją w talii, zapytała rozdrażniona:
- A ty myślisz, że ja tu na pół roku przyjechałam?


*****
W sądzie.
- Baco, a czym zabiliście sąsiada?
- A synecką, Wysoki Sądzie.
- A wieprzową czy wołową?
- Kolejową.


*****
Sprawa oparła się o sąd. Sędzia zapytuje oskarżoną:
- To co pani ukradła?
- Puszkę brzoskwiń, Wysoki Sądzie.
- A ile tych brzoskwiń było w puszce
- 6 sztuk.
- Czyn jest o bardzo niskiej szkodliwości społecznej, ale prawo jest prawem. Za każdą brzoskwinię zasądzam jeden dzień aresztu.
Naglew na sali poruszenie, mężczyzna przedziera się do sędziego.
- Wysoki Sądzie, jestem jej mężem.
- I co, nie wytrzyma pan bez żony sześć dni?
- Nie o to chodzi, Wysoki Sądzie. Ona podpieprzyła jeszcze torebkę maku!


*****
Dopiekło facetowi życie, postanowił się powiesić. Kupił linę, zmajstrował stryczek, przewiesił go przez żyrandol, wszedł na stołek, założył stryczek na szyję, patrzy na pokój ostatni raz i nagle zauważa niedopitą butelke wódki na szafie.
- Co się ma wódka zmarnować - myśli sobie.
Wysunął głowę ze stryczka, przystawił stołek do szafy, sięga po wódkę, patrzy a tam zapomniana paczka papierosów.
- O! - pomyślał. - I życie zaczyna się układać.



Miłego weekendu!