Późna noc. Ona przewraca się z boku na bok sapiąc, on pociąga co chwilę nosem.
- Może się jednak wysmarkam...
- No, to dobry pomysł - mówi ona. - Basz tab papier (w domyśle "toaletowy")??
Oczywiście nie ma. Na stoliku nocnym jakiś wymiętolony papier udający zużytą chusteczkę.
- Do to ci przyniosę, a ty tu leż i się dzie ruszaj.
Zwlekła się z łóżka, poszła po rolkę papieru, tę samą którą w większej części sama zużyła na własne smarki, złapała tez po drodze stary worek po zużytym papierze toaletowym.
- Basz tu, do wycierania doska. I woreczek da zużyte smarki, żeby się bo domu nie walały.
Wysmarkał się, sapie.
- Coś jeszcze ci botrzebne?
- Może paracetamol, bo mi jakoś tak...
- Dobrze.
Zwlekła korpus z łóżka ponownie, przyniosła paracetamol.
- Jeden? Lepiej weź od razu dwa.
Nie wziął.
- Wody jeszcze? Do dobra. To weź zabknij oczy i się zastanów czego jeszcze potrzebujesz bo dzie będę tak całą noc łaziła.
- Wody tylko.
Przyniosła wodę. Zgasiła światło. Położyła się. Czuje smyranie po plecach. Na amory mu się zebrało, cholera, z cieknącym nosem. No nic, udaje że śpi. Smyranie powoli osłabło, smyrsająca ręka opadła bezwładnie, zapadają w niebyt...
On nagle zrywa się z poduszki, nasłuchując.
Ona zapala światło.
- Co się stało?? Wysmarkać się musisz?
- Ciiiiii.... słyszysz?? - szepcze on.
Ona nie słyszy.
- No ale to... słyszysz? Sapanie takie...
Ona nastawia ucha, nasłuchuje...
- Jezusmaria, człowieku, teraz to mnie wystraszyłeś na ament, do przecież już nie zasnę. Do co ty, horrory jakies mi tu urządzasz.
- No ale sapie! Głośno oddycha, posłuchaj...
Słuchają oboje.
- A to nie mój oddech jest? - pyta szeptem ona.
- No nie, to nie jest zupełnie zsynchronizowane z twoim. O, teraz ucichło.
Wcale nie uspokojona, postanawia jednak zasnąć w objęciach ukochanego.
Smyranie po plecach ponawia się.
- Musze cię trochę zagrzać, jesteś taka zmarznięta...
- Tak cholera, jestem zbarznieta bo co chwile wstaję bo bi spać nie dajesz!
- No ale mogę cię trochę rozgrzać? Nie masz nic przeciwko temu?
- A to rozgrzewaj, rozgrzewaj....
Po chwili oboje zapadają w senny letarg. Już nawet pojawiają się marzenia senne, o torebce Gucci, do której ktoś upchał słoik z kapustą kiszoną i słoik zaczął przeciekać... (wiecie, te klimaty kiedy ktoś bąka cichacza cichaczem znienacka).
Nagle BUM!!! Tup-tup-tup i szur-szur-szur... ktoś skrobie w drzwi.
Półprzytomna wstała, otworzyła drzwi, wypuściła kota z sypialni. Gdzieś w głebokiej otchłani umysłu zapaliło się światełko - wyjaśniło się tajemnicze harczenie i sapanie. Teraz można już spać spokojnie...
środa, 21 grudnia 2016
piątek, 16 grudnia 2016
Humor na piatek
Grype mam. W lozku leze. Gdzies tam, w Vodka Revolution w Edynburgu, moja firma zaczyna wlasnie Christmas Lunch. A mialo byc tak fajnie, napic sie mialam bo fajne koktajle tam podaja...
Tak ze wybaczcie, ale kawalow dzisiaj nie bedzie.
Trzymajcie sie cieplo.
Tak ze wybaczcie, ale kawalow dzisiaj nie bedzie.
Trzymajcie sie cieplo.
wtorek, 13 grudnia 2016
Gdzie nie popatrzysz, tam dupa zbita
Wczoraj miałam z tego wszystkiego taką prawdziwą, naturalną migrenę, gdzie łeb prawie pęka, chce się rzygać i człowiek jest przymulony jak po morfinie. A w dodatku musiałam uczestniczyć w pierwszym cholernym tegorocznym Christmas Lunczu. Jak wróciłam do domu, to nic mi się nie chciało tylko płakać. No to się położyłam do łóżka i tak sobie płakałam, płakałam, aż Chłop przyszedł z pracy, przytulił, pocieszył i łzy powycierał. Nosa sobie nie dałam wytrzeć, za swoje własne smarki sama biorę odpowiedzialność.
W każdym razie, późnym wieczorem dostałam emaila od rzeczoznawcy z rzeczowym i obiektywnym wyjaśnieniem niektórych kwestii, po którym powiedziałam że dobra, niech podpisuje i wysyła. Ja chcę się tego skarbu jak najszybciej pozbyć. A potem niech się dzieje co chce. To znaczy to co ja chcę, bo samo to się nic nie zrobi. Dzwoniłam już do agenta, chałupa idzie pod młotek jak tylko dostaną raport i ustalimy strategię. Czyli jutro, najpóźniej pojutrze.
W każdym razie, z tym sprzedawaniem domu to jest naprawdę tak że gdzie się nie popatrzysz tam dupa zbita. Płacz i płać. Jedyną pociechą może być uzyskanie większej ceny za nieruchomość, ale to zależy przecież od tego ile ludzie będą chcieli zapłacić. Co prawda, jak już kiedyś pisałam, chałupy takiego pokroju sprzedają się jak świeże bułeczki, ale czy ktoś będzie w ogóle chciał kupić moją? Wszyscy są dobrej myśli, tylko ten raport cholerny. Dobrze że chociaż wydajność energetyczna jest raczej lepsza niż gorsza, nie wiem czy ktoś na to w ogóle patrzy, ale jak popatrzy to może zobaczy nie tylko wady ale też i zalety.
Pokażę Wam teraz moją zbutwiałą ruinę. Ponieważ nie ma jeszcze oficjalnego ogłoszenia, to będzie tylko kilka zdjęć z ulotki. Jest jak jest, niebo wtedy nie było błękitne, sami oceńcie.
W każdym razie, późnym wieczorem dostałam emaila od rzeczoznawcy z rzeczowym i obiektywnym wyjaśnieniem niektórych kwestii, po którym powiedziałam że dobra, niech podpisuje i wysyła. Ja chcę się tego skarbu jak najszybciej pozbyć. A potem niech się dzieje co chce. To znaczy to co ja chcę, bo samo to się nic nie zrobi. Dzwoniłam już do agenta, chałupa idzie pod młotek jak tylko dostaną raport i ustalimy strategię. Czyli jutro, najpóźniej pojutrze.
W każdym razie, z tym sprzedawaniem domu to jest naprawdę tak że gdzie się nie popatrzysz tam dupa zbita. Płacz i płać. Jedyną pociechą może być uzyskanie większej ceny za nieruchomość, ale to zależy przecież od tego ile ludzie będą chcieli zapłacić. Co prawda, jak już kiedyś pisałam, chałupy takiego pokroju sprzedają się jak świeże bułeczki, ale czy ktoś będzie w ogóle chciał kupić moją? Wszyscy są dobrej myśli, tylko ten raport cholerny. Dobrze że chociaż wydajność energetyczna jest raczej lepsza niż gorsza, nie wiem czy ktoś na to w ogóle patrzy, ale jak popatrzy to może zobaczy nie tylko wady ale też i zalety.
Pokażę Wam teraz moją zbutwiałą ruinę. Ponieważ nie ma jeszcze oficjalnego ogłoszenia, to będzie tylko kilka zdjęć z ulotki. Jest jak jest, niebo wtedy nie było błękitne, sami oceńcie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)