Dostałam propozycję "nie do odrzucenia".
Właściwie sama jestem sobie winna, bo jakoś tak w niedzielę po kolacji rzuciłam hasło: A może by tak... no bo w końcu czas szybko mija, a poza tym można zacząć pomału się zastanawiać co z przyszłością zrobić. Ale nic na siłę, nie w tej chwili, i czy w ogóle to jest dobry pomysł.
A można by tak... tu czy tam... tu nie za bardzo a tam to nie wiadomo jak, to za mało, to za dużo, w każdym razie padło trochę propozycji, wszystko można ustalić, trochę opcji jest do wyboru.
Przemyślmy to, ale już nie teraz bo późno, padło w końcu, bo niedziela, wieczór...
Wczoraj od niechcenia spytałam, bo nie za bardzo o tym myślałam, opcje są to się załatwi jak przyjdzie czas. I wtedy padła jeszcze jedna propozycja, taka której w ogóle nie brałam pod uwagę, przez myśl mi nawet nie przeszła. Szczęka mi spadła na kolana i tak leżała przez chwilę, nie dychając, a w głowie od razu tysiąc myśli i wszystkie o jednym: o kurde, no i co teraz, co teraz?? Jak??
Powiedziałam że to straszna propozycja, ale rzeczywiście bardzo odważna i w tej sytuacji chyba najlepsza. Ale czy na pewno? Dostałam zapewnienie że na pewno.
Oczywiście nic nie zostało zadecydowane jeszcze, ale czaszka mi już buzuje i zaczynam się powoli przyzwyczajać do myśli że może faktycznie to już czas. Nie wiem tylko czy jestem gotowa na taką zmianę. W stylu: chcę ale się boję. Ale sama zaczęłam, to teraz mam.
Aha. A we wrześniu jadę na wakacje!!! I sama nie wiem czy mnie na to stać. A niech to!
środa, 27 lipca 2016
piątek, 22 lipca 2016
Humor piątkowy
Dzisiaj głównie w obrazkach. O mężu i żonie, o kobietach i mężczyznach :-)
Źródło: z internetu, ha ha ha! *
*****************
List do żony
Kochanie,
Przez ostatni rok próbowałem się z Tobą kochać 365 razy. Udało mi się 36 razy, co daje średnio raz na 10 dni. Przygotowałem poniższą listę aby Ci uzmysłowić dlaczego nie mogliśmy robić tego częściej.
- 54 razy pościel była za czysta
- 17 razy było zbyt późno
- 49 razy byłaś zbyt zmęczona
- 20 razy bylo za gorąco
- 15 razy udawałaś że śpisz
- 22 razy bolała Cię głowa
- 19 razy musiałaś wstać wcześnie
- 9 razy mówiłaś że nie jesteś w nastroju
- 7 razy miałaś oparzenie słoneczne
- 8 razy oglądałaś swój ulubiony serial
- 5 razy nie chciałaś popsuć sobie fryzury
- 3 razy mówiłaś że nie chcesz aby sąsiedzi nas usłyszeli
- 9 razy mówiłaś że nie chcesz aby dzieci nas usłyszały
36 razy, gdy udało mi się Ciebie namówić, były mało zadowalające ponieważ:
- 6 razy leżałaś jak nieżywa
- 8 razy przypominałaś mi że trzeba pomalować sufit
- 4 razy kazałaś mi się pospieszyć aby mieć to już z głowy
- 7 razy musiałem Cię budzić i powiedzieć że już skończyłem
- a raz myślałem że zrobiłem Ci krzywdę bo zaczęłaś wierzgać
List do męża
Kochanie,
Myślę że coś Ci się pomyliło. Oto prawdziwe powody, dla których nie dostałeś więcej razy:
- 5 razy przyszedłeś pijany i próbowałeś zgwałcić kota
- 36 razy w ogóle nie przyszedłeś do domu
- 21 razy nie miałeś wytrysku
- 33 razy miałeś przedwczesny wytrysk
- 19 razy miałeś za miękkiego
- 10 razy dostałeś skurczu palców
- 38 razy pracowałeś do późna
- 29 razy musiałeś wstać wcześniej aby jechać grać w golfa
- 2 razy wdałeś się w bójkę i ktoś Cię kopnął w jądra
- 4 razy przyciąłeś go zamkiem błyskawicznym
- 2 razy miałeś drzazgę w palcu
- 20 razy straciłeś entuzjazm po myśleniu o tym przez cały dzień
- 6 razy spuściłeś się w spodnie oglądając swoje sprośne filmy
- 98 razy nie miałeś czasu bo oglądałeś swoje zawody sportowe
Gdy już to robiliśmy, to wiedz że dlatego pozostawałam nieruchoma, ponieważ nie trafiałeś i pieprzyłeś w prześcieradło. Jeśli chodzi o sufit, to jest tak zaniedbany że bałam się aby nie spadł mi na głowę. Natomiast wtedy, gdy jak mówisz zaczęłam wierzgać - puściłeś bąka, a ja próbowałam złapać powietrze!
***************
No i nie mogłam się powstrzymać na koniec. Ze specjalną dedykacją dla Nietypowej Matki Polki
* Z profilu Porąbany Drwal na Facebooku, a zresztą prawie wszystkie fotki są z podpisem :-p
czwartek, 21 lipca 2016
Post o tym co mi dolega
Każdemu coś dolega, jedni mają kolkę, drudzy sraczkę, a jeszcze inni przestawiane lekko komórki w mózgu. A ja zachorowałam ostatnio na... burzę. Tak, tak, wiem, podlegam pod tę ostatnia grupę.
Bardzo źle znosze upały. Nie wiem dlaczego daję radę na wakacjach, pewnie dlatego że jest klimatyzacja i dużo wrażeń. No i jestem na zewnątrz. W domu i w pracy ledwo żyję. Od poniedziałku w Szkocji są straszliwe upały, 26-28 stopni, wiatru właściwie nie ma, ogólnie jest cudownie i wreszcie letnio.
Mam w biurze pootwierane okna dla wpuszczenia jakiegokolwiek powietrza, pozasłaniane żaluzje przed słońcem i wiatrak chodzący non stop. Od poniedziałku nie napiłam się herbaty, piję tylko zimną wodę i kawę late z pracowej kafejki rano, zanim zaczne. Chodzę ociężała i obolała i spać mi się chce cały czas.
A wczoraj to już w ogóle było strasznie, bo nadeszły burze z samego rana, burze jakie się w Szkocji rzadko spotyka, ale zupełnie inne niż w Polsce, nie takie porywiste. Powiedzenie że burza oczyszcza atmosferę odnosi się chyba do innego klimatu, bo ta wczorajsza wcale nie oczyściła, a zostawiła powietrze jeszcze bardziej parne i wilgotne. Mój katar sienny osiągnął wczoraj apogeum upierdliwości, a że jest tak samo zupełnie nietypowy jak ja cała, chodziłam jak śnięta ryba, w dodatku z zatkanym nosem i upierdliwym kaszlem, którego nie studziła nawet zimna woda z lodem. Za cały dzienny wkład do żołądka posłużył mi wczoraj jogurt, jabłko, trochę ryżu z kurczakiem w sosie pieczarkowym i garść truskawek ze śmietaną. Chyba i tak za dużo na tempo w jakim się poruszałam.
Jazda do domu po pracy to był horror. Otwarte okna wciągały ciepłe powietrze do środka, więc uznałam że klimatyzacja bardziej się przyda, a ona powodowała tylko że było mi zimno a nie przyjemnie*, ni tak ni srak, zaczęłam zasypiać przy tej cholernej klimatyzacji i musiałam się klepać po policzku co chwilę, bo się łapałam na mikrosekundowych utratach świadomości. Co przy prędkości 113 kilometrów na godzinę (bo tyle wynosi limit u nas) plus jak się okresowo człek zapomni i mocniej prawą noge położy, to nie jest sprawa przyjemna, tak sobie zasnąć.
A jak już dotarłam i nakarmiłam koty, rzuciłam się na sofę w celu obejrzenia jakiegoś dawno nie oglądanego programu i odpłynęłam w krainę nieważkości. W krótkiej przerwie między przeskakiwaniem z wymiaru do wymiaru wzięłam szybki prysznic, po czym w stroju Ewy ułożyłam się na wezgłowiu z książką w ręku, bo dopiero 22 była to se myślę, poczytam trochę. Z całego czytania pamiętam słowo Piotr.....
* Do purystów językowych, to nie jest błąd, nie było mi nieprzyjemnie, nie było mi przyjemnie :-)
Bardzo źle znosze upały. Nie wiem dlaczego daję radę na wakacjach, pewnie dlatego że jest klimatyzacja i dużo wrażeń. No i jestem na zewnątrz. W domu i w pracy ledwo żyję. Od poniedziałku w Szkocji są straszliwe upały, 26-28 stopni, wiatru właściwie nie ma, ogólnie jest cudownie i wreszcie letnio.
Mam w biurze pootwierane okna dla wpuszczenia jakiegokolwiek powietrza, pozasłaniane żaluzje przed słońcem i wiatrak chodzący non stop. Od poniedziałku nie napiłam się herbaty, piję tylko zimną wodę i kawę late z pracowej kafejki rano, zanim zaczne. Chodzę ociężała i obolała i spać mi się chce cały czas.
A wczoraj to już w ogóle było strasznie, bo nadeszły burze z samego rana, burze jakie się w Szkocji rzadko spotyka, ale zupełnie inne niż w Polsce, nie takie porywiste. Powiedzenie że burza oczyszcza atmosferę odnosi się chyba do innego klimatu, bo ta wczorajsza wcale nie oczyściła, a zostawiła powietrze jeszcze bardziej parne i wilgotne. Mój katar sienny osiągnął wczoraj apogeum upierdliwości, a że jest tak samo zupełnie nietypowy jak ja cała, chodziłam jak śnięta ryba, w dodatku z zatkanym nosem i upierdliwym kaszlem, którego nie studziła nawet zimna woda z lodem. Za cały dzienny wkład do żołądka posłużył mi wczoraj jogurt, jabłko, trochę ryżu z kurczakiem w sosie pieczarkowym i garść truskawek ze śmietaną. Chyba i tak za dużo na tempo w jakim się poruszałam.
Jazda do domu po pracy to był horror. Otwarte okna wciągały ciepłe powietrze do środka, więc uznałam że klimatyzacja bardziej się przyda, a ona powodowała tylko że było mi zimno a nie przyjemnie*, ni tak ni srak, zaczęłam zasypiać przy tej cholernej klimatyzacji i musiałam się klepać po policzku co chwilę, bo się łapałam na mikrosekundowych utratach świadomości. Co przy prędkości 113 kilometrów na godzinę (bo tyle wynosi limit u nas) plus jak się okresowo człek zapomni i mocniej prawą noge położy, to nie jest sprawa przyjemna, tak sobie zasnąć.
A jak już dotarłam i nakarmiłam koty, rzuciłam się na sofę w celu obejrzenia jakiegoś dawno nie oglądanego programu i odpłynęłam w krainę nieważkości. W krótkiej przerwie między przeskakiwaniem z wymiaru do wymiaru wzięłam szybki prysznic, po czym w stroju Ewy ułożyłam się na wezgłowiu z książką w ręku, bo dopiero 22 była to se myślę, poczytam trochę. Z całego czytania pamiętam słowo Piotr.....
* Do purystów językowych, to nie jest błąd, nie było mi nieprzyjemnie, nie było mi przyjemnie :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)