czwartek, 31 grudnia 2015

Ostatni raz się widzimy

Oczywiście w tym roku ;-) Jestem tak oryginalna jak Kraśko, wybaczcie. 
Kreacje wyszykowane? Makijaże pozaczynane? Fryzury już poukładane? Szampany się chłodzą? 
Pewnie większość z Was spędzi tę noc tak jak ja, to co się będę chwalić. Jeszcze tylko skoczę do sklepu po coś mocniejszego bo mnie dzieciaki wczoraj przyjechali i wszystko powypijali. A jak wytrzymam do północy to butelkę z bąbelkami otworzę i wypiję za pomyślność moją i Waszą. 

Szczęśliwego Nowego Roku!



środa, 30 grudnia 2015

A w lesie zima

Jak wczoraj napisałam, tak zrobiłam. Trochę wiało, ale w lesie przecież jest cicho. Pojechałam więc do swojego ulubionego lasu, który jest bardzo mały i nawet nie nazywa się forrest tylko woods. Od ostatniego czasu kiedu tu byłam wiele się zmieniło. Pamiętam jak kilka lat temu przy wyjściu z lasu zbierano ankiety, które miały pomóc ulepszeniu terenu i zagospodarowaniu go tak jak ludzie by chcieli. Dostali pieniądze z Unii to chcieli jakoś mądrze wykorzystać. Muszę powiedzieć, że się zdziwiłam, bo wszystkie moje dwa postulaty zostały uwzględnione, co zobaczycie zaraz na zdjęciach. Widocznie taka była wola większości ludzi.

Wejście do lasu (parku) prowadzi z parkingu. I o ten parking właśnie się upominaliśmy, bo przedtem parkowało się przy drodze, byle jak. Nie było tez tej bramy


Idąc doskonale znaną sobie drogą, próbowałam odnaleźć jakiekolwiek znaki wskazuujące na porę roku. Ten sdam las jesienią już opisywałam tutaj, więc można sobie przejrzeć dla porównania.


Wiosna?



Błotnista alejka, na szczęście błoto było w niewielu miejscach.




Mijająca mnie para w odpowiednich do okoliczności chodaczkach.


I moje laczusie :-)


Ciężko by było w normalnym obuwiu przedrzeć się przez to:


Wiosna? Czy pozostałości jesieni?





Węże...





To drzewo chyba jest bardzo stare.



A takją choineczkę każdy chciałby mieć w domu na święta. Akurat do samego sufitu.


Pozostałości jesieni.



Zaciekawiła mnie ta instalacja nadrzewna. Z daleka wydawało się że to jemioła. To zdjęcie zrobione w wielkim przybliżeniu, ale światło było kiepskie i nie udało mi się zobaczyć szczegółów.  




Zaintrygowało mnie to na tyle że zaczęłam wypatrywać podobnych. Znalazłam takie coś




A jednak nie jemioła, tylko jakiś inny pasożyt. Prawdopodobnie to samo co porasta korę drzewa. 




A poniżej mój drugi postulat - miejsce do siedzenia. ie spodziewałóam się tego w tym miejscu, szczególnie że dobudowano niektóre ścieżki, a ta w którą weszłam była i zupełnie nieznana. 


Po drodze napotkałam coś co wyglądało jak ule, ale być może to budki dla ptaków. 



I jeszcze jedno miejsce do siedzenia. Bardzo urokliwe. 


Ta choineczka była mi może do kolan. Śliczna.



Na końcu coś co mnie zadziwiło i ucieszyło najbardziej. Czegoś takiego się nie spodziewałam.




Powiem szczerze że sółońce już zaszło gdy robiłam ostatnie zdjęcia. I wtedy wydarzyło się coś co mi się jeszcze nigdy w życiu nie zdarzyło. Stanęłam na skrzyżowaniu dróg i straciłam orientację w terenie. Wydawało mi się że idę w dobrą stronę, ale wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały że idę w odwrotną. Ale szłam szłam i szłam, w nadziei że gdzieś dojdę a tymczasem zapadał zmrok. Nie bałam się bo las jest naprawdę niewielki i w pół godziny można dojść od końca do końca, więc wiedziałam że do któregoś końca zawsze trafię, a wtedy najwyżej zrobię kółko z powrotem na parking. Na szczęście miałam srajfona a w nim kompas. Pierwszy raz w życiu musiałam się orientować w terenie przy pomocy kompasu! Wiedziałam że parking jest od strony północnej więc ruszyłam na północ. Mój nochal mnie nie zawiódł i niedługo trafiłam na ścieżkę po której zaczęłam wędrówkę. Obawiałam się tylko tego błota w ciemności, ale aż tak ciemno jeszcze nie było więc spokojnie wróciłam do samochodu. Właśnie parkował jakiś samochód, pan z latarką wybierał się dopiero z pieskiem na spacer. A ja zmieniwszy obuwie pojechałam zmęczona do domu. 
Jakoś tak jest że las bardzo mnie męczy, w pozytywnym znaczeniu oczywiście. Nigdy nie jestem tak zmęczona spacerując po plaży jak na przykład po lesie. Chyba duża ilość tlenu daje o sobie znać. 
I tak to zakończył się mój ostatni spacer w 2015 roku. Z dnai na dzień nastrajam się coraz bardziej pozytywnie na przyszłość, zostawiając przeszłość daleko w tyle.  Jutro powitam Nowy Rok z butelką Jacka Danielsa. A co!

wtorek, 29 grudnia 2015

Poświąteczny marazm

Minione święta ogłaszam oficjalnie za najgorsze w życiu. Najgorsza była Wigilia. Popłynęło parę łez. Dobrze że trwały tak krótko.

Czas samotności.
Czas pozbywania się złudzeń.
Czas rozliczania się z przeszłością.
Czas traconych nadziei.
Czas zawieszenia w próżni.
Czas ucieczki.

Nie, pomimo tego wszystkiego nie jestem pesymistką. Pomimo marazmu i beznadziei święta i czas okołoświąteczny spędziłam wyjątkowo aktywnie, każdego dnia miałam coś do zrobienia, każdy dzień przyniósł jakieś nowe doświadczenie. Pojeździłam sobie na rowerze - w niedzielę zrobiłam ponad 50 kilometrów, wczoraj brałam udział w corocznym poświątecznym turnieju badmintonowym, dzisiaj nie mam siły nawet na motor, choć pogoda ładna. W domu bałagan bo nikomu się sprzątać nie chce, koty śpią a ja chyba pójdę na spacer do lasu.
Cieszyłam się na te święta choć oczekiwałam ich z niepokojem. Chciałam sobie odpocząć, odciąć od świata, posiedzieć w samotności. Czasami jednak samotność boli. Nie wiem, jaki jest dzień tygodnia, nie wiem ile mi jeszcze zostało do powrotu do pracy, trwam tak sobie z dnia na dzień, planując tylko jedną rzecz która musi być wykonana, reszta robi się jak leci albo i się nie robi. Poświąteczny marazm. Wolałabym żeby się już skończył...