- Mamo, mamo, widziałaś?
- Ale co?
- No kominy w końcu rozwalili!
- Jak to rozwalili?
- No to dzisiaj było, nie wiedziałaś?
- No nie wiedziałam, cholera jasna...
- No bo stoję właśnie na North Bridge, jeszcze jest kupa dymu, idź szybko na górę i zobacz porzez okno!
Pobiegłam po schodach w te pędy, dolatuję do okna, faktycznie, kupa rozwiewającego się już dymu a kominów nie ma.
- Ooooo, no nie ma, nawet dymu już prawie nie ma... - mówię z rezygnacją.
- Widzisz, cały rok czekałaś, a teraz jak wybuchło to nawet nie wiedziałaś.
- No nie wiedziałam...
- A ja wiedziałem dlatego stoję tu i oglądam.
No i fajnie. Przegapiłam widowisko.
Elektrownia Cockenzie wpisała się w krajobraz Edynburga i East Lothian już dawno, fajnie było widzieć z daleka gdzie jest dom. Tak wyglądała patrząc z Edynburga, kominy mają po 150 metrów.
(to zdjęcie jest z internetu)
Kiedyś chodziliśmy tam na makrele, bo gdy elektrownia wypuszczała ciepłą wodę do morza to przypływały ławice. Zamknięto ją dwa lata temu, kominy mieli wysadzać w zeszłym roku. Pamiętam gdy ogłosili pierwszy termin, córka warowała z kamerą przy oknie cały dzień. Ale z jakichś powodów to się nie stało, stało się za to w zeszłą sobotę. Poniżej widok sprzed, z okolicy domu.
Dlaczego nie wiedziałam? Bo całą swą energię skupiłam na naprawianiu roweru i głaskaniu motorka, a zresztą, nie ma co płakać nad wylanym mlekiem. W sobotę i tak zamierzałam pojechać na wycieczkę rowerową, więc szlak mój zahaczył również o byłą elektrownię. Samotny pusty budynek.
Tylko kupy gruzu.
Dookoła wciąż kręcą się ludzie, robią zdjęcia.
Służby robiące porządek pracowały na okrągło. Oto co zostało z dwóch 150-metrowych kominów cztery godziny po wybuchu.
Proszę, oto co mnie ominęło:
I z drugiej strony:
I z jeszcze innej strony:
Jakiś humor mam... wybuchowy dzisiaj :-) Ale nie co dzień dzieje się to co mnie właśnie ominęło!
Pozdawiam!