czwartek, 6 sierpnia 2015

Jak to się priorytety zmieniają

Zostałam oficjalnie pozbawiona statusu najlepszej (ekhem!) gospodyni. Tak jakbym kiedykolwiek miała jakieś aspiracje.
Synuś wrócił z wakacji. Oczywiście były to najlepsze wakacje w jego życiu (a ja myślałam że te na Gran Canarii, kiedy zachwycony przewracał oczami na plaży mówiąc że tyle cycków na raz to on w życiu nie widział), oczywiście w najlepszym towarzystwie (pojechał do dziewczyny), oczywiście w najpiękniejszym miejscu na ziemi (Devon i Kornwalia - aha!).
Przyjechał wieczorem, wiedząc że będzie głodny ugotowałam mu pyszne curry z kurczaka. Zjadł, poopowiadał, nagle pyta:
"A sos to kupiłaś?" W znaczeniu do curry. Oczywiście że kupiłam.
"A moja dziewczyna sama robi".
No i się dowiedziałam jak ona świetnie gotuje, a jakie ciasta piecze! A w ogóle to jej mama karmiła go sto razy lepiej niż ja (!) i dlaczego jego cała rodzina jest jakaś dziwna... I nawet w samochodzie to on się już czuje bezpieczniej ze swoją dziewczyną niż ze mną...
Stwierdziłam że wszyscy ludzie na świecie są różni i tak mu się akurat zdarzyło że trafił do takiej rodziny a nie innej. I powiedziałam:
"Ty się synku trzymaj tej dziewczyny, bo taka to skarb, już Ci się pewnie taka więcej nie trafi".
A w duszy zacierałam potajemnie ręce z diabelskim ognikiem w oczach hichicząc: "Łihihihihi....super, nie będziesz musiał przychodzić do mamusi na obiadki :-))))))"
No bo czy ja jakaś kucharka jestem?
Ale z tym samochodem to już przesadził...




środa, 5 sierpnia 2015

Na sinusoidzie

Wstyd się przyznać ale znowu mnie dopadło. Przez jakiś czas już było tak fajnie, tak lekko, zaczynałam umieć sobie radzić jakoś z emocjami, a tu nagle bum - zobaczyłam coś i znowu jestem na dole sinusoidy. Nie pomaga tak już przecież dokładnie przećwiczone odstawianie obrazu, odsuwanie myśli, koleżanka z biura gadająca przez telefon doprowadza mnie do wściekłości, znowu mam ochotę zamknąć się w czterech ścianach, położeć na łóżku i patrzeć w sufit. Próbuję nazywać swoje emocje, staram się oddechem przywrócić równowagę, wszystko na nic.

- Wiem że mam dziś w pracy po południu ciężki dzień ale nie jestem zupełnie w stanie skupić się na robocie.

- Wiem że na nic co mnie trapi nie mam wpływu więc nie powinnam szukać rozwiązania na siłę (no dobra chciałam już dwa razy ale ugryzłam się w rękę).

- Wiem że powinnam zająć się sprawami przyziemnymi, tu i teraz się dziejącymi a wszystko co dzieje się poza mną i tak przecież będzie się działo.

- Wiem że nie mogę teraz podejmować żadnych decyzji bo umysł mam zmącony ciągłym niepokojem.

- Wiem że nie powinnam mieć w tej chwili żadnych oczekiwań, bo jeżeli one się nie spełnią będę zawiedziona a zawód rodzi ból. A ja nie chcę żeby bolało.

- Wiem że tego zo zobaczyłam nie mogę traktować osobiście, bo to nie jest mój akt i mnie nie dotyczy.

 - Wiem że powinnam wziąć kilka głębszych oddechów, zamknąć oczy w skupieniu i dać pozytywnej energii płynąć przez moje ciało.

- Wiem że nie mogę karmić złego wilka, bo dając mu mięsko tylko się napędzam.

- Wiem że powinnam pomyśleć o rzeczach miłych. przyjemnych, ale nie tych z przeszłości tylko takich które się jeszcze nie wydarzyły.

- Wiem że nie powinnam kreować przyszłych wydarzeń w swej głowie, w końcu prawdziwe i ostateczne jest tylko to co się już dokonało a to czego nie ma może się przecież nie wydarzyć.

- Wiem że to co się stało nie może zostać "odstane", trzeba nauczyc się żyć ze wszystkim czego doświadczy nas życie.

- Wiem że to nie ja jestem winna że jest bieda na świecie, gorąco w Polsce a chłodno w Szkocji, że ktoś nie chce ze mną utrzymywać kontaktu pomimo że bardzo boli.

- Wiem że muszę być dla siebie dobra, tak jak staram się być dobra dla innych. Przecież nikt mnie nie będzie kochał tak jak ja sama siebie.

Wszystko to wiem a mimo to pozwoliłam na to żeby czarna płachta opadła mi na głowę i nie pozwalała uwolnić dobrych myśli. Życie na sinusoidzie jak widać jeszcze trochę potrwa.
Idę napić się herbaty...

P.S. Pograłam w badmintona tak że gębę mam w kolorze buraka, zjadłam paczkę czipsów i wypiłam napój gazowany grejpfrutowy. Uffff, już mi lepiej... No dobra, lepiej mi bo to co zobaczyłam się wyjaśniło. A mówiłam że nie powinnam sobie kreować rzeczywistości wgłowie.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Kornwalia cz.7 i ostatnia

Na zakończenie mojego cyklu wakacyjnego zostawiłam coś bez czego żadne spawozdanie nie jest pełne. Dla wielbicieli i nie tylko - post o zwierzątkach jakie napotkałam w Kornwalii.

Ślimaczek na drzewie

Krecik. Niestety RIP.  

Przyjrzyjcie się uważnie. To tuż za żywopłotem przy moim namiocie. Pełno punkcików.  

Każdy punkcik to króliczek. 

Pieski na plaży. 


Mewy na plaży. 

Mewy na głowie.

Foki w wodzie.
 


Abońdź i młoda mewka. 

Tajemniczy kot. 


Drugi tajemniczy kot. Taki sam.  

Stado rozwścieczonych byków :-)
Z tym to była fajna historia. Kiedy wychodziłam z ruin starożytnej wioski, spotkałam tych państwa z pieskiem na zdjęciu. Zapytali którędy to im powiedziałam że to jedyna droga i że się boję tych byków. Na to pan że to młodziutkie byczki i że one się mnie boją bardziej niż ja ich, więc żeby mi pokazać machnął ręką żeby je odpędzić. Byczki jednak były bardzo zainteresowane pieskiem, który podbiegał do nich jakby chciał się bawić, a one odskakiwały na kilka kroków i znowu przyskakiwały, rzeczywiście jakby się też chciały bawić. Ja poszłam cichaczem w swoją stroné, a państwo z pieskiem w swoją, 


A ciekawskie byczki rzędem za nimi :-)  

Najlepsze były sztuczne zwierzęta w Eden Project.  






Ale były tam też i prawdziwe, mówili na nie "kurczaki" :-) 



A taki gość odwiedził mnie w namiocie.  


Te krowy poniżej to są byki. Wielkie przerażające byki. Mysłałam że zemrę jak na mnie patrzyły.  

Ale te krowy wyglądały już całkiem łagodnie. 

Foczka z plaży.  

Stado krówek na łące. 

Nie bardzo widać bo robione z bardzo daleka, ale takich krów nie ma nigdzie indziej. A uwieczniłam bo... kiedyś grałam w Farmville i tam można było sobie z wielkim trudem taką krówkę wyhodować. Belted Cow, czyli Krowa Pasowa. Od pasa. Znaczy cała czarna tylko z pasem białym przez całe ciało. I taki to ze mnie znawca krów :-)


Kozo-łowce na Tintagel. Nie wiedziałam czy to łowce czy kozy, okazało się że to i to.  

I czarny baranek. 

A na zakończenie sympatyczna panna :-)

I to by było na tyle moich Kornwalijskich Opowieści. Mam nadzieję że Wam się podobały  :-)