środa, 17 grudnia 2014

Fajny początek dnia

Wstałam dziś rano w doskonałym humorze, dużo wcześniej niż normalnie, wyszykowałam się do pracy, wszystko poszło mi znacznie szybciej i sprawniej i gotowa do wyjścia byłam dużo wcześniej niż zwykle. Wychodzę ze śpiewem na ustach... i co? I to!


Jakiś debil zablokował mi wyjazd. Zadzwoniłam na policję, powiedzieli że spróbują namierzyć delikwenta i poweidzieć mu żeby odjechał, a jak nie namierzą to podejmą stosowne środki. Namierzanie zajęło im piętnaście minut i już dawno minął czas kiedy normalnie wyjechałabym do pracy. Ale nic to, odłożyłam telefon i zobaczyłam jak z domu sąsiada wychodzi dziadek brodaty, normalnie mikołaj czy co, jakiś gość ich pewnie, wsiada do auta i parkuje go na podjeździe sąsiada... Nożesz kurna! Widzi że podchodzę buchając dymem więc wysiada z samochodu. Pytam: 
- Przepraszam, ale nie mogłeś tego zrobić wcześniej?
Gostek rozkłada ręce i "mówi":
- Eeeee....
- Ale widzisz że ja się spieszę do pracy, jestem spóźniona już 20 minut... To nie jest fajne.
- Well.... - rozkłada ręce i odchodzi. 
Well!!??????
No jasny fak!!!! Szlag mnie trafił na miejscu, z trudem do samochodu wsiadłam, uspokajałam się przez całą drogę, wdech... wydech... wdech... wydech... Nic nie pomogło. 
Zrobiłam sobie w pracy herbatkę zieloną na uspokojenie, powoli dym mi uchodzi, ale wkurw jeszcze siedzi i wyjść nie chce. Ani przepraszam ani pocałuj mnie w dupę nie powiedział, cham jeden! Ja jestem osobą bardzo ugodową, awantur nie lubię, trudno mnie wyprowadzić z równowagi. I właśnie odkryłam co doprowadza mnie do białej gorączki tak naprawdę. Chamstwo ludzkie. To że ktoś zrobi źle i jeszcze śmieje Ci się prosto w twarz...

No nic, na pocieszenie wklejam sobie to. La la la...



wtorek, 16 grudnia 2014

Som!

Pewnie jestem ostatnią osobą w świecie która ma wreszcie okazję cieszyć się Białom Kurom i Pienknymi Kotkami, ale w końcu do mnie dotarły :-)
Z powodu że pieniążki za kalendarze szły na szczytny cel do Skarpety, w celu obniżenia kosztów wysyłki i pozostawienia więcej grosików w skarpecie, poprosiłam Gosię o wysłanie kalendarzy do mojej mamy w Polsce, a ona mi i tak corocznie przysyła świąteczną paczkę więc dołoży kalendarze do pudła i będzie git. I oto nagle tadam! Wczoraj niespodziewanie (bo paczki spodziewałam się dopiero w czwartek a wczoraj był poniedziałek) kurier przyniósł do domu przesyłkę wraz z zawartością wielkiej ilości kotów i kur (czy to w ogóle po polsku jest???) :-)

A oto dowód, proszszsz....





Zawartości nie będę pokazywać bo przecież i tak wszyscy już znają a jak nie znają to niech sobie zobaczą u źródła, tu. Jeszcze nie wiem gdzie zawisną. Mam w domu dwa miejsca kalendarzowe, a kalendarzy trzy! Vintage pozostanie chyba w mojej sypialni - takiej sztuki nie godzi się wystawiac w miejsce publiczne, będę się upajać kameralnie :-) 

Gosiu, Hano, dziękuję, 


niedziela, 14 grudnia 2014

Otaczają mnie...

Gdzie się nie poruszysz tam są. W sklepach, na ulicach, w restauracjach, w miejscach pracy, nawet w domach i ogrodach. Śfiente Mikołaje. Dla uproszczenia w dalszej części tekstu pominiemy słowo "śfiente", osobnicy po prostu będą tu nazywani Mikołajami lub Kołajami. Do tych moich w domu to już się przyzwyczaiłam, to tych którzy corocznie nawiedzają ludzkie okoliczne chałupy też. Ale patrzę ja sobie dziś przez okienko, a tam jeszcze jeden, normalnie inwazja jakaś, bo wczoraj go nie było. Siedzi skurczybyk przywiązany do drzewa jak na indiańskich torturach i cieszy ryja. Sami zobaczcie:


Czegoś Wam ten Kołaj nie przypomina? :-)


No a u mnie w domu to pchają się drzwiami i oknami, po ścianach nawet łażą:


Albo ten, gruby jeden, zamiast prezenty pod choinką położyć i zwiewać jak na prawdziwego MIkołaja przystało to snie, przysiadł sobie na stoliku z worem i czeka. Jeden to się dla niepoznaki wkomponował nawet w obrusik, bo się bał że miejsca dla niego nie starczy. 


Jeden bałwan też się przebrał za Kołaja i myśli że mu ktoś uwierzy :-) A ten jeden już się nachlał, na beczce siedzi z czerwonym nosem...


Ten to chyba z Krainy Mrozów do nas przyjechał Może to Dziadek Mróż z nie Kołaj???


A temu się świeczka do butów przykleiła... żenada normalnie...


A ten tak szybko zwiewał że tylko gacie po nim zostały. To dopiero żenada, umph!



Zawitał na chwilę do mojego domu również czarny Mikołaj. Czapka mu ze głowy spadła, wiercił się jakby robaków nałapał a jednocześnie coś go uparcie na sofie trzymało, jakby się przykleił czy co, chciał raz do tyłu chodzić, raz bokiem ale muy się nic a nic nie udawało, kolejny nachlany jakiś...


W końcu na chwilę zamarł w skupieniu...


Oczywiście Pan Główny Inspektor Zamieszania pojawił się na posterunku w celu wylegitymowania osobnika.


I... wiecie co, on naprawdę próbował pomóc czarnemu Kołajowi pozbyć się paltocika...


Niezadowolona Migusia nie ruszyła się z miejsca, a my chcąc ulżyć jej niezmiernym cierpieniom pozbyliśmy ją mikołajowego ubranka aby mogła znowu cieszyć się swojom właściwom czarnom skurom ;-)

W iście przedświątecznym nastroju pozdrawiam serdecznie!