wtorek, 16 grudnia 2014

Som!

Pewnie jestem ostatnią osobą w świecie która ma wreszcie okazję cieszyć się Białom Kurom i Pienknymi Kotkami, ale w końcu do mnie dotarły :-)
Z powodu że pieniążki za kalendarze szły na szczytny cel do Skarpety, w celu obniżenia kosztów wysyłki i pozostawienia więcej grosików w skarpecie, poprosiłam Gosię o wysłanie kalendarzy do mojej mamy w Polsce, a ona mi i tak corocznie przysyła świąteczną paczkę więc dołoży kalendarze do pudła i będzie git. I oto nagle tadam! Wczoraj niespodziewanie (bo paczki spodziewałam się dopiero w czwartek a wczoraj był poniedziałek) kurier przyniósł do domu przesyłkę wraz z zawartością wielkiej ilości kotów i kur (czy to w ogóle po polsku jest???) :-)

A oto dowód, proszszsz....





Zawartości nie będę pokazywać bo przecież i tak wszyscy już znają a jak nie znają to niech sobie zobaczą u źródła, tu. Jeszcze nie wiem gdzie zawisną. Mam w domu dwa miejsca kalendarzowe, a kalendarzy trzy! Vintage pozostanie chyba w mojej sypialni - takiej sztuki nie godzi się wystawiac w miejsce publiczne, będę się upajać kameralnie :-) 

Gosiu, Hano, dziękuję, 


niedziela, 14 grudnia 2014

Otaczają mnie...

Gdzie się nie poruszysz tam są. W sklepach, na ulicach, w restauracjach, w miejscach pracy, nawet w domach i ogrodach. Śfiente Mikołaje. Dla uproszczenia w dalszej części tekstu pominiemy słowo "śfiente", osobnicy po prostu będą tu nazywani Mikołajami lub Kołajami. Do tych moich w domu to już się przyzwyczaiłam, to tych którzy corocznie nawiedzają ludzkie okoliczne chałupy też. Ale patrzę ja sobie dziś przez okienko, a tam jeszcze jeden, normalnie inwazja jakaś, bo wczoraj go nie było. Siedzi skurczybyk przywiązany do drzewa jak na indiańskich torturach i cieszy ryja. Sami zobaczcie:


Czegoś Wam ten Kołaj nie przypomina? :-)


No a u mnie w domu to pchają się drzwiami i oknami, po ścianach nawet łażą:


Albo ten, gruby jeden, zamiast prezenty pod choinką położyć i zwiewać jak na prawdziwego MIkołaja przystało to snie, przysiadł sobie na stoliku z worem i czeka. Jeden to się dla niepoznaki wkomponował nawet w obrusik, bo się bał że miejsca dla niego nie starczy. 


Jeden bałwan też się przebrał za Kołaja i myśli że mu ktoś uwierzy :-) A ten jeden już się nachlał, na beczce siedzi z czerwonym nosem...


Ten to chyba z Krainy Mrozów do nas przyjechał Może to Dziadek Mróż z nie Kołaj???


A temu się świeczka do butów przykleiła... żenada normalnie...


A ten tak szybko zwiewał że tylko gacie po nim zostały. To dopiero żenada, umph!



Zawitał na chwilę do mojego domu również czarny Mikołaj. Czapka mu ze głowy spadła, wiercił się jakby robaków nałapał a jednocześnie coś go uparcie na sofie trzymało, jakby się przykleił czy co, chciał raz do tyłu chodzić, raz bokiem ale muy się nic a nic nie udawało, kolejny nachlany jakiś...


W końcu na chwilę zamarł w skupieniu...


Oczywiście Pan Główny Inspektor Zamieszania pojawił się na posterunku w celu wylegitymowania osobnika.


I... wiecie co, on naprawdę próbował pomóc czarnemu Kołajowi pozbyć się paltocika...


Niezadowolona Migusia nie ruszyła się z miejsca, a my chcąc ulżyć jej niezmiernym cierpieniom pozbyliśmy ją mikołajowego ubranka aby mogła znowu cieszyć się swojom właściwom czarnom skurom ;-)

W iście przedświątecznym nastroju pozdrawiam serdecznie!




czwartek, 11 grudnia 2014

Zimno mi...

Zimno, szaro i do qpy. Rano mnie zlał śnieg (nie poprawiać), mało się nie rozpuściłam ściągając zamarzniętą taflę z przedniej szyby samochodu, potem przemokły mi buty gdy musiałam zasuwać do i z parkingu po kostki w śnieżnej brei, a już nie mówię co przeżywałam pierwszy raz w tym roku wyjeżdżając na ulicę utytłaną pośniegowym błotem. Na szczęście mokrym a nie przymarzniętym. Moje letnie opony dobrze się sprawują na mokrym ale na śniegu i lodzie to już bardzo niepewnie, z naciskiem na słowo bardzo. Zmartzłam, zmokłam i tak mi zimno do teraz. W końcu poszłam po rozum do głowy na koniec pracy i włączyłam rezerwowy grzejnik olejowy który może posiadać w biurze jedynie arystokracja, hehe... Przysunęłam go do siebie widząc dezaprobatę w oczach Stefki ale ja dzisiaj jestem totalnie nieasertywna. A poza tym jej nie jest zimno i siedzi koło kaloryfera. I tak se siedzę koło grzejniczka i dogrzewam stare kości. Zerknęłam przez okno, drogi już prawie suche. No. I tak ma być bo zaraz pracę kończę. Mam nadzieję że się nie przeziębiłam do reszty bo jutro mam znowu urlop. No to na razie :-)