wtorek, 23 września 2014

Niemoc mnie ogarnia.

Niby nic takiego się nie dzieje, niby wszystko w najlepszym porządku, niby powinnam się czuć świetnie po urlopie a nie czuję. Pierwszy tydzień w pracy jakoś przeżyłam, byłam bardzo zarobiona ale nie na tyle żeby padać na noc, a w weekend się rozłożyłam. Czy to się nazywa syndrom powrotu do pracy? Już w piątek wieczorem zaczęłam się źle czuć, w sobotę już przeleżałam w łóżku popijając herbatki sporządzone według receptury: spora gałązka świeżego tymianku zalana wrzątkiem, do tego po przestudzeniu gruby plaster cytryny i łyżka miodu coby składników odżywczych nie stracić. Zazwyczaj dodaję jeszcze plaster świeżego imbiru ale nie miałam. Do jedzenia kanapka z masłem, plasterkami czosnku i na to żółty ser, posmarowany grubo warstwą domowego tajskiego sosu chilli. Oj jak paliło, a jak jechało! Ale co mi tam, kto mnie miał wąchać jak nikogo w domu nie było, a kotom to najwyraźniej nie przeszkadza.
Dlaczego tymianek? Dlatego że mam w ogrodzie spory krzak a przecież działa wykrztuśnie, wymyśliłam to kiedyś widząc reklamę polskiego syropu Tymianek i podbiał czy jakoś tak. Tak więc jak czuję że zbiera mi się na kaszel to sobie takie herbatki z tymianku zaparzam i naprawdę działa. Czosnek to wiadomo, staropolski lek na wszelkie dolegliwości przeziębieniowe, a sos chilli... hmmm, poza tym że obok musztardy i ketchupu to mój ulubiony dodatek do wszelkiego rodzaju potraw więc zawsze mam słoiczek własnoręcznie sporządzonego w lodówce, to bardzo ostre chilli jest w tym kraju uważane za wybitnie działający środek antybakteryjny. Tak więc jak ktokolwiek czuje się przeziębiony, natychmiast serwuje sobie ostry obiadek, taki że katar sam z nosa po nim leci. Według mnie działa skuteczniej od czosnku, choć wrażenia smakowe nie każdy jest w stanie znieść. No i ja na swoją niemoc połączyłam trzy składniki lecznicze i podziałało, bo w niedzielę poczułam się jak młody ekhem... buk, a raczej boginia :-) Ale tylko do wieczora, bo wieczorem mnie znowy lekko ścięło więc zaaplikowałam sobie środek emergency - kieliszeczek naleweczki z mięty, melisy i lubczyku, która według domowników jest tak wstrętna że nie nadaje się do picia, no i dobrze, więcej dla mnie. Ona po prostu smakuje lekarstwem i ma swoją moc, a dzieci się nie znają bo one to tylko słabe drinki albo tanie wino. No dobra, wszystko byle dużo i tanio, ale takie prawo młodości, wszystkiego trza spróbować żeby potem zostać koneserem.
A wczoraj to się czułam dobrze na ciele ale słabo na duszy, co prawda wieczorem znalazł się pocieszyciel ale co z tego jak pocieszenie to krótkotrwałe, poszłam spać i obudziłam się w takim samym podłym nastroju jak poprzedniego dnia. Widocznie to prawda że jaki cholerny poniedziałek taki cały tydzień. Czekam na piątek. Albo na sobotę. Co za świat!

piątek, 19 września 2014

Szkocja zadecydowała.

Nie będę komentować. Bardzo się cieszę z wyniku referendum. A tak to było:

 Byłam wczoraj wieczorem w mieście, nie zauważyłam jakiegoś specjalnego ruchu co prawda, ale wszystko zaczęło się po 22, kiedy ja już zmierzałam powoli w kierunku domu. Tak to wyglądało na ulicach Glasgow:


A tak oczekiwali na wyniki studenci w Edynburgu:


Ogłoszenie wyników:


I radość jednych:



I łzy drugich:




W jedności siła. Szkocjo, jestem z Ciebie dumna!
Proud to be Scottish!

Fotografie ze stron BBC i Daily Mirror





środa, 17 września 2014

Post dla tych co się wahają czy chcą kota czy nie chcą.

Dwa posty temu Toya napisała w komentarzach (wyedytowałam żeby się lepiej czytało):

"kurcze ja od dobrych kilku miesięcy zastanawiam się czy zaadoptować kotka, brałam różne za i przeciw, ale tym zdjęciem kochana rozwiązałaś za mnie dylemat....
jeśli chodzi o myszy a już nie daj buk szczury to ja mam zdaje się fobię jakąś,
nawet jak na zdjęciu widzę to mi się włos jeży....:(((
i jak ja miałabym kochać kotecka co takie COŚ tyka .... no jak? "

I jeszcze:

"dumam już tak od miesięcy, bo tak:

Przeciw:
- a co jak będzie mnie budził kotecek w nocy?
- a co jak go nie polubię?
- a co jak myszy itd będzie przynosił, bo tak tylko w chałupie trzymać to chyba nie po "kocemu"???
- a co jak go szczur ten co go widziałam w ogrodzie zaatakuje?
- a co jak zachoruje a ja kasy nie będę miała na leczenie?
- kto będzie te kłaki po nim sprzątał???

Za:
- chciałabym chciała....
- będzie mnie budził skoro świt czyli wtedy kiedy powinnam wstawać
- będzie co pomiziać
- mniej będę żarla bo przecież kotecka będzie trza wykarmić....
( no co???)
- może być fajnie...
- będę mogla pstrykać jemu ( jej) fajne foty i zostanę KociaRO...:

A z tym że tylko w domu miałby być to naprawdę taki problem dla kotecka?
Same dylematy....."
Kochana Toyu! Świetny post o takich dylematach napisała kiedyś Klarka. A ja pozwolę sobie tutaj odpowiedzieć na zadane wyżej pytania i dodam jeszcze więcej.
No bo tak:
- Kotecek będzie Cię budził w nocy szczególnie na początku, szczególnie jak będzie mały. Potem będzie miał inne figle w głowie, ale to zależy od kota. Z kocięciem to jak z małym dzieckiem, nie wystarczy nakarmić i kupkę posprzątać, przytulić trzeba i pobawić się także, a takie maleńkie to najlepiej śpią na człpowiekach i już. Szczerze powiem że maleńka Migusia to mi trochę życie uratowała, jak miałam grypsko i tak mnie strasznie w piersiach bolało, oddychać nie mogłam, a ona w nocy przychodziła i robiła z siebie szaliczek na mojej szyi, Och, jak ja nie chciałam żeby zeszła, tak cudowanie grzało... 
- Jak go nie polubię? Jakie nie polubię??? Nie da się nie polubić kota. Patrz wyżej - z kotem jak z dzieckiem, swojego byś nie lubiła?
- Niektóre koty przynoszą myszy, inne nie przynoszą, wszystkie zaś polują. Na cokolwiek polują, na muchy, na motylki, na papierki... Jakie będzie ten Twój kot, nigdy nie wiadomo. I nie każdy kot potrzebuje wychodzić, Jeżeli nie ma możliwości wypuszczania kota, z powodzeniem może być szczęśliwy w domu, tylko wtedy trzeba mu zapewnić więcej rozrywki. 
- Szczur zaatakuje kota??? No coś takiego! Ale fakt, może się zdarzyć. No co wtedy? Ano nic, mało to razy coś zaatakuje kota znienacka? Mojego jaskółki atakują - jeszcze żyje.
- Z tym zachorowaniem to faktycznie dylemat. Koty tak często nie chorują, jak mają zapewnioną opiekę, szczepienia i właściwe odżywianie. I znowu odniosę się do stwierdzenia powyżej - z kotem jak z dzieckiem, dziecku też lekarstwa nie kupisz gdy zachoruje, nawet jak pieniędzy w kabzie brak???
- Kłaki? Jakie kłaki? To psy zostawiają kłaki. A zresztą, przyzwyczaisz się...

Kot to nie zabawka. To drapieżne zwierzę, a jednocześnie bardzo płochliwe i wymagające. Jak każdy domowy pupil, wymaga opieki i sporej dawki uwagi. Z tym że kot znacznie mniej tej uwagi potrzebuje niż pies na przykład, bo znaczną część dnia przesypia. Ja poczyniłam na ten temat szereg obserwacji, bo na terenie gdzie jest naprawdę mnóstwo kotów, łatwo jest zaobserwować różne zachowania. Oesu, staję się powoli kocim ekspertem! No ale nie jest to post o kocim behawioryźmie tylko czy chcieć kota czy nie... 
Kot wymaga kuwety, pełnej miski i miejsca do spania, z tym ostatnim to bywa różnie bo i tak będzie spał gdzie mu wygodnie. Najczęściej na parapecie jest mu całkiem wygodnie, nawet jak twardo w doopkę, bo tyle rzeczy się dzieje za okne, co otworzy oko to coś się dzieje... Kota trzeba karmić dwa razy dziennie i nie wolno mu dawać krowiego mleka. Potem się dziwią tacy że kot rzadkie koopy i śmierdzące robi, jak ma nie robić jak ma ciągłe rozwolnienie od krowiego mleka którego nie trawi? 
Kota trzeba wysterylizować. I dla mnie nie jest to temat do żadnej dyskusji. Koniec i kropka, dlatego na ten temat się tu rozpisywać nie będę. 
Kota trzeba szczepić przeciwko kocim chorobom. Te które wychodzą muszą mieć więcej szczepionek ale to dlatego że się stykają z innymi zwięrzętami. Zawsze lepiej zapobiegać niż leczyć, co nie? 
Tak jak ludzie, tak koty są bardzo różne, nie tylko z ubarwienia. Prawda, są cechy wspólne wszystkim kotom, charakterystyczne dla gatunku, ale nawyki i charakter kształtuje się od dziecka. Jedne lubią więcej spać niż inne, niektóre polują na wszystko co się rusza a inne wolą pozostać przy muszkach. Niektóre wchodzą na kolana i mruczą, inne z łaską dadzą się pogłaskać kilka razy po głowie, ale tylko trzy razy bo cztery to już za dużo i można stracić rękę. To wszystko trzeba w kocie wyczuć i zapewniam że nawet te krwiożercze bestie da się lubić. 
Koty najczęściej są bardzo wrażliwe i stresują się z byle powodu. Bo jedzenie się przesunęło o pół godziny, bo miska stoi nie w tym miejscu gdzie przed chwilą stała, bo ulubiony kocyk zniknął z parapetu (zabrano go do prania), bo zamknięto pokój z łóżkiem, na którym się tak dobrze śpi... No cyrki czasami z tymi kotami, ale satysfakcja murowana. Jak już napisałam, jak już się ma tego kota to nie da się go nie lubić. 
Niektórzy narzekają że kot zajmuje ich uwagę, że muszą się z kotem bawić, że drapie meble - o właśnie, o tym nie napisałam, kot potrzebuje drapaka. Po prostu potrzebuje go do życia i tyle, kot musi tępić (albo ostrzyć) sobie pazury bo one odrastają. Więc jak ktoś narzeka że mu kot meble niszczy to niech stanie w kolejce po rozum, może jeszcze całego nie wydali... 
Dla mnie rozwiązaniem problemów z nocnym budzeniem, zabawianiem, gryzieniem, drapaniem i w ogóle tym że się kotem "trzeba zajmować" - jest drugi kot! 
A jak ktoś ma dylematy że "co się właściwie z kotem robi" to niech nie bierze kota i tyle. A jak już musi to niech najpierw duuuużo poczyta, bo... z kotem jak z dzieckiem :-)))

Pozdrawiam!