Zdałam sobie właśnie sprawę że syndrom pustego gniazda to nie jedyna przyczyna mego złego samopoczucia w ostatnich dniach. To też, owszem. Tak naprawdę tąpnęło mnie gdy dowiedziałam się że w ostatni piątek odeszła kurka domowa. Czytałam jej bloga od długiego czasu, zachwycałam się ilością motylków, zazdrościłam życia blisko natury. I co? Zaledwie rok po odkryciu strasznej wieści, po tym jak wydawało się że wszystko już dobrze, że jeszcze tylko jedna lub dwie terapie... I jakoś tak, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego. Przecież podobno raka się leczy, wycina się co trzeba, czasami się zdąży zanim się to dziadostwo rozpanoszy. No to dlaczego? I jakoś tak mam straszne spostrzeżenia że to jednak chyba chemia zabija człowieka, nie rak. No bo jak nie ma przerzutów, nie ma dodatkowych zmian, to po co aplikować człowiekowi dodatkowe dawki trucizny, która niszczy wszystkie po kolei organy tak że przestają funkcjonować? Ja wiem że jest racjonalne, naukowe uzasadnienie chemioterapii i wiem że chory zrobi wszystko żeby spróbować się wyleczyć, ale zaczynam mieć wątpliwości czy człowiek żyje dłużej z rakiem czy z chemią?
To nie jest tak że ja jestem przeciwna chemio- czy jakiejś innej okropnej terapii, ale po prostu strasznie to przeżywam. Koleżanka z pracy dwa tygodnie temu została zdiagnozowana z rakiem piersi. Mają jej usunąć również węzły chłonne, podobno pierś mają oszczędzić, ale oczywiście wszystko okaże się w praniu. Potem chemioterapia. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to że zaledwie pół roku temu na zapalenie płuc(!) odeszła jej długoletnia partnerka (koleżanka jest innej orientacji seksualnej, ale tutaj nikomu to nie przeszkadza), co załamało ją straszliwie, długo nie mogła się pozbierać. A teraz jeszcze to.
Jakoś do tej pory z ufnością patrzyłam w przyszłość, teraz patrzę z obawą. Stąd mój podły nastrój.
U nas na uczelni w kabinach prysznicowych wiszą takie obrazki:
Kobiety, badajcie sobie piersi! Przynajmniej to możecie dla siebie zrobić.
wtorek, 18 czerwca 2013
poniedziałek, 17 czerwca 2013
Dorosłe dzieci.
Mam "doła". Skończył się kolejny etap w moim życiu i tak jak bardzo na niego czekałam, tak bardzo teraz chciałąbym to oddalić w nieskończoność.
Moje ostatnie dziecko skończyło w sobotę osiemnaście lat. Zanim jednak to się stało, zdało ostatnie egzaminy, skończyło szkołę, dostało się na studia i to nie byle gdzie bo na Uniwersytet w Edynburgu, czym wzbudziło zachwyt całej szkoły ponieważ łatwo tam dostać się nie jest. Z całej szkoły przyjęto tylko trzy osoby. Mam z czego być dumna, a poza tym będzie blisko mamusi, hehe.
Już wcześniej syn postanowił że się z domu wyprowadza. I ja go całkowicie rozumiem, chociaż strasznie, strasznie ciężko mi się do tej myśli przyzwyczaić. Kto mu ugotuje, kto obudzi, kto wypierze? Ech, mamusine dylematy... A teraz jeszcze to. Osiemnaste urodziny.
Może teraz legalnie kupić alkohol, papierosy, może kupić dom, ożenić się, brać udział w wyborach. Może się wyprowadzić. I tu się kółko zamyka. Zostanie pusty pokój.
Jakoś nie miałam tych dylematów gdy córka kończyła osiemnaście lat. Wręcz odwrotnie, bardzo chciałam żeby się wyprowadziła, żeby zaczęła sama o siebie dbać, sama na siebie pracować. A ona twardo nie i nie, pewnie dobrze jej w domu. Mnie też jest dobrze, bo przynajmniej mi pomaga. Sprząta, gotuje, pierze. Bałagani też, ale dotarło do niej po tylu latach że posprzątać po sobie można i trzeba. Coraz częściej też wspomina o wyprowadzce. I coraz bardziej ja przestaję tego chcieć. A teraz jeszcze to.
Syndrom pustego gniazda. Chyba mnie dopada, choć ptaszki jeszcze są w gnieździe. Wiem jednak że wyfruną lada dzień i zostanę sama. Z kotami. I jak tu żyć, jak żyć?
Foto z internetu.
Moje ostatnie dziecko skończyło w sobotę osiemnaście lat. Zanim jednak to się stało, zdało ostatnie egzaminy, skończyło szkołę, dostało się na studia i to nie byle gdzie bo na Uniwersytet w Edynburgu, czym wzbudziło zachwyt całej szkoły ponieważ łatwo tam dostać się nie jest. Z całej szkoły przyjęto tylko trzy osoby. Mam z czego być dumna, a poza tym będzie blisko mamusi, hehe.
Już wcześniej syn postanowił że się z domu wyprowadza. I ja go całkowicie rozumiem, chociaż strasznie, strasznie ciężko mi się do tej myśli przyzwyczaić. Kto mu ugotuje, kto obudzi, kto wypierze? Ech, mamusine dylematy... A teraz jeszcze to. Osiemnaste urodziny.
Może teraz legalnie kupić alkohol, papierosy, może kupić dom, ożenić się, brać udział w wyborach. Może się wyprowadzić. I tu się kółko zamyka. Zostanie pusty pokój.
Jakoś nie miałam tych dylematów gdy córka kończyła osiemnaście lat. Wręcz odwrotnie, bardzo chciałam żeby się wyprowadziła, żeby zaczęła sama o siebie dbać, sama na siebie pracować. A ona twardo nie i nie, pewnie dobrze jej w domu. Mnie też jest dobrze, bo przynajmniej mi pomaga. Sprząta, gotuje, pierze. Bałagani też, ale dotarło do niej po tylu latach że posprzątać po sobie można i trzeba. Coraz częściej też wspomina o wyprowadzce. I coraz bardziej ja przestaję tego chcieć. A teraz jeszcze to.
Syndrom pustego gniazda. Chyba mnie dopada, choć ptaszki jeszcze są w gnieździe. Wiem jednak że wyfruną lada dzień i zostanę sama. Z kotami. I jak tu żyć, jak żyć?
Foto z internetu.
piątek, 14 czerwca 2013
Humor z zeszytów szkolnych
Dzisiaj trochę historii.
"Cesarz Franciszek Józef oprócz kobiet klepał również konie, podczas gdy inni klepali biedę"
"Działalność tajnych związków zakończyła się ścinaniem członków"
"Rewolucja to jest zabicie wszystkich robotników 1 maja"
"W czasie zaborów Polskę poćwiartowano na trzy nierówne połowy"
"Przez kilkadziesiąt lat Polska nie pokazywała się na mapie bo była rozebrana"

O tak, narodu polskiego droga do społeczeństwa obywatelskiego była nierówna, wyboista i czasami podziemna :-)
Niech wisienką na torcie będzie cytat własny, co prawda nie z zeszytu ale z ustnej prezentacji lektury szkolnej.
Klasa maturalna. W ramach przygotowania do matury każdy ma przedstawić 10-minutową wypowiedź na temat losów żołnierza polskiego w czasie drugiej wojny światowej na podstawie wybranej lektury. Padło na mnie. Wstaję, zaczynam. Dokładnie nie pamiętam ale coś w tym rodzaju:
"Wańkowicz w "Szkicach spod Monte Cassino" opisuje bohaterstwo polskich rycerzy"... tu klasa ryknęła śmiechem... Zanim dotarło do mnie echo mojej własnej wypowiedzi, rozejrzałam się z poczuciem wstydu po czym sama zaczęłam się śmiać. Poprawiłam i dalej poszło jak z płatka, ale bohaterstwo polskich rycerzy stało się anegdotą.
P.S. Cytaty (z wyjątkiem własnego) i rysunek pochodzą z internetu.
P.S.2. Przepraszam za jakość obrazka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)