czwartek, 4 kwietnia 2013

Bardzo krótko bom chora


Okazało sie ze mam coś co tu nazywają chest infection, czyli jakieś problemy z dolnymi drogami oddechowymi, coś mi tam w plucach skrzeczy. Dostałam antybiotyk, leże, grzeje sie w promyczkach słońca które przez okno cudownie grzeje. I kaszle. Wczoraj chciałam umrzeć, tak mnie bolało, ale dzisiaj już jest lepiej, widać antybiotyk działa. 
A koty miały wczoraj zebranie pod nasza brama, chyba z piec ich tam było. Oczywiście nasz Tiggy jako szef stada, a stado złożone z samych siusiumajtkow, bo te starsze koty sie z gowniarzami nie zadają a Tigus to jest najstarszy z tych najmłodszych, jeśli wiecie o czym mówię. Migusia tez tam była ale zaraz zwiala do domu. Myśleliśmy ze ja pogonili, przepedzili i postraszyli,  choć to wszystko koledzy przecież. A ona tup tup tup po schodach na górę... Do kuwety. Qpe przyszła zrobić :-))
A my chcieliśmy sie kuwety pozbyć na wiosnę..

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Dziękuję

Dziękuję wszystkim za życzenia i słowa otuchy, och jak by mi się przydało tych kilka promyków słońca... Wczoraj co prawda świeciło, dzisiaj też nie najgorzej, ale zimno, wciąż zimno, a na takie zimno człowiek z grypą przecież nie wylezie. U mnie to jakoś tak od doopy strony się ta choroba zaczęła, najpierw kaszel, potem gorączka, potem katar. A powinno być chyba odwrotnie.
Ten jeden dzień świąteczny minął jak z bicza trzasł, szczególnie że powstawaliśmy skoro świt, czyli około dziesiątej, czyli po staremu była dziewiąta i już nam się od dzieci oberwało że mieliśmy je obudzić wcześniej, bo śniadanie przecież. Ale nie wiedziały że ja wstałam o szóstej rano, zeszłam do kuchni dać kotom chociaż się nie upominały, nałożyłam Migusi do miseczki bo Tigusia nie było, to myślę, chociaż raz mała zje w spokoju sama całą SWOJĄ porcję. I dopiero wtedy spojrzałam na zegarki które są w ilości trzy w mojej kuchni i one się same nie regulują, a tam zaledwie piąta rano. No to nie ma co się dziwić, Tiggy jest lepszy niż zegarek, dla niego to jeszcze nie pora. Poszłam więc spać.
A po śniadaniurozmawialiśmy sobie, nie było corocznego spaceru bo beze mnie to nikt się nie ruszy przecież, a potem pooglądaliśmy filmy, trochę zaległych "Masterchefów" i poszli spać.
A dzisiaj mąż poszedł do pracy, i takie to były te święta.

sobota, 30 marca 2013

I tak leżała zagrypiona...

Miałam nic nie robić bo od czwartku mnie licho wzięło, czyli jakaś grypa. Chyba to to bo gorączkę miałam spora a ja goraczek nie miewam więc jak nie grypa to co? Powiedziałam więc - świat nie będzie bo nie mam siły nic robić, jak chcecie, zróbcie sobie sami. I co? Bigos zrobiony, żurek ugotowany, na własnym zakwasie, pierwszy raz w życiu, zobaczymy czy będzie smakowal. Babka w postaci baranka i zajączka ponoszy sie na stole, a tuż za nimi ogromna blacha sternika krakowskiego. Pisanki w koszyczku, w tym roku tylko cebula barwione i specjalne naklejki z folii samokurczliwej, ładne ale tandetne. Buraczki z chrzanem i oczywiście dwa chleby na zakwasie. Przepyszne. Wędliny które z Polski dostaliśmy, rozmrazaja sie właśnie w ukryciu przed kotami. To wszystko zrobiłam ja, baba z grypa, w chwilach lepszego samopoczucia. A rodzina tylko sprzatala.
Teraz jest już prawie północ, a ja sobie leże w łóżeczku napojona Lemsipem Max, wokół rozchodzi sie aromat olejku Olbas i liczę na zasniecie i przespana noc.
Wesołych Świat z zagrypionego łoża życzę wszystkim ja. Dobranoc.