poniedziałek, 12 grudnia 2011

Obcinanie

A wczoraj wieczorem to mój mąż obciął choinkę. Bo się okazało że zanim się ją wsadzi do stojaka, trzeba jej pieniek przyciąc tak około 3 cm, żeby pory choinki lepiej wchłaniały wodę.  No a że tego nie zrobił zgodnie z instrukcją, to uznał że trzeba teraz, żeby choinka wytrzymała nam do świąt. No i właśnie wczoraj wieczorem zatrudniliśmy syna do trzymania choinki dwoma rękami, a mąż ciął piłką do drewna. Wyobrażacie sobie, trzymać ubraną kompletnie choinkę w powietrzu?
Na szczęście operacja się udała, strat nie było, choinka stoi jak stała, tylko do wody w której stoi dodałam środek na przedłużenie żywotności, taki jaki dodają do kwiatów ciętych. Bo choinkę należy traktować jak cięty kwiat. Tak wyczytałam.

niedziela, 11 grudnia 2011

Pachnie świętami i prezentami

Ciężko uwierzyć że do Świąt zostało jeszcze tylko albo aż, dwa tygodnie. Nie zważając na początkowe protesty męża że to jeszcze za wcześnie, że zdechnie do świąt, że choinkę ubiera się w wigilię i tak dalej, przekonałam go że chcę mieć choinkę przed świętami a nie po nich. Żywą. Bo zawsze mieliśmy choinkę sztuczną. Kiedy mieszkaliśmy w Polsce, nie mieliśmy w ogóle choinki, tylko mały stroik choinkopodobny wieszany na ścianie. Po co, skoro i tak każde święta spędzaliśmy u rodziców jednych czy drugich i wracaliśmy do domu po Nowym Roku.
Tak więc w zeszłym tygodniu wybraliśmy się na rekonesans, zobaczyć gdzie, jakie i ile w ogóle kosztują choinki.  No było choinek w bród, zatrzęsienie wprost, na każdym kroku i każdym rogu można się nadzieć na stanowisko choinkowe. Cena - jak zwykle, w zależności od wielkości drzewka. Szukaliśmy takiego gdzieś na  metr pięćdziesiat, żeby nie zajęła dużo miejsca. Postanowiliśmy że dwa tygodnie do Świąt to akurat wystarczy żeby się choinką nacieszyć. W jednym z hipermarketów ogrodniczych akurat była promocja na drzewka 1,50 - 1,80 a zarekomendował nam je znajomy łotysz, który kupił sobie w czwartek i bardzo chwalił. Pojechaliśmy i my, chwycili za jedno z dwóch które jeszcze zostały, niby płaskie z tyłu ale akurat wystarczy na nasze potrzeby bo się tym płaskim bokiem przystawi do ściany i nie będzie widać. Dokupiliśmy jeszcze specjalny stojak i do domu.
Wczoraj spadł śnieg. Niewielka warstwa, ale leżał kilka godzin, co wystarczyło dzieciakom na ulepienie bałwanów, a kotom na harce w białym puchu. Nasz na przykład wypadł z domu i rzucił się wprost w największą kupkę śniegu, a rzucił się nie na cztery łapy tylko na grzbiet, po czym wytarzał się jak szalony i szczęśliwy wrócił do domu grzać tyłek na kaloryferze. I tak siedem razy. Więc pod koniec był tak zmęczony że nawet nie za bardzo zwracał uwagę na zamieszanie wywołane ubieraniem choinki, obejrzał, powąchał, poganiał za papierkami po czym udał się na górę do swojego pokoju i spał tak całe popołudnie, nawet przespał porę jedzenia o dwie godziny! Oto jak zabawy na śniegu wyciągają resztki energii.
Ubierałam choinkę dwie godziny, mąż w tym czasie dekorował dom. Synowi się nie chciało bo stwierdził że nie umie zawieszać tych świecidełek a poza tym ja zrobię to lepiej. Leń jeden.
Po wszystkim, usiadłam na sofie i stwierdziłam że ta choinka jest piękna ale za bardzo to się nie różni wyglądem od naszej sztucznej, bo jest przycięta żeby miała kształt choinki, więc nie wystaja z niej żadne nadprogramowe gałązki. Podłożyłam pod nią pierwsze prezenty dla dzieci, niech się cieszą że coś w ogóle dostaną i zastanawiają się co. A w domu zapanował nastrój świąt, choć nie ma jeszcze atmosfery gotowania i pieczenia. Za to pachnie choinką, cynamonem i wanilią z aromatycznych świec. I będzie jeszcze przez całe dwa tygodnie!

 

czwartek, 8 grudnia 2011

Czerwony alarm

Ogłoszono wczoraj czerwony alarm pogodowy. Czerwony - znaczy najwyższy. Przewidywane są na dziś bardzo silne huragany, z mocą niszczącą. Mogę więc iść do domu kiedy tylko uznam że powinnam. Tak tu u nas jest. Zdrowie i dobre samopoczucie najważniejsze, a praca nie zając. Bo faktycznie, musze się telepać 20 km do domu po odsłoniętej autostradzie, nieciekawie się jedzie gdy tak dmucha, wszyscy jadą co prawda wolno, ale i tak co i rusz jakiś wan zostaje zepchnięty o dwa metry w bok, najczęściej na sąsiedni pas. I wtedy powstaje zagrożenie. Naprawdę nieciekawie.
Ale nie każdy ma tak dobrze jak ja, mój mąż pewnie będzie musiał siedzieć w pracy do końca, ale on i tak by siedział, zresztą ma blisko do domu. A szkoły we wszystkich chrabstwach tzw. Central Belt (czyli centralna Szkocja) zostają zamknięte o 12 w południe. A w Edynburgu w dodatku mają każdy uczeń ma zapewniony transport do domu, ha! Syn się burzy, bo jak to, on tak daleko mieszka to jego samego będą do domu wieźli? A niech cię wiozą, dziecko, gdzie będziesz się w korkach tłukł nie wiadomo ile, a jeszcze autobus się zepsuje i co zrobisz?