wtorek, 17 marca 2020

Moje życie w pandemii.

Czasy jakie mamy, to każdy widzi, Ameryki tutaj nie odkryję. Ale jakbym nie kozakowała, to dobrze mi wcale nie jest. Dopiero dwa tygodnie temu wyleczyłam się z zapalenia zatok, dziesięć dni antybiotyku. Nie minął tydzień i zaczęłam się ponownie źle czuć. Jaki piernik, myślę, przecież dopiero żem była chora. No i jak na złość się zaczęło to całe panikowanie z koronawirusem, cyrki z papierem toaletowym i to co sami wiecie. Chłop moj mnie zadziwił ostatnio, bo normalnie jak mówię, że nie ma np. papieru toaletowego to on mówi, że jest jeszcze pełno. No to ja idę, patrzę, a tam dwie rolki. Nosz kurde. Tak że "pełno" mojego męża to jest porcja na dzień, góra  dwa. Zawsze więc sprawdzam, gdy pytam go o stan zapasów, bo według niego zawsze jest pełno, a stan faktyczny to taki jak z tym papierem.  No ale ostatnio mnie zaskoczył, bo jak ludzie zaczęli wykupywać cały papier ze sklepów to ja mówię, że może my też musimy zakupić. A on na to, że nie trzeba bo jest pełno. Jakie to jego pełno to już wiecie. Idę więc, sprawdzam, faktycznie pełno. Zakupiliśmy bowiem paczkę 36 rolek jeszcze pod koniec lutego, no to przy czterech łazienkach nam wystarczy na jakieś dwa miesiące conajmniej. A jak nie, to zawsze można w pracy wykręcić z dozownika, albo z kibla gdzieś w kinie. Kłopot będzie jak będziemy zmuszeni zostać w domu faktycznie, to wtedy tego papieru zejdzie dwa razy więcej, bo oboje normalnie robimy dwójeczkę w pracy, no ale jakby co to mam jeszcze zapas mokrych chusteczek. Można się też słuchawką prysznicową od razu po zrobieniu wypłukać i też będzie git.

Wracając do złego samochopoczucia. Z dnia na dzień, zaczęło mnie przyduszać. W piątek już się izolowałam w pracy, stosowałam do wszystkich zaleceń z myciem rąk, kaszlaniem w chusteczkę, kichaniem do rękawa i otwieraniem drzwi przez papier. Lub rzeczony rękaw, co mi nawet pasuje, bo ja i tak zawsze rękawy naciągam. Było mi ciężej i ciężej, coraz bardziej kaszlałam, w niedzielę było jeszcze gorzej, napisałam więc do pracy, że w poniedziałek będę pracować z domu. Prawda była taka, że się zaczęłam bać. Nie tyle tego, że złapałam tego wirusa, bo myślę, że pomimo astmy sobie z tym poradzę, ale że zaraziłam wiele osób, w pracy, w sklepie, gdziekolwiek poszłam. Profilaktycznie zwiększyłam więc ilość leków na astmę i postanowiłam się izolować. Przynajmniej przez jeden dzień. W poniedziałek pracowałam sobie niby z domu, ale jaka to praca. Maleńki ekranik na laptopie, koty po mnie łażą, włażą na klawiaturę, siadają przed monitorem, ech. Poza tym te wszechobecne informacje, koronawirus to, koronawirus tamto. No nie czułam się dobrze, nie tylko fizycznie ale psychika mi siadła dość. Około południa zadzwoniłam do przychodni, mówię jaka jest sprawa, a oni, że doktor oddwoni. Oddzwoniła za godzinę, jaki miły akcent. Pogadałyśmy sobie, ja jej poopowiadałam o moich problemach z oddychaniem, ona mi podoradzała co w tej sytuacji należy zrobić i że według niej, najprawdopodobniej to jest po prostu atak astmy wspomagany albo jakimś wirusem albo zwykłym stresem, więc mam zwiększyć dawkę leków (co już na szczęście zrobiłam) i jak chcę to mogą mnie zapisać na ten sam dzień do przychodni. A jak się naprawdę źle poczuję, to do szpitala. No to ja powiedziałam, że na razie to jednak nie, że sobie spróbuję poradzic i w razie czego rzeczywiście, zawsze mogę do szpitala pojechać jak będzie niebezpiecznie. I tak żeśmy sobie pogadały. Po południu doszności mi znacznie spadły, a wieczorem to już tylko odrobinę odchrząkiwałam. Poszliśmy sobie z Chłopem do kina się zrelaksować. No dobra, niby zalecenie żeby nie chodzić i społeczeństwo się karnie do tego zalecenia zastosowało, bo w kinie było zaledwie kilka osób, więc widzowie mogli być bardzo odizolowani od siebie. To był jeden z najfajniejszych seansów kinowych ostatnich czasów. Nikt nie chrumkał, nikt nie siorbał, nie szeleścił, a jak nawet to dwadzieścia metrów ode mnie więc nic nie słychać i nie czuć.

Oglądałam wczoraj wystąpienie premiera, ministra zdrowia i głównego learza na temat sytuacji w kraju. Bardzo informatywne. Trochę rozświetliło mi się w głowie, wiele wyjaśniło, rozwiało nieco wątpliwości i potwierdziło kilka przypuszczeń. Od wczoraj zalecenia rządu zmieniły się na bardziej rygorystyczne. Na szczęście, jeszcze są to tylko zalecenia a nie nakazy i zakazy. Szkół jeszcze nie zdecydowali się zamknąć, bo chcą, żeby na przykład pracownicy służby zdrowia mogli pracować, kiedy są najbardziej potrzebni, a nie musieli siedzieć z dziecięciami swoimi w domach.
Uniwersytety też jeszcze są otwarte i pracują, chociaż nauczanie studentów w tym tygodniu jest zawieszone, a od przyszłego poniedziałku będą się odbywać zdalnie przy pomocy internetu. Właśnie dziś wprowadzono dość fajny system, zobaczymy jak będzie działać w praktyce. No ale to akurat wydaje mi się w porządku, bo wiadomo, że studenci to główne źródło zarazy wszelakiej. To niech sobie siedzą w domach i się uczą, przynajmniej pożytek jakiś z tego będzie.

Dzisiaj poszłam sobie do pracy. Nikogo prawie nie ma, na całym piętrze może ze cztery osoby. Szef jednego z moich komercyjnych lokatorów o swojsko brzmiącej nazwie Huawei, przyniósł mi w prezencie szesnaście jednorazowych masek. Zapewnił, że przyniesie mi więcej jak tylko dostaną, bo już jedzie dostawa z Chin z kilkoma milionami, żeby ratować brytyjską gospodarkę. No i super, na wirusa pomóc może nie pomoże, ale przynajmniej zapewni spokój ducha w sytuacjach awaryjnych. W firmie jeszcze nie nakazali pracy zdalnej, ale ma się to już na dniach zmienić, na razie każdy kto chce i może to pracuje z domu. Czyli 95 procent załogi. Ja wolałam przyjść dzisiaj do biura, bo mi ta wczorajsza praca z domu trochę dopiekła, musze powiedzieć. Ale jestem zwarta i gotowa, już uzgodniłam z IT jak przetransportować monitory do domu, jeszcze spakuję kilka segregatorów najpotrzebniejszych dokumentów i będę szła do domu. Co się stanie jutro nie wiem. Nikt nie wie. Sytuacja zmienia się z dnia na dzień. A najgorsze, że moje wykupione wakacje na Sri Lance powoli stają się kolejnym marzeniem do spełnienia...




13 komentarzy:

  1. Najważniejsze, że czujesz się już lepiej. No i masz maseczki! Toż to luksus, który u nas jest bardziej pożądany niż papier toaletowy;)))
    Zdrówka dla Ciebie! I cierpliwości:)
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Grunt to zadbac o zdrowie, swoje i bliskich, a urlop kiedys bedzie jeszcze mozliwy. Smutno, ale sa rzeczy wazne i wazniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w grupie ryzyka. Teoretycznie powinnam sie zamurowac w domu na szesc tygodni. Na szczescie w tym kraju policja raczej monitorowac mnie nie bedzie ;-)))

      Usuń
  3. Wlasnie dopisalam u mnie Update z linkiem postu Jona Rappaport, ktorego znam (nie osobiscie) ale ktorego pracy ufam duzo bardziej niz rzadowym straszakom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja takim rewelacjom to tym bardziej nie wierze, kazdy sobie moze takie cos napisac, kazdy moze miec swoja teorie spiskowa i kazdy moze sobie ja wyglaszac.

      Usuń
  4. Wszyscy jesteśmy w grupie ryzyka;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryzyka zarazenia, ale nie ryzyka smierci w wyniku tegoz. Grupa ryzyka to specyficzna grupa osob, dla ktorych ten wirus jest smiertelny. Czyli ludzie starsi, z rakiem, z chorobami serca, z cukrzyca, astma i chorobami obnizajacymi odpornosc.

      Usuń
  5. ....moje na Korfu też. A zapłacone częściowo. Co zrobić?
    Trzymaj się ciepło :)
    W Polsce takie drogie maseczki, że kupiłam przez internet za pół ceny - malarsko-przeciwpyłowe.
    Jak mawiają szewc bez butów chodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślicie, że w tym roku w ogóle nie będzie wakacji? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Repo jak to nie bedzie? Przecuez wlasnie je masz! 😂

      Usuń
    2. To tak🙂miałam na myśli odwolywane rezerwacje np.na sierpień. Przecież będziemy s końcu żyć normalnie, nowotwory i wieńcowka nadal z nami będą.

      Usuń
  7. Fajnie, że maski dostałaś, najwyrażniej macie bliżej do chin :P U nas wciąz sie gada ze lecą ,ale jakoś nie doleciały. W mojej firmie, ha hurtownia farmaceutyczna, zapomnij o maseczce, rekawiczki mamy z odzysku tylko dlatego, że apteki zwróciły ^^

    OdpowiedzUsuń