piątek, 6 maja 2011

Za duża szafa czyli łamać się, nie łamać...

No no no, statystyka mi rosnie, powoli powoli ale jednak. Wiem, kto by tam chcial czytac takie glupoty, jak tam pewnej pani sie w glowce poprzewracalo i sie zaczela odchudzac. Ale ci co czytaja mimo wszystko niech wiedza ze jestem wdzieczna. I jakby tak zechcieli skomentowac cokolwiek z tych moich zapiskow, byloby fajnie. Ale jest jak jest.
O czym to ja chcialam dzis napisac? Otoz o tym o czym marzy wiele osob, nie tylko kobiet okazuje sie, i o czym ja marzylam od dawna. O tym jak nagle ubrania w szafie robia sie na ciebie... za duze.
Jakis miesiac temu przejrzalam zawartosc szafy, wywalilam z niej wszystko co bylo za duze, ale czesc rzeczy mi bylo po prostu szkoda wywalic, takie tam bluzki ktore jesli jeszcze nie za bardzo wisza to sie nadadza, pare dzinsow, ktore jak sie zepnie paskiem to jeszcze ujda. Zostalo mi wiec calkiem sporo ubran, wiec bylam pewna ze jak okazja sie nadarzy to zawsze bedzie co na siebie wlozyc.
Wczoraj byla piekna pogoda, jak zwykle od prawie dwoch tygodni, cos takiego, Szkocja i slonce? Ale bylo i jest nadal. W zwiazku z ta piekna pogoda i tym ze wszyscy mielismy wolne, postanowilismy pojechac do lasu, a wlasciwie contry parku bo lasow tu jak na lekarstwo. No i nalozylam moje ulubione krotkie spodenki ktore kupilam dwa lata temu i przezyly ze mna Tunezje i Egipt i najcieplejsze letnie miesiace. No i co? Prawie spadly mi z tylka. Ale ze mialy fajny sznureczek, taki bardziej do ozdoby, sciagnelam je mocniej w pasie i jakos uszlo. Do tego bluzka. I co? WSZYSTKIE letnie bluzki za duze, w kazdej wygladalam jak w worku. Znalazlam w koncu cos na szelkach, badziewna i rozciagliwa koszulka z taniej bawelny, ktora wyglada tak samo na kazdym rozmiarze, a na to polar. I tak poszlam na spacer do lasu.
A moja szafa? Stala sie moja udreka. Mam czego chcialam, 2 rozmiary zgubilam i teraz naprawde nie mam sie w co ubrac. Wszystko mi z tylka leci, we wszystkim wygladam jak w worku. Dobrze leza na mnie tylko sportowe obcisle spodenki. Ale ja juz wiecej nie chudne, teraz staram sie trzymac wage. Po tych swiatecznych ekscesach przybylo troszke, ale juz wrocilo do normy sprzed swiat. Do wagi ktora sobie wymarzylam. Dzieki ktorej moja szafa zrobila sie "za mala" a ja mam inne wydatki teraz niz jakies tam ciuchy ktorych nigdy nie lubilam kupowac a zawsze chcialam duzo miec. Ale nic to, czas leci, jakos wytrzymam, zaczne sie rozgladac za nowa garderoba jak skoncze III faze. Czyli gdzies za 3-4 miesiace. Juz zapowiedzialam mezowi zeby szykowal kase na jesien, haha!

Czytam sobie rozne fora dotyczace mojej diety, nie udzielam sie za bardzo bo nie mam czasu. Tylko jak mnie juz cos wybitnie wkurzy lub zadziwi. Na przyklad ostatnio. Napisala panienka ze wazy 51 kg a chcialaby 48, przy czym przy 48 kg to jej BMI wynosiloby znacznie ponizej najnizszej dopuszczalnej normy bo juz miala 17. Ludzie! Kazda dieta, a Dukana chyba szczegolnie, przeznaczona jest dla ludzi otylych lub bliskich otylosci, ktorych zdrowie moze byc zagrozone jesli nie schudna. Przy takiej wadze jaka miala ta panienka to tez jest zagrozenie zdrowia, ale anoreksja! To taka mala dygresja, wrocmy do tematu.
Moja siostra tez odchudza sie tak jak ja, zaczela w tym samym czasie tylko z duzo wyzszego pulapu. Schudla mniej wiecej tyle samo co ja, ale ja juz skonczylam II faze, a ona nie, bo ma o wiele wiecej do zrzucenia. I ostatnio jakos ciezko jej idzie. Waga spada bardzo powoli, a ona sie zadrecza co robi nie tak.
Po malym sledztwie szybko okazalo sie co ona robi nie tak. Na przyklad urodziny siostrzenca. Ten tort byl taki piekny ze nie mogla sie powstrzymac. Zezarla ze dwa kawalki. Maz zamowil pizze dla siebie i dzieci, bo przeciez ona na diecie, niech sobie robi swoja. Ale ta pizza wygladala tak smakowicie ze nie mogla sie jej oprzec. I znow dwa kawaly. Spacer. Goraco jest, dzieciom po galce loda, ale te lody takie ochladzajace ze nie wytrzymala, sru trzy galki na wafelek. Ale przeciez ona tylko od czasu do czasu, przeciez chudnie, tylko bardzo powoli, to chyba ok? NIE, NIE JEST OK!!!!
Bo zadnej diety nie mozna lamac. Bo skutki moga byc pozniej tragiczne. Bo przestanie dzialac a ty przestaniesz reagowac na diety. A zreszta, jezeli nie stac cie na kilka miesiecy poswiecenia DLA SAMEJ SIEBIE, czy bedziesz w stanie poswiecic sie kiedys dla innych? Mowie ci do cholery, jak zaczelas to ja skoncz, bo potem bedziesz zla na caly swiat ze ci nie wyszlo. Jak nie wolno weglowodanow to nie wolno. A moze ty sie naucz co to sa weglowodany, albo przynajmniej w jakich produktach wystepuja. I nie ruszaj tego co niedozwolone. Wypij pol butelki wody jak ci sie chce cos niedozwolonego zjesc, albo puszke diet coli jak ci sie chce slodkiego. Mozliwosci jest tysiac, a ty zawsze wybierzesz te najgorsza. Wez sie w garsc do cholery poki nie jest za pozno. Ja moglam, mozesz i ty.

3 komentarze:

  1. nie łamać, z czasem to idzie jak lawina, najpierw kromka chleba, potem ciasteczko, potem smażony kotlet a potem już wszystko i nagle się okaże jeden rozmiar do przodu

    OdpowiedzUsuń
  2. a powiesz mi ile tak średnio kcal dziennie zjadasz? ja też chcę zacząć tą dietę :(

    dodaję do obserwowanych..

    OdpowiedzUsuń
  3. No i wlasnie ja sie nie lamie. I na razie jestem zadowolona. Twardym trzeba byc, nie mietkim, hehe..
    Pralinka, nie licze kalorii bo na tej diecie sie ich nie liczy. Ale jakbym tak sie uparla, to...juz wyliczam... Wychodzi nie za duzo jednak, jakies 1200 w dni kiedy jem normalnie a wiecej kiedy mam tzw. uczty.

    OdpowiedzUsuń