poniedziałek, 23 maja 2011

Czy to już początki?

Kto czytal poprzednie posty wie ze mam w rodzinie Alzheimera. Nie tylko Moja Babcia choruje, chorowala tez jej mlodsza siostra, ktora niestety odeszla juz od nas. Wiec cos niecos na ten temat wiem, ale nie za bardzo, zreszta nie do konca zostaly zbadane przyczyny tej choroby, ani tez nie wynaleziono jeszcze skutecznego na nia leku. Chociaz, mam szczescie ze mieszkam w Edynburgu, tutaj dzialaja naukowe osrodki medyczno-farmaceutyczne na najwyzszym swiatowym poziomie i rozne odkrycia robi sie tu znacznie wczesniej niz o nich slychac na swiecie. I ostatnio wlasnie dokonano takiego pieonierskiego odkrycia jakiegos leku ktory ma powstrzymywac chorobe. Nie bede sie nad tym rozpisywac bo nie wiem za wiele, ale moze jak sie kiedys dowiem to napisze.
Chce podzielic sie swym strasznym, traumatycznym wrecz doswiadczeniem, ktore przezylam w zeszly piatek, nie, nie ten trzynastego, a ten poprzedni. Jak zwykle w piatek, zerwalam sie wczesniej z pracy, mam jakies 20-25 minut jazdy do domu wiec w piatki szczegolnie chce byc w domu wczesniej, tak zeby odreagowac tydzien. No i jak na nieszczescie zrobily sie wszedzie korki. Ja bardzo niecierpliwa jestem za kierownica, a i topografie miasta dosc dobrze znam, wiec postanowilam zrobic sobie skrot i ominac glowny korek skrecajac w boczna uliczke. W glowie mialam poukladana trase, tu skrece w lewo, potem w prawo, tu przejade, tu jeszcze raz w prawo, prosto, w lewo i bede juz poza korkiem, na drodze do domu.
Od poczatku cos poszlo nie tak, nie chcieli mnie wypuscic na ten przejazd przez glowna droge, bardzo nietypowe tutaj, a moze jaj za nerwowa, wiec zamiast w prawo pojechalam w lewo i zaraz mialam skrecic w prawo, zeby dostac sie na te sama ulice ktora sobie zaplanowalam. Tylko ze to nie byla TA ulica. Wjechalam w strzezone osiedle, tzw. drive-through, jednokierunkowa droga, objechalam plac i wyjechalam na ulice, ktora miala mnie zaprowadzic z powrotem na ustalona trase. Bylam swiecie przekonana ze wiem gdzie jade, bo jechalam juz tamtedy nie raz. No i wyjechalam na glowna ulice, ktora mnie miala zaprowadzic do domu, ale jechalam jakos za dlugo, choc wygladalo to wszystko bardzo znajomo. Juz powinno sie pojawic rondo, a go nie bylo. No coz, na azymut to jak skrece w lewo to na pewno dojade tam gdzie mialam dojechac. Nic z tego. GPS mi sie zacial wiec nie bardzo wiedzialam gdzie tak naprawde jestem. Po jakichs 15 minut goraczkowej jazdy, kiedy nie bylo mozliwosc sie zatrzymac i sprawdzic gps-a, rozpoznalam okolice. Wracalam w miejsce wyjscia, czyli pod Uniwersytet, ale z zupelnie drugiej strony, tak jakbym zatoczyla wielkie kolo. Ze lzami w oczach zaczelam jeszcze raz powrot do domu, tym razem po glownych drogach i niech sie dzieje co chce. Plakalam prawie przez cala droge.
W domu pierwsze co zrobilam to dorwalam mape Edynburga, sprawdzajac gdzie popelnilam blad. I co? Okazalo sie za takiej ulicy nie ma, po prostu jechalam widmem. Maz pocieszyl mnie ze mapa na pewno stara i zebym sprawdzila w internecie. Sprawdzilam. Powinnam pojechac jak myslalam. A nie pojechalam. Tak jakby urywek trasy zniknal mi z pamiecie, jakby cos zostalo wymazane w mojej glowie. Niby potrafilam odtworzyc wszystko po kolei, ale zabraklo tego jednego skrawka pamieci, ktory podpowiedzialby mi jak zjechalam z trasy, gdzie zle skrecilam, jak znalazlam sie tam gdzie nie powinnam sie znalezc?
Jeszcze kilka razy sprawdzilam mape, znalazlam rozwiazanie, po prostu ulica ktora wzielam za prosta, niezauwazenie skreca o prawie 180 stopni, zabierajac cie niejako do punktu wyjscia, ale musisz przejechac przez glowna ulice zeby znalezc sie tam gdzie ja sie znalazlam. Tego nie pamietam. Albo nie kojarze. I nie zaznam spokoju dopoki na spokojnie, bez pospiechu i nerwow, pokonam cala trase jeszcze raz. I sprawdze naocznie, gdzie popelnilam blad. Za mloda jeszcze jestem na Alheimera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz