piątek, 6 października 2017

Humor na piątek

Dzisiaj będzie wyjątkowo rodzinnie. Zapraszam :-)


*****
Komisja wojskowa:
- Zawód ojca?
- Ojciec nie żyje.
- Ale kim był?
- Gruźlikiem.
- Ale co robił?
- Kaszlał.
Zdenerwowana już komisja:
- Panie, przecież z tego nie da się żyć!
- No przecież mówię, że nie żyje.


*****
Kłótnia małżeńska.
- Chciałbym umrzeć! - krzyczy mąż.
- Ja też! - odpowiada żona.
- To ja już nie!


*****
Siedzi facet u kochanki. Późno trzeba wracać. Mówi do kochanki:
- Daj trochę wódki, ochlapię się, to nie będzie czuła twoich perfum.
Wchodzi do domu, a żona go po mordzie...
- Za co?
- Myślałeś, ze jak się poperfumujesz to nie poczuję, że wódkę piłeś?


*****
Wchodzi mąż do sypialni i niesie dwie aspiryny i szklankę wody.
Żona się pyta:
- Co to jest?
- To na ból głowy.
- Ale mnie nie boli głowa - mówi zdziwiona kobieta.
- Mam cię!


*****
Gra mąż na kompie, słyszy, jak żona go opierdziela:
- Nie masz nic innego do roboty?!
Wyłączył komputer i sięgnął po gazetę. Słyszy:
- Sprawy domowe już cię nie interesują?!
Poszedł po odkurzacz, zaczął go rozkładać. Słyszy:
- To nie wiesz, że zaraz zaczyna się mój ulubiony serial?
Poszedł do kuchni z zamiarem, by w czymś żonie pomóc. Słyszy:
- Nie widzisz, że tu jest za mało miejsca dla nas dwojga?!
Ubrał się zatem, wyszedł cicho z domu, poszedł na podwórko. Gra z sąsiadami w szachy, kiedy w jego mieszkaniu otwiera się okno i żona wrzeszczy:
- Janusz?! Co ty myślisz, że w domu to nie ma nic do zrobienia?!


*****
Mąż postanowił umyć naczynia, żeby uszczęśliwić żonę. Ona widząc, że właśnie zabiera się za patelnię i usiłuje ją wyczyścić z przypalonego obiadu przy pomocy noża, wrzeszczy do niego:
- Nie skrob po teflonie!
Mąż się do niej odwraca i odpowiada również wrzaskiem:
- Sama jesteś poteflon!


*****
Policjant wraca późnym wieczorem do domu i mówi żonie:
- Napadła mnie banda chuliganów. Otoczyli mnie, zabrali portfel, zegarek...
- Nie miałeś ze sobą pistoletu?
- Oczywiście, że miałem, ale dobrze go ukryłem!


*****

Do pomocy społecznej zgłasza się kobieta w sprawie zasiłku na dzieci. Urzędnik ją wypytuje:
- Ile ma pani dzieci?
- Dziesięcioro.
- Imiona?
- Brajan, Brajan, Brajan, Brajan, Brajan, Brajan, Brajan, Brajan, Brajan i Brajan.
- Rany! To nie jest bez sensu?
- Wie pan, jakie to wygodne? Wystarczy zawołać: "Brajan, obiad" i wszyscy przybiegają.
- A jak chce pani zawołać konkretnego?
- To wtedy wołam po nazwisku.


*****
Żona mówi do męża: 
- Kochanie! Już niedługo będzie nas troje!!! 
- To najwspanialsza nowina jaką kiedykolwiek usłyszałem! - odpowiada mąż - Byłaś u lekarza? Wiadomo już jaka płeć? Synuś czy córeczka?! 
- Och głuptasku! Moi rodzice się rozwiedli i mamusia będzie mieszkać z nami..


*****
Siostra Przełożona udając się na poranne modlitwy, minęła po drodze dwie młode zakonnice, które właśnie z porannych modlitw wracały. Mijając, pozdrowiła je:
- Dzień dobry dziewczęta, niech Bóg będzie z Wami.
- Dzień dobry Siostro Przełożona, Bóg z Tobą.
Kiedy młódki oddalały się Siostra Przełożona usłyszała jak jedna z nich mówi:
- Chyba wstała ze złej strony łóżka.
Zaskoczyło to Siostrę Przełożoną, ale zdecydowała się nie zgłębiać tematu, poszła dalej. Idąc korytarzem spotkała dwie Siostry, które nauczały już w klasztorze od kilku lat. Po wymianie powitań (Dzień dobry, Bóg z Tobą/Wami...) Siostra Przełożona znowu odchodząc usłyszała jak jedna mówi do drugiej:
- Siostra Przełożona chyba wstała dziś nie z tej strony łóżka.
Zmieszana Siostra Przełożona zaczęła się zastanawiać czy może mówiła opryskliwie, albo jej spojrzenie było nie takie jak powinno... Rozmyślając tak podążała do kaplicy. Wtedy na schodach ujrzała Siostrę Marię, lekko przygłuchą, najstarszą zakonnicę w klasztorze. Siostra Maria pomalutku, schodek po schodku wchodziła na górę. Siostra Przełożona miała dużo czasu aby uśmiechnąć się i wyglądać na szczęśliwą, podczas pozdrawiania Siostry Marii.
- Siostro Mario, cieszę się że Cię widzę w ten piękny poranek. Będę się modliła do Boga, abyś miała dziś piękny dzień!
- Witam Cię Siostro Przełożona, i dziękuję. Widzę, że wstałaś dziś ze złej strony łóżka.
To stwierdzenie powaliło Siostrę Przełożoną na kolana.
- Siostro Mario, co ja takiego zrobiłam? Staram się być miła, a już trzeci raz dzisiaj słyszę, że wstałam nie tą stroną łóżka.
Siostra Maria zatrzymała się, spojrzała Siostrze Przełożonej w oczy i rzekła:
- Och, nie bierz tego do siebie, po prostu włożyłaś pantofle Ojca Michała...


Udanego weekendu!

środa, 4 października 2017

O Matce i Córce

Przeczytałam dziś na pewnym forum wątek zatytułowany "Moja matka". Pisze dziewczyna, lat trzydzieści. W wielkim skrócie, dziewczyna ma matkę i ojca, którzy od zawsze się nienawidzili, a to z powodu jej przyrodniego brata, o jedenaście lat starszego, którego matka zawsze broniła przed ojcem, który tego syna bardzo zawsze nienawidził i ustawiał po kątach, bo kradł, rozbijał się i ciągle rozrabiał. I ją nawet molestował jako dziewczynkę, ten brat, nie ojciec. A jak ona to powiedziała rodzicom, to ojciec mu bardzo wlał, a matka stanęła w obronie syna oczywiście, a nie w jej.  W każdym razie - idziemy dalej. Matka tak nienawidziła ojca, że wyjechała za granicę do pracy, aby zarobić na mieszkanie i się z nim rozwieść. Dziewczynka miała wtedy osiem lat. Matka przyjeżdżała co jakiś czas do domu, ale atmosfera była zawsze bardzo napięta. Kiedy jej brat skończył osiemnaście lat, ojciec pod nieobecność matki wyrzucił go z domu. Matka oczywiście zrobiła ojcu wielką awanturę i przysięgła sobie, że go zostawi, ale nie mogła sobie nazbierać na mieszkanie, bo za każdym razem, kiedy przyjeżdżała do Polski, wszystkie pieniądze trwoniła, bo spłacała długi brata i dawała mu duże kwoty. Po maturze dziewczyna wyjechałą również za granicę do pracy, ale wróciła i kupiła sobie kawalerkę do remontu. Połowę kwoty sfinansowała matka. Po czym się wprowadziła mówiąc, że to na chwilę, że jeszcze trochę zarobi i wyprowadzi się na swoje. Tymczasem, zamiast odkładać pieniądze, wciąż finansowała brata. Ich relacje bardzo się pogorszyły, przy czym dziewczyna dodaje, że bardzo tęskniła za matką, kiedy ta pracowała za granicą, że bardzo jej matki brakowało, ale że również miała żal o to, że nie miała normalnego dzieciństwa bo wychowanie bez matki było okropne. Dodaje, że z perspektywy czasu widzi, że matka wyjechałą do pracy po to by pomagać bratu, a zostawić ojca chciała w odwecie za to, jak on traktował jej syna.
Po jakimś czasie dziewczyna nie wytrzymała i wyrzuciła matkę z mieszkania. Bo dla matki zawsze brat był najważniejszy, że dla niego potrafiła wyjechać, a gdy ona płakała i prosiła, żeby nie jechała, to matka ją zbywała mówiąc, że to ostatni raz. No więc, wygoniła matke z domu. Nie widziały się od tego czasu, a teraz, po kilku latach matka przysłała jej list żądając zwrotu pieniędzy, które jej dała na mieszkanie, albo odda sprawę do sądu. Masakra! (słowa dziewczyny).
I dalej następuje opis, jak to ona biedna, ta dziewczyna, że nigdy tak naprawdę matki nie miała, że mama dla niej była zawsze jak koleżanka, że jak na przykład kiedyś przyszły z koleżanką bardzo pijane (na studiach już ) to matka po prostu położyła je spać, a rano ugotowała rosołku. Żadnej awantury, żadnego kazania, jak tak można, zero przekazania wartości moralnych. O bracie pisze, że go nienawidzi i nie chce go na oczy widzieć, bo ją molestował seksualnie, kiedy miała sześć lat i od tego czasu ojciec zaczął pąłać do niego nienawiścią, a matka zamiast uczynić tak jak ojciec, to go broniła i wybielała i jeszcze dawała mu pieniądze. Po czym jest długi elaborat o molestowaniu seksualnym i jaka to dla niej jest trauma na całe życie. I wyjazd matki także.
Mimo tego wszystkiego, było jej matki żal, myślała o niej, jak jej źle, czuła że nie powinna jej ranić bo już i tak wiele wycierpiała, a jednocześnie jest świadoma, że matka ją skrzywdziła, że nie tak powinna wychować swoje dzieci. Z drugiej strony, matka zabierała ją na spacery, miała czas na dziewczyńskie pogaduchy, przytulała i wysłuchiwała problemów, dawała odczuć matczyną miłość.
To tyle dziewczyna.
Oczywiście nakręceni czytelnicy wsłuchali się jedynie w wątek molestowania. A moją uwagę zwróciło co innego. Owszem, jej dzieciństwo nie wyglądało za ciekawie, owszem, została skrzywdzona i nikomu nie życzę takiego domu, a jednocześnie zdaję sobie sprawę, że tak przecież wygląda rzeczywistość wielu dzieci w dzisiejszych czasach. Ale wyczuwam, że to nie o tę krzywdę w tym wszystkim chodzi. Nienawidzi brata. Czy nie jest on jej przyrodnim bratem? Czyli nie jest synem jej ojca? Oczywiście dziewczyna nie pomyślała, że na zachowanie brata duży (w może jedyny) wpływ miało zachowanie jej ojca względem niego. Nie każdy potrafi zostać ojcem nie swojego dziecka. Nienawidzi brata, bo uważa, że matka go bardziej kocha niż ją. A czy zastanowiła się, co ona by zrobiła na matki miejscu? Patrzyłaby z cierpliwością, jak ktoś maltretuje jej dziecko? Biegłaby utulić córeczkę, która siedzi sobie na kanapie w pokoiku (sorry ale tak to wygląda z zewnątrz) czy raczej rzuciłaby się na pomoc temu, któremu dzieje się krzywda tu i teraz? Myślę, że powinna zadać sobie to pytanie jako matka (bo jest młodą matką), żeby choć w części zrozumieć. Brat, nawet jeśli zrobił w życiu złe rzeczy, to sam był wtedy jeszcze dzieckiem i na pewno nie tak należało się z nim obejść. Wyrzucono go z domu, nie miał gdzie mieszkać, za co żyć, a ona się dziwi matce, że chciała pomóc swemu dziecku? Sprawiedliwie, to nie znaczy równo.
Kiedy byłam mała, mieliśmy taką czytankę w drugiej chyba klasie podstawówki. "Czy Ci najmilszy", napisał ją Henryk Sienkiewicz. Nigdy nie zapomnę słów matki, która oddała ostatni grosz najmłodszemu synowi, nie dając nic pozostałym dwóm: "Błogosławieństwo moje wszystkim, ale dary temu jednemu, bom ja matka a on najbiedniejszy"
Jeszcze raz powtórzę - współczuję dzieciństwa i współczuję traumy, ale myślę także że jest ona rozpieszczoną córeczką tatusia, która nienawidzi brata za to, że dostał od mamy więcej uwagi i więcej pieniędzy. Których na dodatek brat nie musi zwracać. No cóż, brat nie wyrzucił matki z domu...


wtorek, 3 października 2017

Blog mi zdycha

To straszne, że ostatni raz napisałam coś dokładnie tydzień temu. To straszne, że jestem taka zarobiona, że nawet kokarda nie wystaje. To straszne, jak mi się nic nie chce, a tu i w domu i w pracy taki zapiernicz, a jeszcze mi zdrowie troche szwankuje, więc tym bardziej nic mi się nie chce. Muszę coś z tym zrobić, bo nie wytrzymam normalnie. Jakby mi czas coś zżerało codziennie po kawałku i nie mogę go nadgonić.
Dzisiaj krótki raport z minionego tygodnia.

Tak ostatnio wygląda życie Chłopa. Chłop je - Migusia na nim. Chłop telewizję ogląda - Migusia na nim. Chłop na komputerze coś tam robi - Migusia na nim. Dobrze, że jeszcze w kiblu się zamyka bo pewnie jeszcze srać by musiał z kotem :-)



A w ubiegły wtorek dostałam wielki bukiet kwiatów. I nawet nie z promocji. Kiedy wyraziłam zdziwienie, dostałam odpowiedź że to w ramach przeprosin. Że wrócił później z pracy i na badmintona się spóźniliśmy 10 minut. Bukiet podzieliłam na dwie części. Część pierwsza stoi na stole w kuchni. 


A część drugą sobie zaniosłam do sypialni. Szkoda, żeby się te róże zgubiły w gąszczu chryzantem.


A w niedzielę wieczorem, taki obrazek w sypialni. Mówłam, że tylko czekają żeby się przemycić. Tiggy bardzo lubi leżeć na wykładzinie. A Migusia na łóżku. 


Migula jak zwykle. 


A Tiguś też, jak zwykle. Czyli przynajmniej mam jednego kota, który i do zdjęcia zapozuje i do tego jeszcze fajnie na nim wygląda. 





A poza tym... Poza tym byłam w lesie "na grzybach", z czego będzie osobna notatka. A cały weekend spędziliśmy na budowaniu szaf i schowków, pomogła nam w tym Ikea, ale jest to cholerny pożeracz czasu, bo jak się tam wlezie to wyleźć nie można. Teraz już mamy wszystko poorganizowane jak należy. A jeszcze zdążyliśmy kupić śliczny żyrandol do sypialni, to już nie w Ikei, o taki:


I kupiłam sobie buty i torebkę i walizkę, bo Moi Drodzy, już za dwa tygodnie JEDZIEMY DO POLSKI!!! Pora narzeczonego rodzicom przedstawić. I sama nie wiem, czy się cieszę czy denerwuję.