piątek, 30 czerwca 2017

Humor piątkowy

Troszkę dzisiaj o medycynie będzie i  troszkę o rodzinie. Jak zwykle, zapraszam :-)


*****
Do pijalni wód mineralnych wchodzi spragniony człowiek i zamawia wodę sodową.
- Tylko bez soku, proszę - mówi do kelnera.
- Bez jakiego soku? - pyta kelner.
- Wszystko jedno, może być bez malinowego...


*****
Trwa sesja na akademii medycznej. Z sali wychodzi smutny student i wnet otaczają go koledzy z grupy:
- Zdałeś?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo mi zadał takie głupie pytanie.
- Jakie pytanie?
- Co trzeba mieć, aby zrobić lewatywę?.
- I co odpowiedziałeś?
- Dupę.


*****
Po latach spotykają się koledzy z klasy:
- Hej, Heniek, kopę lat! Jak ci się powodzi?
- Bardzo dobrze, Józku, bardzo dobrze. Mam sieć sklepów i nieźle zarabiam.
- Jak tego dokonałeś? Przecież przez matmę siedziałeś parę razy w tej samej klasie.
- Wiesz, kupuję w Chinach duperele po złotówce i sprzedaję tutaj po cztery złote. No i z tych trzech procent jakoś żyję.


*****
Wędkarz nad brzegiem jeziora łowi ryby, a obok siedzi jego żona. On zarzuca wędkę i po chwili wyciąga buta. Zarzuca ponownie i wyciąga czajnik. Zaraz potem łowi młynek do kawy, radio, telewizor, fotel...
Żona na to przerażona:
- Cholera, Bogdan, tam chyba ktoś mieszka...


*****
Zbliża się rocznica ślubu pewnej pary. Mąż wręcza żonie pięknie zapakowany prezent. Ta podekscytowana, że ukochany o niej nie zapomniał, zabiera się do rozpakowywania.
- Ale przecież to... wędka.
- I to najwyższej jakości! Unikat!
- Ale ja nie łowię ryb.
- Nie podoba ci się? No cóż, może mi się na coś przyda...


*****
- A my mamy w domu wszystko! - chwali się koleżankom mała Ala.
- Skąd wiesz?
- Bo jak tata przywiózł z delegacji gitarę, to mama powiedziała, że tylko tego brakowało.


*****
Ahmed mówi więc:
- Tradycją w islamie jest to, że mężczyźni tańczą z mężczyznami, a kobiety z kobietami. Ale chcielibyśmy, w drodze wyjątku, abyś dał zgodę na mieszany taniec na naszym weselu.
- Nigdy w życiu! - mówi mułła - To jest niemoralne. Mężczyźni i kobiety zawsze muszą tańczyć osobno.
- Czyli po ślubie nie będę mógł nawet zatańczyć ze swoją żoną?
- Nie. To jest zakazane w islamie.
- Hm, ok - odpowiada Ahmed - A co z seksem? Będziemy mogli wreszcie uprawiać seks?
- Oczywiście - stwierdza mułła - Bóg jest wielki! Seks w małżeństwie jest ok, aby mieć dzieci.
- A co z różnymi pozycjami?
- Nie ma problemu!
- Kobieta na górze? - dopytuje Ahmed.
- Oczywiście! Bóg jest wielki, róbcie to!
- Na pieska?
- Tak!
- Na stole kuchennym?
- Tak, tak!
- Czy mogę to robić ze wszystkimi swoimi żonami? Z oliwką? Z wibratorami? W skórzanych strojach? Z miodem? I filmami XXX w tle?
- Tak, dokładnie!
- Czy możemy to robić na stojąco?
- Nie. Absolutnie nie! - odpowiada mułła.
- Dlaczego nie? - pyta Ahmed.
- Bo to może prowadzić do tańca!


*****
Supermarket. 6-letni Jaś patrzy łakomym wzrokiem w lodówkę z lodami:
- Mamo, mogę loda?
- Nie.
- Mamoooooooo!
- Powiedziałam coś! Nie! - matka pozostaje nieugięta.
Oczy Jasia kierują się na ojca. Ojciec na to zbolałym głosem:
- Jak mama mówi, że loda nie będzie, to uwierz mi, wie co mówi.


*****
Wezwanie do biurowca - gwałt na sprzątaczce. Poszkodowana składa zeznania:
- No, klęczę i myję podłogę, a ten zaszedł mnie od tyłu i wykorzystał!
- No, ale czemu pani nie uciekała?
- Gdzie? Na umyte?!


Wesołego weekendu!

czwartek, 29 czerwca 2017

Za co kocham...

Mówi się, że kocha się nie za coś, a pomimo czegoś. Nie do końca się z tym zgadzam, choć trochę mądrości w tym chyba jest. I wydaje mi się, że więcej jest tego "czegoś" niż "pomimo" tak w ogólnym rozrachunku, więc chyba jednak kochamy za coś, mimo wszystko.  Dowód?


No ale tak na serio - weźmy taką miłość kobiety i faceta. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie zakocha sie w kimś, kto ma same "pomimy", nie wyobrażam sobie tego po prostu. Jak to, kocham cię pomimo tego, że jesteś stary, łysy, gruby i podstawówkę ledwo skończyłeś, jesteś wulgarny i palisz papierosy, a w dodatku groszem nie śmierdzisz i mieszkasz z mamusią? A jedyną twoją zaletą jest to że masz ptaszka w portkach? I wice wersa, żeby nie było. Nie, zawsze zaczyna się od tego "za coś", nawet jeśli są to tylko pieniądze. 
Inaczej rzecz ma się z dziećmi i zwierzętami. Je się kocha po prostu, bo są. Pomimo tego, że srają, brudzą, hałasują, gryzą i drapią, pomimo że kosztują nas majątek a wdzięczności to się doczekamy być może w trakcie mowie pogrzebowej. Kocha się je, bo są nasze, bo wymagają naszej opieki, bo czujemy za nie odpowiedzialność. Czasami mamy ich serdecznie dość, a jak ich nie ma to tęsknimy za nimi, cieszymy się z ich sukcesów i opłakujemy z nimi porażki. I nawet jak popełniają błąd za błędem, jak nie spełniają naszych oczekiwań, nawet jak wykrzykują nam, że nas wszystkich nienawidzą, nawet jak odwrócą się do nas plecami i odejdą w siną dal, my nigdy nie przestajemy ich kochać. W odróżnieniu od partnerów, bo w stosunkach damsko-męskich, jak tylko zaczyna się pojawiać za dużo "pomimów" (czyli rodzą się kolejne wątpliwości), to miłość niestety, umiera, a z reanimacją trupa to wiadomo jak jest.

A ja...

Za co kocham 

Kocham uśmiech, którym witasz mnie rano, 
Kocham ciepłe łóżko, które zostawiasz, 
żebym sobie jeszcze trochę pospała,
Kocham szum czajnika o poranku 
i zapach kawy parzonej specjalnie dla mnie
Kocham patrzeć, jak układasz w skupieniu
na świeżutkich bezach pokrojone truskawki 
Kocham, gdy bez oporów wręczasz mi śrubokręt 
i gdy pochwalisz za skręconą szafkę
Kocham, jak do mnie mówisz rzeczy,
które chciałaby usłyszeć każda kobieta, 
I kocham wtedy, kiedy jest mi źle i boli serce,
a Ty nie mówisz, że sobie wymyślam,
że mam się nie martwić lub że będzie dobrze, 
tylko bierzesz w ramiona i razem ze mną płaczesz.


Pozdrawiam serdecznie :-)




wtorek, 27 czerwca 2017

Kwestia zaufania

Wikipedia podaje:
"Zaufanie wobec jakiegoś obiektu jest to wiedza lub wiara, że jego działania, przyszły stan lub własności okażą się zgodne z naszym życzeniem. Jeśli takiej pewności nie mamy, to zaufaniu towarzyszy także nadzieja. Obiekt zaufania może być dowolny, np. człowiek, zwierzę, przedmiot, substancja, instytucja, społeczeństwo, bóstwo. W przypadku relacji międzyludzkich zaufanie dotyczy najczęściej uczciwości drugiej strony wobec nas, co niekoniecznie oznacza uczciwość wobec innych, np. w grupie przestępczej. Zaufanie może, ale nie musi być odwzajemnione; jest jedną z podstawowych więzi międzyludzkich, zarówno w rodzinie jak i grupach społecznych, i bywa szczególnie cenne w sytuacjach kryzysowych. Wzbudzanie zaufania jest też częstą metodą działania przestępców, zwłaszcza oszustów. Emocja zaufania jest doznawana także przez bardziej inteligentne zwierzęta".

Najwięcej mówi się o zaufaniu w partnerstwie, w związkach. Ale dotyczy ono przecież każdej dziedziny życia - pracy, szkoły,zdrowia, zakupów, poruszania się po ulicy, wychowywania dzieci. Zaufanie jest drogą do kreowania bezpiecznej wizji wspólnego świata, obdarowuje się nim osobę, której się wierzy. Jest to pojęcie analizowane w ramach wielu dyscyplin takich jak psychologia czy socjologia. Zaufanie jest podstawą więzi międzyludzkich. 
Zaufanie to jeden z filarów szczęśliwego związku. Niestety, bardzo łatwo je utracić, przyczyny moga być zupełnie błahe, wystarczy że jedna ze stron poczuje się zawiedziona. Czyli, jeżeli to czego oczekiwaliśmy, okazuje się niezgodne z naszym wyobrażeniem. Oczywiście, największym wytoczonym przeciwko nam działem jest zdrada partnera, należy tu jednak pamiętać, że zdrada niejedno ma imię.  Zdrada to bardzo indywidualne poczucie krzywdy i choć uważa się powszechnie, że dotyczy stosunków seksualnych lub przekierowania uczuć czy starań na inną osobę, to niejednokrotnie jest to akt zupełnie z uczuciami i seksem nie związany. Mam tu na myśli wyjawienie sekretnych informacji, oszustwo finansowe, wycofanie się partnera z relacji, słowem wszystko to, co całkowicie burzy poczucie bezpieczeństwa i zaufania.  Jego brak u jednego z partnerów skutkować może w silnym poczuciu osaczenia i zniechęcenia u drugiej strony. 
Na utracone zaufanie w związku, można zareagować na dwa sposoby: uczynić z niego więzienie, a siebie zamienić w strażnika, lub uznać, że już czas spojrzeć prawdzie w oczy i zastanowić się, co i dlaczego źle się układa, a potem próbować to naprawić. Pierwszy sposób - sprawdzanie, kontrolowanie, ograniczanie - wcale nie gwarantuje skuteczności, ponieważ możliwość efektywnej kontroli drugiego człowieka nie jest możliwe. Do "trzymania na krótkiej smyczy" uciekają się osoby, które chcą na siłę chronić trwałość związku, tymczasem rezultaty bywają na ogół odwrotne od zamierzonych. Atmosfera podejrzliwości, nieufności i ograniczeń osłabia więzi między partnerami i prowadzi do wygaśnięcia relacji. Strona nadmiernie kontrolująca nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego, że zmusza tę drugą stronę do kłamstw. Poddany nadmiernej presji i ciągle sprawdzany partner, jeżeli chce np. iść na niewinnego drinka z kolegą, posunie się do oszustwa, by móc cieszyć się odrobiną swobody.

Trudne to są sprawy, ale do rozwiązania w dorosłym życiu. Według mnie (i podkreślam, że jest to moja osobista opinia) najczyściej jest się po prostu rozstać i zacząć życie od nowa, bo utraconego zaufania odbudować się nie da. Są ludzie, którzy próbują reanimować związek, lub stawiając wszystko na jedną kartę rozwodzą się, aby się zejść na nowo i chwała im za to. Oczywiście do tanga trzeba dwojga i muszą się o to starać tak samo dwie osoby. Każdy próbuje życia na własny sposób, jednym wychodzi, innym nie. Summa summarum uważam że nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, nawet jeśli woda w tej rzece nie jest już taka sama, bo przeciez ciągle płynie. 

No dobrze. W związkach, mimo że nie wszystko jest czarno-białe, istnieje możliwość wyboru. Z mężem można się rozwieść, z partnerem rozstać, z przyjacielem zerwać kontakty. 
A co z zaufaniem w relacji rodzic - dziecko? Żeby nie było wątpliwości, mówię tu o dziecku dorosłym, dwudziesto-kilku letnim i starszym, nie o żadnym nastolatku, który tylko fiu-bździu ma w głowie i wszystkich nienawidzi. O dziecku, które zawiodło rodziców (czytaj: oszukało, okradło, znieważyło i tak dalej) już wiele razy, a wciąż do nich powraca jak ten syn marnotrawny, zwłaszcza, a czasem tylko wtedy, gdy potrzebuje pomocy. O dziecku, któremu rodzice nie ufają kompletnie, bo zaufać po tylu porażkach już po prostu nie mogą, ale wciąż mają nadzieję, że może jednak tym razem zrobi to co powie, że się postara, że obietnicy jednak dotrzyma? Czy i ile razy można (lub należy) dać takiemu dziecku jeszcze jedna szansę, kolejny kredyt zaufania?  Co zrobić, gdy rozum mówi co innego, a serce podpowiada co innego? I rozterka, że przecież jak się postąpi zgodnie z rozumem, to będzie się miało wyrzuty sumienia na zawsze, a jak się postąpi zgodnie z sercem to ono w końcu kiedyś nie wytrzyma?