sobota, 30 stycznia 2016

Cel uświęca środki

Post ten zrodził się w głowie autorki po przeczytaniu, najpierw na fejzbuku a potem normalnie, jak człowiek, na zwykłym blogu, wpisu Nietypowej Matki Polki. Na wspomnianym już fejzbuku komentarza nie zostawałam ale sobie poczytałam bo rozpętała się tam niezwykle zaciekła fajna dyskusja, zaczęłam za to wpisywac komentarz na blogu Nietypowej ale mi jakoś tak za dużo się napisało więc uznałam że lepiej będzie jak to wszystko napiszę u siebie.

Dlaczego ludzkie potomstwo nie chce opuszczać stada, czyli rodzicielskiego domu... Dlaczego woli mieszkać długie lata z mamusią i tatusiem... Hmmm... Tą kwestią nie będę się zajmować, bo ile osobników tyle przypadków, a każdy lepszy od drugiego. Ja chcę tu podzielić się moimi pomysłami na to aby dziecię samo zechciało opuścić cyca mamusi dom rodzinny z własnej i nieprzymuszonej woli. Sytuacja ekonomiczna kraju nie ma tu żadnego znaczenia i tłumaczenia typu "bo tak jest taniej" odnoszą się do każdej szerokjości geograficznej i każdego ustroju społeczno-ekonomicznego. Po prostu, jak się chce to się da i kropka.

Oczywiście najlepszym sposobem na pozbycie się potomka z domu jest wysłanie go na studia, najlepiej do odległego miasta. A jeszcze lepiej jak będzie to "ze wsi do miasta". Gwarantowane że już nie wróci. Sprawdzone, udowodnione.
No ale przecież nie każdy rokuje, nie każdy chce się uczyć, nie każdy jest w stanie podołać intelektualnie. Wtedy trzeba mu ten dom... obrzydzić. Jeżeli jesteśmy przewidujący i widzimy że z tego pieca chleba nie będzie, można na przykład odpowiednio wcześniej wynieść się z miasta na opłotki, żeby dziecię miało daleko do szkoły (bo szkoły absolutnie nie wolno mu zmieniać!) i do przyjaciół i w ogóle do wszystkiego. Żeby musiało daleko dojeżdząć ale nie aż tak długo żeby chodziło nieprzytomne. Należy je oczywiście zachęcać i podpowiadać najlepsze formy rozrywki, które absolutnie ale to absolutnie można dostać tylko w mieście. Kino, kasyna, koncerty i tym podobne dyskoteki. Oczywiście sponsorować w miarę możliwości i podwozić gdzie się da ale tylko do osiągnięcia przez potomka pełnoletności. Ewentualnie kontynuowania nauki w szkole. Gdyby przypadkiem dziecię znalazło sobie jakąkolwiek pracę, sponsoringu należy koniecznie i zdecydowanie zaprzestać, jak również zacząć oddawać się osobistym rozrywkom typu imprezy i przyjęcia alkoholowe, żeby mieć wymówkę że darmowy transport się skończył.
Absolutnie też należy zakazać latorośli zapraszania kolegów do domu, a jeśli jest to nieuniknione, należy zawstydzać ich wszystkich na każdym kroku przy każdej okazji, przy pomocy wszystkich możliwych środków.
W celu obrzydzenia potomkowi rodzinnego domostwa należy przypominac mu na każdym kroku że to jest nasz dom a nie jego, że ma się dostosować do naszych zasad a najlepiej by było jakby w ogóle nie opuszczał swojego pokoju, a kiedy już musi to żeby nauczył się lewitacji i przezroczystości, aby nie zakłócać nam boskiego spokoju stąpaniem po podłodze na przykład.
Ogrzewanie w zimie należy ustawić na niezbędne minimum i włączać tylko wtedy kiedy potomka nie ma w domu, a światło ostentacyjnie wyłączać za każdym razem kiedy zdarzy mu się zapomnieć. Nie wolno prać rzeczy potomka, a jak już zdarzy się nam pościągać wiszące czwarty dzień na suszarce jego rzeczy, bo przecież chcemy wysuszyć też nasze, pod żadnym pozorem nie wolno ich składać czy już broń bobrze prasować! Należy zebrać je w kupę i cisnąć pod drzwiami pokoju potomka. Nie wolno wchodzić do jego pokoju żeby nie narazić się na zatrucie bronią chemiczną lub biologiczną.
Należy też wstrzymać się od kupowania jakichkolwiek produktów żywnościowych, a  już nie daj buk do umieszczania ich w ogólnodostępnej lodówce. Posiłki należy jadać na mieście, względnie kupować tylko tyle ile się samemu zje tego dnia i nie zostawiać żadnych resztek. Jednocześnie wykradając po kryjomu z wyżej wymienionej lodówki jedzenie które ewentualnie włoży do niej potomek, nie przyznając się oczywiście potem do winy. Jeżeli w kuchni brakuje sztućców czy talerzy, należy wyciągnąć dla siebie które trzymamy na wybitne okazje i święta, po czym umyć ręcznie i schować żeby nie były przypadkiem użyte przez potomka. Zmywarkę należy włączyć tylko po uprzednim zapełnieniu przez potomka naczyniami zgromadzonymi w jego pokoju przez cały tydzień. Nie obawiajcie się, kiedy nie będzie miał czym i z czego jeść i pić ani w czym ugotować, sam zajmie się zapełnieniem zmywarki i jak najszybszym jej rozładowaniem.
W łazience nie wolno zostawiać czystych ręczników, a jedynym produktem higienicznym ogólnie dostępnym ma być mydło do rąk i najtańszy płyn pod prysznic, jak również najtańsza pasta do zębów i najtańszy papier toaletowy. Produkty których my używamy osobiście należy trzymać zamknięte na klucz w naszym pokoju i zabierać ze sobą podczas codziennych ablucji. Niestety nie działa z papierem toaletowym więc jakiś czas musimy się przemęczyć ze ściernym.

Gwarantuję że za jakiś czas potomek zacznie się rozglądać za samodzielnym mieszkaniem, najlepiej jak najdalej od mamusi. Cel uświęca środki, pamiętaj!





piątek, 29 stycznia 2016

Humor na piątek

Huragan Gertruda obudził mnie rano tuż przed siódmą. Początkowo nie wiedziałam co się dzieje, coś stukało, strzelało, huczało. "Toto, mam wrażenie że nie jesteśmy już w Kansas" - pomyślałam gdy ściany zaczęły żyć własnym życiem...
Na szczęście żadnych większych strat w obejściu nie zauważyłam. Koty tylko poobrażane na cały świat na parapetach siedzą, przynajmniej tak je zostawiłam jak wychodziłam do pracy.

Tak więc dzisiaj mili państwo - o pogodzie. A i tak kończy się na jednym :-) Zapraszam.


*****
Francuz dzwoni do swojego przyjaciela w Moskwie:
- Cześć Iwan, słyszałem, że u was strasznie zimno, - 50 stopni!
- Nie... Tak zimno nie jest... najwyżej - 20...
- Niemożliwe Iwan, w CNN pokazywali, że jest u was - 50 stopni poniżej zera!
- Pierre, mówię ci, jest najwyżej - 20, a nie - 50!
- Przecież sam widziałem w CNN Iwan, reporter stał na Placu Czerwonym i pokazywał termometr, sam widziałem, - 50 stopni!
- Aaaaaa, no chyba, że na zewnątrz..


*****
Jasiu biegnie do mamy i jej mówi:
-Mamo, mamo, termometr spadł.
A mama się go pyta:
- O ile?
Wtedy Jaś odpowiada:
- O 5 pięter.


*****
Turysta spotyka bacę, który się opala przed chałupą, pyta go:
- Jak wam się powodzi, baco?
- A nie narzekam, miałem wykarczować drzewa, ale przyszedł halny i je powalił, miałem je spalić, ale uderzył piorun i je spalił. Teraz czekam, aż mi trzęsienie ziemi wyrzuci ziemniaki na powierzchnię.


*****
Turysta w wakacje zachodzi w deszczu do bacówki, baca gościnnie częstuje go gorącą potrawką, turysta zajadając spostrzega że do talerza leci mu z góry woda...
- Baco dach ci przecieka.
- Wiem...
- To dlaczego nie naprawisz??
- Ni mogę, przecież dysc pada.
- To dlaczego nie naprawisz kiedy nie pada??
- A bo wtedy nie cieknie...


*****
Pewien facet wybierał się na ryby. Wstał bardzo, bardzo wcześnie. Spakował sobie kanapki, wędki i przynęty. Cały ten szajs zapakował do samochodu i wyjeżdża z garażu. Nagle zerwał się ostry i zimny wiatr, zaczął padać deszcz ze śniegiem, ogólnie pogoda pod psem. Facet zawrócił z powrotem do garażu i przesłuchał prognozę pogody - "w regionie pogoda fatalna, zimno, wietrznie, opady deszczu ze śniegiem". W tej sytuacji facet spasował. Wypakował się, rozebrał się i wskoczył do łóżka. Przytulił się do żony i szepcze jej do ucha:
- Straszna pogoda ...
Rozespana kobitka przysuwa się do niego i mruczy:
- A mój mąż idiota jak zwykle na rybach.


*****
Noc poślubna. Pan młody chodzi po sypialni, co chwila odsłania zasłony i spogląda przez okno. Panna młoda czeka w łóżku w bardzo zachęcającej pozie. W końcu pyta zniecierpliwiona:
- Czego ty tam szukasz? No chodź tu do mnie!
- Mówią ... - odpowiada zdegustowany, świeżo upieczony mąż - Że noc poślubna taka piękna, a tu leje i leje.


*****
- Fatalna dziś pogoda - zagaja żona. - Pamiętasz, taka sama wichura była, jak mi się oświadczyłeś!
- Tak, to prawda. Świetnie pamiętam - odpowiada mąż. - To był straszny dzień. Oj straszny...


Pogodnej niedzieli wszystkim życzę. 


Skopiowano ze strony:http://potworek.com/dowcipy- potwornie dobre dowcipy!

czwartek, 28 stycznia 2016

Zjawa

Jakoś głupio mi się patrzy na polski tytuł, chociaż w sumie to to samo znaczy. W ramach środowych wieczorków kulturalnych byłam wczoraj w kinie na filmie "The Revenant". Po polsku "Zjawa". No i dobrze. Od czego tu zaczniemy... Przecież nie od fabuły bo ja filmów nie opowiadam. No to od obrazka.


Jak obrazek powyżej wskazuje, film jest raczej ciemny i proszę się nie dziwić bo sprawa dzieje się w zimie a reżyser używał tylko naturalnego światła. Ciemny jest również w innym znaczeniu, nie jest to lekki, łatwy i przyjemny obraz. Idąc do kina, nie wiedziałam o tym filmie nic, poza tym że gra tam Leo DiCaprio i Tom Hardy. Po pierwszej scenie trudno było mi umiejscowić film w czasie, wydawało mi się przez moment że widzę świat w jakiejś tam katastroficznej przyszłości, coś w rodzaju pomiędzy Mad Max a Waterworld (Wodny Świat - jeśli ktoś pamięta). Dość szybko jednak udało mi się przekonać że to co widzę to jest po prostu Dziki Zachód. Dziki w całym tego słowa znaczeniu. Brudny, okrutny, bezlitosny, brutalny, krwawy. 
Znakomita gra aktorska, poza dwoma których już wymieniłam świetna rola Domhnalla Gleesona i młodego Willa Poultera. Dużo charakteryzacji i mało tak zwanych efektów specjalnych, prawdziwy popis operatora który stworzył ujęcia precyzyjnie skonstruowane, kunsztowne, a jednocześnie niesłychanie prawdziwe. Niezbyt mi było dane obserwować reakcję innych widzów, bo ja osobiście przeżywałam bardzo każdą niemal scenę, zaciskałam palce, zagryzałam wargi, podskakiwałam na siedzeniu, odwracałam głowę, słowem wczuwałam się w film całą sobą. Obraz naprawdę bardzo realistyczny i patrząc w ekran miałam wrażenie jakbym był w środku tego wszystkiego. Podejrzewam że większość osób obecnych na sali czuła to samo, cisza była niesłychana i wyczuwało się w powietrzu niezwykłe skupienie. 
W filmie nie ma za dużo gadania, nie ma też za wiele potocznie rozumianej "akcji" ale dzieje się bardzo wiele i cały czas, tak że nie ma czasu na ziewanie i na końcu ze zdumieniem odkrywa się że minęło ponad dwie i pół godziny... 
Jeszcze kiedy wczoraj rozmawialiśmy o filmie, nie za bardzo wiedziałam jak go przyjąć. Byłam oczywiście zadowolona że go obejrzałam, bo chciałam zobaczyć film za który Leonardo DiCaprio w końcu (!) dostanie wymarzonego Oscara. No bo nie wyobrażam sobie żeby nie. Ale chciałam się przespać zanim nabiorę pewności co do swojej oceny, bo niektóre filmy działają mi na psychikę dopiero w nocy. Podziałał. 

Jeszcze wczoraj chciałam ostrzegać co wrażliwsze osoby żeby nie szły na "Zjawę" do kina, ale dzisiaj zmieniłam zdanie - niech sobie wezmą coś na uspokojenie i niech idą, niech obejrzą. 
Film dość ciężki, ale bardzo przejrzysty w odbiorze, opowieść o miłości i zemście, zwykła historia o ludzkich emocjach pokazana w niezwykły sposób. 

W Polsce premiera już jutro - bardzo polecam.