niedziela, 31 maja 2015

Jak to w maratonie udział brałam

Jak jestem tu już dużo lat, tak jeszcze nigdy nie dane mi było brać udziału w maratonie. Edinburgh Marathon, organizowany corocznie w ostatnią niedzielę maja, jest swoistym świętem atletycznym. Oprócz regularnego maratonu jest półmaraton, 10 kilometrów, 4 x 10 km, maratony dla dzieci i tak dalej. Jako że trasa przebiega niedaloeko mego miejsca zamieszkania, udałam się tam dzisiaj na piechotę, z nadzieją zobaczenia jak ludzie się męczą i zmotywowania do dalszego biegania. Bo udział w maratonie to jest mój największy cel życiowy od wielu lat, ale nigdy nie mam chęci ani zapału żeby odpowiednio potrenować.
Edynburski maraton zaczyna się w parku Hollyrood, u stóp Arthur's Seat, trasa biegnie przez Portobello, Musselburgh, Prestonpans, Port Seaton, Longniddry i Gosford House, przy którym to zatacza się pętlę i biegnie z powrotem do Musselburgh, gdzie jest meta.
Ja dołączyłam do tłumu biegaczy w Port Seaton, myśląc że się całkowicie spóźniłam, ale gdzie tam. Przecież dwie godziny to wyczyn olimpijczyków, a tu zwykli ludzie biegną też :-)

Biegło ich dużo. Bardzo dużo. Ci biegnący w dół dopiero biegną na pętlę, ci w kierunku do góry już z niej wracają.


Wracają...


Biegną w tłumie...


I wracają... Jak widać nie wszyscy mieszczą się w trasie.



Po prawej strony ubikacje. Widać małą kolejkę uczestników.


Ci szczęśliwcy już wracają. Jesteśmy w Prestonpans.


Tu już droga z Prestonpans do Musselburgh. Spójrzcie na tabliczkę z napisem 24. Tyle mil już przebiegli. Długość maratonu to 26 mil. 


I takie kwiatki...






I wbiegamy do Musselburgh.



Z daleka dochodzi nas głos muzyki. Coraz liczniejszy doping.


Pozostała 1 mila do końca. 1,6 kilometra. Oto jak przy końcu rosną skrzydła :-)


Niestety, ta mila dla moich nóg okazała się nie do przejścia. Teraz żałuję, ale miałam jeszcze drogę powrotną do domu, jakieś 5 kilometrów. Pieszo. Pod górkę. Tak że zdjęć z mety nie będzie, natomiast z przyjemnością pokażę trasę do domu. 

Tam w dole znajduje się rondo, z którego pochodzi powyższy filmik.


A tu droga pod górę.


Parking podmiejski, cały zapakowany autobusami którymi dowożą / odwożą uczestników maratonu.



A tu dalszy ciąg drogi. Pod górkę.


Po jednej stronie zielono...



Po drugiej ziemiaczanie :-)


Ten wiatrek służy do obsługi farmy.


Panorama z widokiem na nieczynną już elektrownię i zatokę. Takie mniej więcej mam widoki za oknem jak się postaram :-) 


Moja nowa fryzure :-) Włosy na głowie potargał wiatr...


I jak ja to później uczeszę...


Do domu dotarłam wykończona ale przeszczęśliwa. Endomondo pokazuje że przebyłam 13,57 kilometra w czasie 2:25:48 (aktywny czas chodzenia z robieniem zdj.ęć, czas na filmik nie został wliczony). Średnia prędkość 5,6 km/h, największa prędkość 26.4 km/h (?? chyba jak przebiegałam przez ulicę). Kalorii spalonych 798, wody wyparowało 0,49 litra. Minimalna wysokość trasy 4 m.n.p.m., maksymalna 89 m.n.p.m. Od razu czuję się chudsza :-)

Pozdrawiam słonecznie.


piątek, 29 maja 2015

Tiguś

Jesteśmy od kilku godzin w domu. A było to tak.
Wczoraj Tiguś napędził mi bardzo dużego stracha. Znowu płakał, chyba jeszcze bardziej żałośnie. Nie mógł wejść po schodach, co przeszedł kilka kroków to padał na podłogę. W końcu nawet na łóżko musiałam go położyć bo nie dał rady wejść. Przypłaciłam to paroma drapnięciami ale co tam. Wtedy postanowiłam że z samego rana jadę z nim do weta i niech go przebadają, prześwietlą i co tam jeszcze. Nagrałam też jego płacz jako dowód.
I tak zrobiłam.
Pani doktor, właścicielka kliniki, podotykała go chwilę, podłuchała nagrania i powiedziała że łapa jest spuchnięta i faktycznie widać że go bardzo boli więc mam go zostawić to mu zrobią rentgena, pobiorą krew i w ogóle przebadają dokładnie, nie pod pełną narkozą bo to nie jest koniecznie ale w lekkim uśpieniu. I zadzwonią do mnie po południu to mi powiedzą o co chodzi. Popodpisywałam potrzebne dokumenty i z płaczem pojechałam do pracy.
Około drugiej zadzwoniła pani i powiedziała że Tiggy jest w porządku i żebym przyjechała po trzeciej. No to pojechałam. Tam mi go przynieśli, przywitał się ze mną, ale nie za bardzo chciał wyjść z kontenerka. Pani doktor pokazała mi wyniki krwi, wszystko bardzo ładnie, w środkowych granicach normy. Pokazała mi też zdjęcie rentgenowskie na monitorze komputera. I wyjaśniła.
W miejscu gdzie łączą się kości kolana, nad samym połączeniem widać, jak ona to nazwała "soft tissue" czyli tkankę łączną, czyli obrzęk, opuchlizna, płyn. Tego tam normalnie nie powinno być. Oprócz tego widać maleńki, dosłownie jak główka od szpilki, kawałeczek odpryśniętej kości. I wyraźnie opuchnięte mięśnie. Nie ma co się dziwić że go boli. Pani powiedziała że jej to wygląda na bardzo mocne uderzenie, albo ugryzienie. Być może przez psa. Nie ma uszkodzenia skóry, a może gdyby było toby już się zagoiło, ale ja nic nie zauważyłam wcześniej. Więc może jakiś pies go pogonił i nie zdążył ugryźć tylko zębami uderzył. A może, taka teraz teoria przychodzi mi do głowy, chciał wleźć komuś do domu przez okno, jak to on potrafi zrobić, i albo okno się za nim zamknęło (tutaj są okna wahadłowe) albo ktoś trzasnął i go uderzyło w tylną łapę. Teorii może być wiele, ważne jest że wiadomo jaki jest wynik. A nie jest nim naderwanie więzadeł, jak początkowo sugerowała inna pani doktor.
To dobrze. Takich rzeczy się nie operuje, to jest po prostu stan zapalny po uderzeniu. Dostał odpowiedni antybiotyk który mam mu podawać z jedzeniem dwa razy dziennie i dodatkową buteleczkę Metacamu przeciwbólowo. I kontrola za tydzień. Mam go dzisiaj nie wypuszczać. Ale on i tak tylko leży. Zjadł potrójną porcję na kolację (bo śniadania nie dostał w razie czego) i leży.
No a ja jestem już bardziej spokojna. Na razie nie płacze.

I kilka zdjęć.
Tu u weta.


Tu już w domu. Wygolona łapecka, tam gdzie mu kuj robili.



Próbuje patrzeć przez okno.


Widać, którą łapkę oszczędza.




I tak sobie siedzi. Chora łapka uniesiona.



I to by było na tyle. Dziękuję za wsparcie. Jesteście kochani.
♥♥♥



Piątek bez humoru

Przepraszam wszystkich ale dzisiaj humoru nie będzie.
Tiguś jest w szpitalu.
Jestem cała w nerwach.
Zobaczymy co po południu. Wieczorem napiszę co z nim.
Trzymajcie kciuki.