niedziela, 24 maja 2015

Nudzimy się

Wiedziałam że gdzieś jest. Długo nie szukałam, wystarczył jeden strzał na strych. No i trzeba było zrobić próbę generalną. W salonie bo nie chciało mi się wychodzić do ogrodu. Co z tego że słońce świeci jak wiatr wieje, jeszcze by mi go zwiało :-)

Tadam!


Zajął całą wolną podłogę w salonie a i tak się na zdjęciu cały nie zmieścił. Namiot wygląda OK, jakiś taki cienkawy trochę ale w Himalaje to my się nie wybieramy, prawda? Się impregnat kupi w razie czego i się popryska coby nie przeciekał, bo pewności nie mam, raz tylko stał w ogrodzie. W każdym razie, próba generalna wykazała że daję radę go samodzielnie rozłożyć w jakieś dziesięć minut, a złożyć nawet w cztery. No ale zanim złożyłam to oczywiście zjawił się Naczelny Dyrektor do Spraw Zatwierdzeń. Zdjęcia do kitu ale ciemno było ;-) Jak to w namiocie.











Poleżał poleżał i wylazł, pewnie mu w doopkę za twardo było bo się przeniósł na kocyk, na sofę. 
A tak apropo. 
Model wydaje się być w lepszej kondycji, mniej utyka choć nadal siedzi dziwnie, z wyprostowanym kolanem. Z powodu niezbyt stabilnego stanu psychicznego postanowiłam nie więzić go dłużej i w czwartek wieczorem wypuściłam z pokoju. Widziałam że nie bardzo kwapił się do opuszczenia kocyka na sofie, widocznie go bolało. Ale w pewnej chwili pokuśtykał powoli do kociej klapki i zniknął w przestworzach. 
Nie wrócił na wieczorne karmienie, przeszukałam całą okolicę, nie znalazłam drania. W piątek rano wyłonił się ze swojego kociego domku, nie wiem o której wrócił. Jak wróciłam z pracy to już go nie było. Nie było go cały piątek, nie wrócił na noc, nie było go cały dzień. Jeszcze nie zaczęłam panikować, ale myślałam o nim cały czas. Pewnie go ktoś dokarmia, myślałam, a może gdzieś siedzi w krzakach, bo go łapka boli, ciepło jest to mu się nie chce wracać.
Wczoraj późnym wieczorem otworzyła się z hukiem kocia klapka i wkroczył zmoknięty Tiguś domagając się żarcia od progu. No tak, zaczął padać deszcz a wiadomo że jak mokro i w dodatku głodno to już wolność nie jest taka fajna. Zjadł wszystko co było w obu miskach i poszedł spać. Ucieszyłam się że chodzi o wiele lepiej niż dwa dni temu, może to faktycznie nic poważnego. Ale do weta i tak idziemy jutro na sprawdzenie. Będę musiała zaryzykować ponowne więzienie bo jak znam życie, po moim powrocie z pracy kota na pewno nie będzie. A wet na osiemnastą. Nie będę ryzykować pomimo jego wątłych nerwów. Ten kot po prostu nienawidzi jakichkolwiek zmian. Wiem, to normalne u kotów, ale on zaraz choruje psychicznie i to widać. Na razie niech się cieszy wolnością do jutra rana. I trzymajcie kciuki żeby jutro u weta nie okazało się nic poważnego... 

piątek, 22 maja 2015

Trochę humoru na piątek

Z góry uprzedzam że zbereźnie dzisiaj będzie, więc jak ktoś się wtydzi to niech nie czyta ;-)


♥♥♥
Tatuś tłumaczy synkowi zasady urozmaiconego pożycia seksualnego. Niczym profesjonalny mim wygina niewidzialną partnerkę na wszystkie strony, obrazowo ze szczegółami przedstawia każdą możliwą pozycję. Synek tymczasem siedzi skulony na fotelu, czerwony jak burak, głowe coraz bardziej wtula w ramiona. W końcu udaje mu się przerwać ojcu:
- Tatusiu, przestań już! Mówiłem, że mam jutro w szkole historię. Wiesz... Wojny, zabory i takie tam. A Ty miałeś mi tylko wytłumaczyć co to jest NAJEŹDŹCA.


♥♥♥
Policjant pyta staruszkę: - Wiek?
- 86 lat.
- Czy mogłaby pani opowiedzieć swoimi słowami, co tu się właściwie wydarzyło?
- Siedziałam na ławce na tarasie przed domem, podziwiając ciepły wiosenny wieczór, kiedy przyszedł ten młodzieniec i usiadł obok mnie.
- Znała go pani?
- Nie, ale był przyjaźnie nastawiony.
- Co stało się po tym, jak usiadł obok pani?
- Zaczął pocierać moje udo.
- Czy powstrzymała go pani?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo odczuwałam przyjemność. Nikt nie robił tego od czasu, kiedy mój mąż odszedł z tego świata 30 lat temu.
- Co stało się potem?
- Zaczął pieścić moje piersi.
- Czy próbowała go pani powstrzymać?
- Nie.
- Dlaczego?
- Mój Boże, dlaczego? Było mi tak dobrze, czułam że naprawdę żyję. Od lat tak sie nie czułam!
- Co stało się później?
- Cóż, rozpalił mnie do czerwoności, więc rozłożyłam nogi i zawołałam: "Bierz mnie, chłopcze, bierz mnie!"
- I co? Zrobił to?
- Nie, do diabla! Zawołał "Prima Aprilis!". I wtedy zastrzeliłam sk***syna...


♥♥♥
Przy łóżku umierającej żony siedzi facet.
- Może coś ci potrzeba kochanie - pyta smutnym glosem.
- Chciałabym - odpowiada cichutko żona - żebyś mnie jeszcze raz przelecial.
- Oj taka słaba przecież jesteś, no ale jak bardzo chcesz .........
I gość włazi do łózka, robi co żona sobie zażyczylł a potem przytulony do niej zasypia ze zmęczenia.
Budzi się po jakimś czasie a żona w świetnej formie krząta się po kuchni przygotowując obiad. Facet zrywa sie z pościeli i woła :
- Kochanie, co się stało? Przecież taka chora bylaś?
- A to ten seks z tobą tak mi pomógł - informuje go z uśmiechem kobieta.
Facet siada ciężko na stołku i smutnieje.
- Co jest, nie cieszysz się że wyzdrowiałam ?
- Nie o to chodzi - mówi mąż - bardzo się cieszę, tylko jakbym wiedział, że mam takie możliwosci to i babcię Zosię bym uratował i wujka Zdziśka.............



♥♥♥
W szpitalu lekarz pyta zmartwioną matkę.
- Czemu się pani martwi! Urodziła pani ślicznego, zdrowego synka.
- Ależ panie doktorze, on jest rudy! Mój mąż od razu pozna, że to nie jego dziecko.
- Niech się pani nie martwi, ja się tym zajmę.
Lekarz pyta męża.
- Jak często współżyje pan z żoną?
- Co tydzień...
- Proszę nie żartować...
- No dobrze, co miesiąc!
- Proszę pana. Jestem lekarzem i naprawdę znam te sprawy. Proszę być ze mną szczerym.
- No dobrze!!! Raz na pół roku!
- To idź pan teraz zobacz coś tym zardzewiałym przyrządem zmajstrował.


♥♥♥
Trzy przyjaciółki po powrocie z dwutygodniowych urlopów dzielą się wspomnieniami.
Pierwsza mówi:
- Pierwszego wieczoru poznałam jednego urzędnika. Trzynaście dni robił podchody no ale czternastego w końcu przespaliśmy się.
Druga:
- A ja poznałam pierwszego wieczoru polityka. Przeleciał mnie tej samej nocy a potem przez trzynaście dni chodził za mną i prosił żebym nikomu nic nie mówiła.
Trzecia na to:
- W pierwszy wieczór na dyskotece zatańczyłam ze studentem, poszliśmy potem do mnie zakosztować trochę seksu i kiedy czternastego dnia wyszedł z łóżka i otworzył okno to tylko krzyknął - "O ku**a, to tu jest morze!"


♥♥♥
Facetowi żona zaczęła mówić przez sen. Jakieś jęki i imię Rysiek...
Bez dwóch zdań doprawiała mu rogi i facet szybko doszedł do takiego samego wniosku. Aby to sprawdzić, pewnego dnia udał, że wychodzi do pracy i schował się w szafie. Patrzy, a tu żona idzie pod prysznic, układa sobie włosy, maluje się, perfumuje i w samej koszulce nocnej wraca do łóżka. W tym momencie otwierają się drzwi i wchodzi Rysiek...
Super przystojny, wysoki, śniada cera, czarne, bujne włosy - jednym słowem bóstwo.
Facet w szafie myśli: "Muszę przyznać, że ten Rysiek to ma klasę!".
Rysiek zdejmuje powoli koszulę i spodnie, a na nim stylowe ciuchy, najmodniejsze i najdroższe w tym sezonie.
Facet w szafie myśli: "Szlag, ale ten Rysiek, to jednak jest zajebisty!".
Rysiek kończy się rozbierać od pasa w górę, a tu na brzuchu mięśnie krateczka-kaloryfer, wysportowany, a klatka jak u gladiatora.
Facet w szafie myśli: "Ten Rysiek, to ekstra gość!".
Rysiek zdejmuje super-trendy bokserki, a tu penis cudowny - pierwsza klasa.
Facet w szafie myśli: "O żesz ty, Rysiek jest rewelacyjny"
W tym momencie żona zdejmuje koszulę nocną i pojawia się ciało z cellulitisem, obwisłe piersi, rozstępy...
Facet w szafie myśli: "Ja pierdolę! Ale wstyd przed Ryśkiem".


♥♥♥
Do ruletki w eleganckim kasynie podchodzi piękna blondynka. Stawia sto tysięcy złotych na jeden numer. Krupier przerywa rozmowę z kolegą, wypowiada sakremantalne "no more bets" i kręci kołem. Gdy koło już wiruje, dziewczyna woła:
- Chwileczkę, panowie! Muszę jeszcze zdjać majtki. Gdy jestem bez majtek, zawsze dopisuje mi szczęście.
Blondynka podwija spódnicę, zdejmuje majtki i kładzie je na krześle. Po chwili ruletka zatrzymuje się, blondynka krzyczy: "Wygrałam!", zgarnia sztony i biegnie do kasy.
Przy ruletce zapadła cisza. Dopiero po chwili oniemiały krupier patrzy na swojego kolegę i wykrztusza z siebie pytanie:
- Ty, a tak w ogóle, to jaki numer wypadł?


Wesołego weekendu!

czwartek, 21 maja 2015

G*wniany czwartek

Kto śledzi Zmagania duszy z ciałem na Facebooku ten wie że wczoraj ze zgrozą zaobserwowałam że Tiggy kuleje na tylną łapę. Rano już był jakoś dziwny, jak go zgoniłam z łóżka żeby pościelić to syczał na mnie i prychał, potem warczał na mnie jak go próbowałam głaskać. A jak wyjeżdżałam do pracy to już z samochodu widziałam że jakoś tak dziwnie siedzi na parapecie, jakoś nienaturalnie.
Po powrocie z pracy nakarmiłam koty i zauważyłam że Tiggy kuleje, chociaż opiera ciężar na łapie, nie podkurcza jej, ale widać sprawia mu to ból. W pewnym momencie tak na mnie spojrzał jakby prosił żebym go wsadziła na kocie drzewo, więc zrobiłam to ale zaraz zszedł, nie mógł sobie znaleźć miejsca. No a ja co? Oczywiście wujek gugiel. Wiecie co można w sieci wyguglować. Wszystko. No ale ja już doświadczenie mam i nie wszystkie informacje znalezione w internecie przyjmuję do serca. Niemniej jednak warto wiedzieć co mogłoby być ewentualnie w razie wu.
Jako że przychodnia była już nieczynna, zadzwoniłam na kocie emergency, gdzie pani owszem, powiedziała mi że jak się bardzo niepokoję to mogę przyjechać ale sama wizyta kosztuje 145 funtów plus ewentualne leczenie. Co wiedziałam bo przecież skorzystałam poprzednio jak Tiguś przeciął sobie język. No ale wtedy to była inna sytuacja, teraz uznałam że to nie jest emergency jednak, bo kot je, chodzi, gorączki nie ma (zawsze sprawdzam uszy, moje doświadczenie z gorączkami Migusi nauczyło mnie że jak uszy kota są gorące w środku to nie jest dobrze). Pani potwierdziła, zapewniła że w razie czego są przecież dostępni 24 na dobę, ale póki co wystarczy wizyta u weta nazajutrz rano. Nauczona poprzednim wypadkiem Tigusia, w te pędy pojechałam kupić koci żwirek, bo nie trzymam na stanie, ponieważ moje koty wychodzą. I zorganizowałam Tigusiowi więzienie w salonie. Czyli tam gdzie normalnie stoją wszystkie kocie graty, wyrzuciłam tylko parę szczurów na zewnątrz żeby Migusia miała za czym ganiać jak salon będzie zamknięty. Tiguś ma tam domek, kocyki na sofie, kocie drzewo z dwoma hamakami, zabawki, miseczki z jedzeniem i piciem i kuwetę. Bo jak kot kuleje to wyłazić mu nie dam.
Rano zastałam wielkiego kupala i puste miski, ale nic do jedzenia nie dostał, bo wiedziałam że w razie czego kot powinien być na czczo. Nastawiałam się bowiem na najgorsze. Tylko że Tiguś już kulał trochę jakby mniej. No nic, pojechaliśmy do weta, pani obejrzała łapę dokładnie, pobadała, zobaczyła jak chodzi i jak siedzi. Wykluczyła złamanie i jakiś ciężki uraz, ale ustaliła że łapa jest troszkę spuchnięta w kolanie, więc prawdopodobnie naciągnął sobie więzadła, może troszkę naderwał. Na razie dostał zastrzyk przeciwzapalny i przeciwbólowy i lek przeciwbólowy do podawania przez weekend. I zalecenie siedzenia na doopie czyli ograniczenie ruchu.  Trudno, jak trza to trzeba, będzie siedział w więzieniu przynajmniej do poniedziałku.
Najlepsze było jak wracaliśmy. W czasie czterominutowej podróży do domu Tiguś zdążył zrobić wszystko co tylko mógł. Czyli się zesikał, zesrał i wyrzygał. Ale jak wróciłam do salonu po uprzątnięciu tego disastra to i tak śmierdziało kupą. Wystarczyło kilka chwil żeby zobaczyć co się stało. Tiguś wdepnął i rozniósł po podłodze (!!) Dobrze zę widać było pojedyncze ślady więc usunęłam szybko wilgotnymi szmatkami antybakteryjnymi, ale największa zabawa była z usunięciem kupy z łapy kota. Walczył dzielnie ale ja byłam waleczniejsza, wyszłam z tego z jednym małym zadrapaniem :-) Po powrocie z pracy będę musiała jeszcze podłogę umyć mopem parowym. I tak to. No i taki to mój gówniany zasrany czwartek.
Oby do niedzieli :-)