Jakoś tak w zeszłym roku zaczęłam próbować powoli różne kosmetyki Clinique, najpierw do oczyszczania twarzy, potem do makijażu, jakieś delikatne kremy z jedne czy dwa... Po raz pierwszy połasiłam się na zakup droższych kosmetyków w sklepie a nie online, a to z prostego powodu - korzyści materialnych! Kto by nie wykorzystywał korzyści, jak dają to się bierze i próbuje. No bo to na początku dostałam jedną próbkę, dwie, potem przysłali mi kupon na normalnej wielkości szminkę za darmo, dwutygodniowe próbki podkładów, które mogłam sobie dowolnie próbować bo jak mi jeden nie pasował to dostawałam drugi i tak aż do wybrania tego właściwego. Fajny biznes, przez trzy miesiące tylko na próbkach jechałam... Raz za zakup na jakąś tam wcale nie zawrotną kwotę dostałam kosmetyczkę wypełnioną miniaturowymi próbkami... no jak tego nie lubić?
Za jakieś grzechy poszłam sobie razu pewnego pooglądać ile będę musiała ja wydać w przyszłym miesiącu na te niezbędne do życia produkty które mi sie właśnie zaczęły kończyć, a tam... pani mnie zgarnęła na fotelik i zaczęła opowiadać jaki to oni świetny produkt właśnie wprowadzają i że jeszcze nie ma w sprzedaży ale za chwilę będzie bla bla bla i czy chcę spróbować. Chodziło o szczotkę do twarzy. Sonic brush. Do tej pory nie wiem co to jest ten sonic, ale brzmi fajnie, nie? Widziałam już niejednokrotnie taką szczotkę gdzieś tam na półce ale za taką cenę to ja wolę sobie palcami buzię szorować, myślałam... W każdym razie, pani poopowiadała mi o szczoteczce, wymyła mi nią gębę, przy okazji oczyszczając ją z makijażu tak że zaoszczędziłam potem w domu no i kazała koniecznie wrócić jak już będą. No i co zrobiłam? Oczywiście wróciłam! Ale nie tak od razu, wyczekałam na odpowiedni moment z super promocją i się udałam po szczoteczkę. Szybko bez próbowania kupiłam ją i jeszcze coś, a w zamian dostałam uwaga uwaga! - dwadzieścia pięć procent wartości zakupów w punktach! Przyda mi się na święta, może siostry kosmetyki jakie dostaną w prezencie, a co!
No i tak to ja która skąpiła 35 funtów na szczoteczkę sonic Olay, wydała 78 funtów na szczoteczkę Clinique... Świat się kończy.
A teraz przystępuję do wpisu właściwego czyli opisu i recenzji szczoteczki. Opakowanie wygląda tak:
Otwieramy, a tam... najpierw książeczka z instrukcją obsługi. Bardzo przydatna rzecz bo to co pani mi opowiadała to w części już zapomniałam
Po wyciągnięciu książeczki widzimy zawartość pudełka: Szczoteczka na rączce i kabelek z ładowarką. O, bo Proszę Państwa, to jest bezprzewodowa szczoteczka, którą można używać też pod prysznicem.
Ładowareczka wygląda tak:
A co najlepsze to że oprócz tejj małej dziurki to nic tam nie ma, zwykły kawałek plastiku do którego wkłada się szczoteczkę. A na rączce szczoteczki nie ma żadnej dziurki ani dzyndzelka, nic, gładko... Jak toto się ładuje to ja nie wiem, nie ma żadnych styków, po prostu plastik do plastiku. Cuda Panie, cuda...
Kabelek jest zakończony usb więc można stosować praktycznie każdą wtyczkę usb, Nie wiem czy da się ładować komputerem, nie sprawdzałam ale sprawdzę.
Szczotka w ładowarce wygląda tak:
Ma ładną czapeczkę na główkę z dziurkami, do przechowywania i transportu.
A tak wygląda główka bez czapeczki.
Główkę można zdjąć i wymienić jak się zużyje. Koszt to tylko jedna trzecia ceny szczoteczki, buehehehe!
Te zielone na górze to specjalne włoski do mycia strefy T czyli nosa, brody i środka czoła. Białe czyści policzki. I powiem Wam od razu że szczoteczka jest REWELACYJNA! Myję nią buzię dwa razy dziennie. Wieczorem po ściągnięciu makijażu z oczu (resztą się nie przejmuję, się zmyje) zamaczam szczotkę w ciepłej wodzie bo musi myć na mokro, nakładam kropelkę płynu do mycia twarzy i włączam guziczek. Jedno wciśnięcie guziczka trwa trzydzieści sekund i to wystarcza do umycia strefy T. Po tym czasie samo się wyłącza, więc naciskam guziczek jeszcze raz i myje policzki. I jak się znowu wyłączy znaczy że gotowe. Spłukuję buzię wodą i tyle. Jest fajne bo szczoteczka się nie obraca tylko wibruje i tylko wystarczy dotykać lekko do skóry, nie powinno się naciskać. A buzia po takim czyszczenu jest jak... tytułowa dupcia niemowlęcia. Gładziusieńka.
W Polsce ta szczoteczka jest koszmarnie droga, znacznie droższa niż w UK, nie mówiąc już o Stanach bo tam wszystko po połowę tańsze. Ale widzę pozytywne wyniki czyszczenia twarzy szczoteczką właśnie i żałuję że nie pokusiłam się nigdy na zakup takiej zwykłej, bo podejrzewam że końcowy efekt jest taki sam tylko ręką się trochę trzeba namachać. Tak więc szczoteczki do mycia twarzy bardzo polecam! Jakiekolwiek!
No i zdaje się że właśnie popełniłam wpis kosmetyczny...