No cuda panie, cuda! Tym bardziej że ten pan który z niego wysiada to Włoch z prawdziwej włoskiej restauracji :-) Sądząc po rejestracji ten samochodzik został tu sprowadzony wieeeele lat temu.
A potem wieczorem były emocje, wiadomo, Polska wygrała z Niemcami, cały mecz pokazywała szkocka telewizja bo oni pokazują wszystkie mecze szkockiej grupy na szczęście. Generalnie to mnie piłka nożna w polskim wydaniu nie obchodzi, ale tym akurat byłam bardzo podekscytowana, tym bardziej że jutro grają ze Szkocją co też obejrzę. Oglądam wszystkie wydarzenia na któych mam nadzieję usłyszeć Mazurek Dąbrowskiego. Takiem zboczenie mam. Żadna patriotka ze mnie, ale jak słyszę hymn polski (nie poprawiać!) to albo mi łzy do oczu podchodzą albo ciarki przechodzą na całym ciele i takie ciarki miałam w sobotę. Co za uczucie! A potem mało palcy nie zeżarłam z nerwów na tym meczu to se popkorna wyprażylam... Całe szczęście że nie piję w październiku bobym jeszcze śpiewała...
No ale co to ja miałam, przecież nie o piłce nożnej pisać, tylko o depresji.
Wczoraj w ramach walki z depresją, po całym dniu przesiedzianym na doopie przed telewizorem z herbatką w ręce, obejrzeniu między innymi z wielką przyjemnością po raz kolejny "Tańczący z wilkami" bo akurat pokazywali, ale zamiast mnie uzdrowić to zdołował mnie ten film jeszcze bardziej, więc w ramach walki z depresją wybrałam się na wieczorny spacer. Nad morze. Moją stałą trasą biegową. I olśniło mnie. Biegać nie mogę, ale chodzić przecież mogę więc będę chodzić. Zajmie mi to dwa razy tyle czasu, ale przecież mam go do zesrania. To poszłam. Jak wychodziłam, było jeszcze całkiem jasno i przyjemnie. Idę w dół, prosto do morza...
I widać już jesień.
Muszę przejść przez wiadukt nad trasą szybkiego ruchu.
Samochody pode mną...
Samochody po drugiej stronie...
A ja idę spokojną dróżką, prosto nad morze.
Już nad morzem, przechozę koło skwerka, cicho, błogo i przyjemnie.
Słońce już prawie zaszło, cisza i spokój poraża. Nawet fal nie ma. Woda delikatnie, cichutko szumi, obijając się lekko o przybrzeżne skały. Posiedziałam chwilę na kamieniu, odprężyłam się...
Ostatni kuter wpływa do portu...
... coraz bliżej...
...jeszcze tylko jeden skręt...
...jeszcze chwila...
...i już w porcie. Niech Was nie zmylą te dwa ostatnie zdjęcia, lekko rozjaśnione żeby było cokolwiek widać. Tu już panuje lekki półmroczek, i ta cisza, i ten spokój, b-o-s-k-o...
A jak wracałam, to już z wiaduktu świat wyglądał tak...
I taki to był mój antydepresyjny spacer nad morze. Nie było mnie dwie godziny, przewędrowałam jakieś dziewięć kilometrów, przemyślałam wiele spraw, myślałam że jak się tak dotlenię to będę lepiej spała i w ogóle. Tymczasem, zamiast błogiego wypoczynku po spacerze, czekał mnie w domu ból głowy i natrętne głupie myśli. A dzisiaj rano wcale nie jest lepiej. I tylko nie wiem czy przesilenie jesienne jest przyczyną czy...
Zasnąć i obudzić się w lepszym świecie, kto też by chciał?