poniedziałek, 6 października 2014

Jesiennie

Nie, nie będzie zdjęć. Jesień mam za oknami, jesień w sercu, jesień na ciele... Wcale nie słynna złota polska, tylko taka wstrętna, listopadowa, mokra. Lało w piątek, lało w sobotę rano, po południu już świeciło słońce, ale zerwał się wiatr. W niedzielę się ochłodziło, wiatr się wzmógł, a w nocy to już hulało niemiłosiernie i hula do dzisiaj. I deszcz. Pierwszy raz w życiu poszłam do pracy w kaloszach, bo nie chciałam żeby mi w butach chlupało tak jak w piątek. Od tego chlupania się rozchorowałam na weekend, ale od tego są przecież weekendy, co nie? Kiedy chorować jak nie właśnie wtedy? Sobotę więc przekaszlałam, w niedzielę od tego kaszlania bolało mnie gardło, a wieczór zamiast miło i przytulnie opierając się na męskim ramieniu spędziłam samotnie przed telewizorem, zajadając popkorn i oglądając wszystko jak leci.
Coś mi się wydaje że spieprzyłam sprawę z SS*. Pół nocy przeryczałam w poduszkę, dalsze pół przespałam rwanym snem, wszystko się złożyło do jednej wielkiej kupy na mój paskudny nastrój. Dosłownie wszystko. Pogoda, PMS, wspomnienia, pogoda, planowana wyprowadzka dziecka, czekanie, pogoda, komedie romantyczne, wzruszenia, pogoda...
A do dupy z tym! Jak się nie odezwie to znaczy że nie jest mnie wart. Ja bym się do siebie nie odezwała, ale ja zołza jestem :-)
Nawet wiersz napisałam na tę okoliczność, pierwszy raz po angielsku. Na potrzeby bloga tłumaczenie w odpowiednim dziale.
Pozdrawiam zza deszczowej zasłony. Nara ♥♥♥


*Starający Się

piątek, 3 października 2014

Humor w piątek

Dzisiaj od najkrótszego do najdłuższego.  Zapraszam!


***
Przychodzi mąż do domu i widzi na stole wibrator. Wściekły pyta żony:
- Co to ma znaczyć?!
Żona odpowiada:
- Nie Twój interes!


***
W Harlemie pięciu murzynów napadło i zaczęło tarmosić niemieckiego turystę. Niemiec zaczął krzyczeć:
- Nein, nein!
Przybiegło jeszcze czterech...


***
Facet budzi się po kilkutygodniowym piciu, cały siny, zarośnięty idzie do łazienki, staje przed lustrem i zaczyna się sobie przyglądać intensywnie przy tym myśląc. Nagle słyszy z kuchni:
- Mietek zjesz śniadanie?
A facet wali się w łeb i mówi:
- Mietek!!!


***
Siedzi sobie sroka na brzozie, a tu nagle do brzozy podchodzi krowa i zaczyna się wspinać. Sroka w szoku obserwuje jak krowa spokojnie sadowi się koło niej na gałęzi. Wreszcie pyta krowę:
- Krowa, co ty robisz?
- No przyszłam sobie wisienek pojeść - mówi krowa.
- Ty Krowa... ale to jest brzoza, a nie wiśnia...
- Spoko... Wisienki mam w słoiczku!


***
Jedzie rycerz na koniu i widzi księżniczkę. Myśli sobie: Podjadę do niej powoli to ona zapyta: dokąd tak powoli jedziesz rycerzu ja wtedy odpowiem: powoli, bo powoli ale może byśmy się popiep...?
Więc przejechał obok księżniczki powoli, ale księżniczka nie zwróciła na niego uwagi. Rycerz myśli: To ja teraz przejadę obok niej szybko, a ona zapyta: dokąd tak szybko jedziesz rycerzu? Ja wtedy odpowiem szybko, bo szybko ale może byśmy się popiep...?
Jak pomyślał tak zrobił. Niestety księżniczka znów nie zwróciła na niego uwagi. Zdesperowany rycerz pomyślał: wobec tego przemaluję swojego konia na zielono i przejadę obok księżniczki, wtedy ona zapyta: skąd rycerzu masz zielonego konia? Ja wtedy odpowiem: zielony, bo zielony ale może byśmy się popiep...?
I znów jak pomyślał tak też uczynił. Przejeżdża rycerz na zielonym koniu obok księżniczki, a księżniczka się pyta:
- Rycerzu a może byśmy się popiep...?
- Popiep... bo popiep... ale skąd ja mam zielonego konia?


***
Idzie narkoman po pustyni. Nagle zauważa zakopaną w piachu amforę. A że spragniony był to z nadzieją wyciaga zatyczkę. Ale zamiast kropli wody z butli wyłazi Dżin i zagaduje do narkomana:
- Masz trzy życzenia!
Narkoman bez zastanowienia:
- Daj mi i sobie po działce! Zapalimy!
- Dobra, proszę!
Zapalili. Dżin nieprzyzwyczajony, schował się z powrotem do amfory, ale po chwili wychyla się niezdarnie i mówi:
- Dawaj drugie życzenie...
- Daj jeszcze raz to samo - odpowiada narkoman. - Dla mnie i dla Ciebie!
- Dobra. Proszę! Chociaż mógłbyś wymyśleć coś mądrzejszego.
Zapalili. Dżin znowu schował się w butli. Trochę trwało zanim znowu z niej wylazł:
- Dawaj trzecie życzenie... Tylko pomyśl najpierw, bo to ostatnie...
- Trzeci raz to samo! - ordynuje narkoman. - Dla Ciebie i dla mnie, a co... raz się zyje...
- No mądry to Ty nie jesteś - mruknął Dżin, ale spełnił i to życzenie.
Zapalili, podumali, Dżin z powrotem wlazł do amfory. Mija godzina, dwie. Dżin wyłazi z butli:
- No dobra.... Dawaj czwarte życzenie...


Pozdrawiam serdecznie i wietrznie. Zaczyna się...


środa, 1 października 2014

Kto mnie wysłucha

Przyznam od razu że do napisania tego posta skłonił mnie post Pantery, o tutaj.
Napisałam co nieco u niej w komentarzu, ale tak mi to wlazło w duszę że muszę się wygadać.
Ludzie mówią o mnie że jestem zimna, nie pokazuję uczuć, nie lubię mówić o sobie i swoich problemach, że jestem zamknięta w sobie. Że do mnie to można po poradę jak w dym, ja zawsze wysłucham, doradzę, pocieszę. Znajdę potrzebne informacje, tak jakby delikwent jeden z drugim nie mógł sobie sam znaleźć w guglach, ale proszą to daję co mogę, a jak nie mam to spod ziemi wygarnę. Co dostaję w zamian? N-I-C. Zupełnie nic. No ale przecież ja nie lubię mówić o sobie. Łatwa i szybka wymówka, prawda? Po co słuchać skoro można gadać? Po co chcieć zauważyć cudze problemy jak się ma swoich pod dostatkiem, prawda? Co z tego że urojonych??
Od razu przytoczę stare powiedzenie że z rodziną to się najlepiej na zdjęciu wychodzi. No bo tak, ja muszę wysłuchiwać godzinami jakie to nieszczęście siostrę spotkało że jej umowy nie przedłużyli w pracy i co ona teraz zrobi, chociaż ma alternatywne źródło dochodu które w chwili obecnej będzie wynosiło więcej niż dochód z pracy, ale ona taka biedna... Tymczasem lata wstecz, kiedy traciłam pracę bo taka była sytuacja na rynku, reformy, pieriestrojki itepe, małe dzieci, rodzina na dorobku i chleb posmarowany margaryną się tylko jadło, nikt nawet nie zapytał jak się czuję. Poradzę sobie - słyszałam - jestem mądrą kobietą. I radziłam sobie, to fakt, ale w sercu coraz więcej goryczy przez wszystkie lata się wzbierało, a ja obudowywałam się coraz szczelniejszym kokonem. Przecież jak nikt mnie nie słucha to po co będę się wywnętrzać? Nawet mój ukochany wtedy małż zbywał mnie - wymyślasz sobie, coś ci się ubzdurało, głupoty opowiadasz...
Przełom przyszedł niedawno. Kiedy półtora roku temu zawalił się mój świat i powiedziałam o tym siostrze, ona również zbyła mnie, że głupoty opowiadam, że na pewno nie jest tak jak myślę. Kiedy rok temu poszłam na dno, tak zupełnie i dogłębnie, kiedy wyłam wieczorami do butelki i przytulałam zapuchnięte mokre policzki do kota, nikt nie chciał mnie wysłuchać, idź do psychologa - mówili. Otoczona szczelnie kokonem znieczulenia udawałam przed światem że daję radę, że wszystko jest OK, rozpuszczałam się dopiero w czterech ścianach swojego pokoju. Ja nie potrzebowałam psychologa, ja potrzebowałam ramienia do wypłakania się, którego nikt mi nie podał. Nikt z rodziny - zaznaczę. Byłam z tego powodu tak rozgoryczona że własnej matce powiedziałam o rozwodzie dopiero po fakcie. Była zdumiona że nic nie powiedziałam i zapytała czy nie potrzebuje pomocy. To był pierwszy i ostatni raz kiedy krzyczałam do mamy przez słuchawkę. Wykrzyczałam jej że teraz to ja już jestem wyleczona, że gdzie oni wszyscy byli kiedy ich najbardziej potrzebowałam? Wtedy wykrzyczałam co mi na sercu leżało i ona musiała mnie wysłuchać. I wysłuchała, a na koniec powiedziała - Ty przecież wcześniej nigdy nic nie mówiłaś... Mówiłam, ale ona nie słuchała, zajęta wyimaginowanymi problemami własnymi i całego świata. I to mnie właśnie bolało najbardziej, że ja, która byłam strzępkiem nerwów i na skraju wyczerpania, musiałam wysłuchiwać co kto komu powiedział i jak to dzieci przeklinają w szkole i jaka z tego afera. I musiałam udawać sympatię. To wszystko wykrzyczałam mamie do telefonu. Zrozumiała? Nie wiem...
Przez ponad pół roku żyłam jak w matrixie. Nie wiedziałam gdzie jet prawda a gdzie fałsz, gdzie jest rzeczywistość a gdzie jej wyobrażenie, wszystko mieszało się jak w młyńskim kole, jedne fakty przeczyły drugim, nic nie pasowało do siebie choć pozornie było spójne... Obłęd!
Pomogli mi obcy ludzie.
Moja lekarka, która wytłumaczyła mi cały proces tego co się ze mną dzieje i odmówiła podania leków.
Ludzie na forum internetowym, którzy pomogli mi poskładać klocki tej porypanej układanki w jakąś całość, z niektórymi z nich utrzymuje wciąż ścisłe kontakty. Jedna z tych osób stała się moim przyjacielem od serca, któremu nie obawiam się powiedzieć co mi na sercu leży, bo i wysłucha i doradzi i pomoże zinterpretować i... prawdopodobnie nigdy się z tą osobą nie spotkam w realu, ale to nic bo to co mamy uważam za bardzo wartościowe.
Wasze komentarze pod newralgicznymi postami. Za to że czytaliście, komentowaliście, za to że byliście - jeszcze raz dziękuję. Serduszka się wczoraj nauczyłam wstawiać to wstawiam dla Was :-)  ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Ciężko, niezwykle ciężko jest kiedy nie ma się komu wygadać... Ja nie mam zwyczaju wyciągać prywatnych problemów na widok publiczny, dlatego w tym blogu konkretnych faktów z mojego osobistego życia raczej nie znajdziecie. Czasami tylko tak mnie najdzie, żeby się wyżalić, wywalić z serca to co się tam chowa szczelnie zamknięte w złotej klatce. I ważne że są na świecie ludzie, dla których to co mówię to nie są głupoty...