wtorek, 25 marca 2014

Chamskie rozrywki część 1. Opowieści z nieba.

Tak jak uprzedzałam, weekend upłynął mi pod znakiem "chamskich rozrywek", czyli relaksu i zabawy.
Byłam mianowicie w... Amsterdamie! A właściwie w Amstelveen, gdzie miałam kwaterę, bo tam mieszka koleżanka która mnie zaprosiła. Niemniej jednak aż dwa wieczory spędziłyśmy w tym niesamowitym mieście, o czym jeszcze napiszę. 
Moja opowieść zaczyna się w piątek rano, kiedy to postanowiłam że jednak pojadę sobie autobusem na lotnisko. Robię to bardzo rzadko, tę jazdę autobusem, dlatego jest to dla mnie zawsze frajda. Tym razem spotkałam młodego mężczyznę pytającego o drogę do Urzędu Pracy, a że do jego przystanku było jakieś 10 minut jazdy, usłyszałam skróconą historię jego życia :-) Nie będę jej tu przytaczać, w każdym razie jasnym dla mnie było że łgał jak najęty. No ale przynajmniej czas jakoś leciał szybciej.
Na Princess Street musiałam się przesiąść do linii 100 na lotnisko. Zdążyłam jeszcze zrobić fotkę szkockiego nieba i podesłać koleżance do Holandii. Niebo w piątek nad Edynburgiem:

W odpowiedzi otrzymałam niebo nad lotniskiem Schiphol w Amsterdamie:


Hmmmm... Jakoś to będzie... Tymczasem jedziemy sobie na lotnisko. 


Po drodze mijamy tramwaj! Yay! Pierwszy tramwaj widziany przeze mnie na edynburskiej ulicy. Dodam że linię tramwajową zdecydowano się reaktywować w tym pięknym mieście jakieś parę lat temu i tej wiosny w końcu ją ukończono. Tramwaje są jeszcze w fazie testów i taki właśnie pusty testowy tramwaj właśnie mijamy. Ładny, co nie?


No to tyle ciekawostek z drogi na lotnisko. Potem to już tylko przejście przez kontrolę bezpieczeństwa, oczekiwanie na samolot i ładowanie nas do niego. Za to potem... Nieczęsto robię zdjęcia z góry, głównie dlatego że albo są chmury albo ciemno, albo mi się nie chce. Tym razem pogoda była piękna i widoki aż zachęcały do fotografii. Szkoda że komórką. Tu jeszcze Szkocja.


Tu już Anglia, wybrzeże Newcastle. I mała farma wiatraków na wodzie.


A tu już wybrzeże Holandii. I znacznie większa farma wiatraków, a potem następna...


Linia brzegowa Holandii. I mała dygresja jakby komuś chciało się krytykować moje zdjęcia. z horyzontem i tak dalej... Tak właśnie ma być. Tak to widac z okna samolotu. Samolot skręca, wiecie....


Holandia... Jakie równiutkie te poletka. Prawdopodobnie tulipany, ale jeszcze nie kwitną.


I kanały, mnóstwo kanałów.


Strefa przylotniskowa


I jeszcze jeden zakręt...


I już lotnisko Schiphol. I kanały :-)


I to tyle opowieści z nieba. 
Ciąg dalszy nastąpi



czwartek, 20 marca 2014

Parę dni ciszy

Witam wszystkich serdecznie w ten ponury, deszczowo-wietrzny marcowy, pierwszo-dniowo-wiosenny poranek. W radiu mówili że ma się wypogodzić. Czekam.

Chciałam tylko uprzedzić że przez kilka dni mnie nie będzie, bo wyjeżdżam na "chamskie rozrywki", ale w poniedziałek-wtorek już będę z powrotem. Zaglądajcie.

I tak z wyprzedzeniem, bardzo miłego, słonecznego, ciepłego weekendu życzę.

środa, 19 marca 2014

Różowe

Jako dziecko nie miałam różowych sukienek, różowych kokardek, świecidełek i błyszczydełek, a może miałam tylko zapomniałam. Jedyną różową sukienke jaką kojarzę miałam w okolicach roczku i tę śliczną sukieneczkę nosiła później (po dwudziestu kilku latach!) moja córeczka. Miała dopasowaną bawełnianą górę obszytą różowym tiulem, od pasa potrójna falbankowa spódniczka z tiulu podszytego różową taftą, takie same krótkie rękawki bufiaste, na każdym rękawku różowa kokardka, takie same kokardki na cycuszkach :-)
Nie ma co się dziwić więc kiedy w wieku bardziej dojrzałym czyli nastoletnim trzeba było uszyć pierwszą sukienkę z okazji studniówki, sukienka ta wyglądała mniej więcej tak:

Foto ze strony www.alejka.pl

tylko była w kolorze głęboko niebieskim. No i później chyba każda moja sukienka była w podobnym stylu, ale człowiek chudy był, patykowaty, to trzeba było co nieco uwypuklić. Teraz ma się więcej kształtów więc i sukienki zmieniły fason :-)

Przez całe niemal życie zafascynowana byłam kolorem niebieskim. Oprócz białego w szafie mojej było niebiesko. Niebieskie koszulki, swetry, dżinsy, różne odcienie niebieskiego, granatowego nie lubiłam. I nie lubiłam czerwieni. Do czerwieni chyba trzeba dojrzeć.
Z czasem kolory w mojej szafie zmieniły się. Jest tam teraz biało-czarno-czerwono z elementami brązu i beżu. Z niebieskiego zostały mi tylko jedne majtki :-) Skąd więc tytuł posta?
Dwa lata temu moje niebieskie buty do badmintona wymieniłam na... różowe. I tak poszłam za ciosem. Czarno-różowa torba do badmintona, spodenki z różowymi wstawkami, różowe koszulki bądź te z elementami różu, różowa bluza i prawie najdroższa na rynku rakietka, która poza tym że jest świetna, jest oczywiście... różowa. Butelkę na wodę mam żółtą, ale tylko takie były jak kupowałam :-)
I nawet mam różowy futerał na iPada! I różowy szalik!
Na szczęście nie chodzę na codzień ubrana na różowo, nie mam żadnych "normalnych" ubrań w tym kolorze.
Skąd więc tytuł posta?

Pazurki sobie w końcu zrobiłam!
Nie jakieś tam zakrzywione szpony, tylko normalne swoje własne, pokryte żelową warstwą wzmacniającą paznokcie. Długo się nosiłam z tym zamiarem, bo mam je dość łamliwe i jak tylko już byłam zdecydowana, to mi się któryś łamał i trzeba było czekać aż odrośnie. I tak samo było tym razem, oczywiście mi się złamał przed czasem, ale przełożyłam termin o tydzień, poczekałam aż trochę odrośnie, wymalowałam potrójną warstwą lakieru dla wzmocnienia i się udało!
Długość w sam raz odpowiednia, jak pójdę za parę tygodni wymieniać to już będą dłuższe. 
Zadała mi tam pani pytanie jaki kolor. Hmmm... Wszystkie śliczne, nawet te jaskrawo-żółte. No ale żeby nie przeginać na pierwszy raz, wybrałam spokojne, stonowane, delikatne, różowe :-) O takie!


Haha, naprawdę to zdjęcie powyżej jest podrasowane, żeby pokazać że to rzeczywiście różowy kolor. W realu wygląda to mniej więcej tak:


Widzicie błyszczydełka? 


A tu różowe na różowym


I różowe na czarnym


Wczoraj byłam tak zachwycona nowymi pazurkami że zamiast grać w badmintona to je podziwiałam na boisku i wszyscy się wkurzali że zamiast na lotkę patrzeć to ja na myślę o niebieskich migdałach. A ja właśnie myślałam. I jak pójdę następnym razem, zrobię sobie niebieskie. O!