czwartek, 26 stycznia 2012

Poobiednia drzemka

Obiad raczej był dla nas, bo ON dostaje jeść rano i wieczorem, ale że ma suchy pokarm stale w miseczce, zawsze gdy my jemy, on dotrzymuje nam towarzystwa. Więc śmiało mogę powiedzieć że tak właśnie wygląda Tiggy i jego poobiednia drzemka.  Zlezie jak się zgrzeje :-)



poniedziałek, 23 stycznia 2012

Umarłe blogi

Przeglądałam sobie dziś swoją zakładkę "Ulubione". Ile śmieci mi się tam nazbierało, ile nieaktualnych odnośników i stron do których prowadzą dziś już tylko odnośniki. Niektóre z nich to blogi.
Przyznam szczerze, że blogi regularnie czytam od niedawna, no może od roku, nawet jak nie mam czasu to zawszę znajdę chwilę aby zobaczyć kto tam coś nowego naskrobał. Pierwszą historią która rozbawiła mnie do łez tak bardzo, że aż wydrukowałam ją w całości, były Pamiętniki Fachurry (właściwie Obóz pracy czyli podróże Fachurry). Autorowi chyba bardzo zależało na wypromowaniu się gdyż blog cytowany był na niemal wszystkich emigracyjnych forach. Bo Fachurra to emigrant, wyjechał z Polski "za chlebem", ale nigdzie jakoś nie mógł zagrzać miejsca bo bezduszni kapitaliści tylko czyhają na biednego polskiego fachowca aby wykorzystać go niewolniczo a następnie zwolnić lub porzucić bez grosza przy duszy i dachu nad głową. Ubaw miałam z Fachurry nieziemski, ale niestety autor coś zaniemógł i przestał pisać w końcu marca ubiegłego roku. Ku mojemu zdziwieniu i rozgoryczeniu fanów. No po prostu źle że historia nie została zakończona, a może po prostu  autorowi zabrakło pomysłów. Niemniej jednak, zachowała, tego linka w Ulubionych, na wypadek gdyby Fachurra znowu zaczął działać.
Kolejny blog, którego linka nie wykasowałam, bo wciąż mam nadzieję na jego kontynuację, to "Elka-gra",  nagrodzony w zeszłym roku w kategorii blogów absurdalnych i offowych. Tytułowa Elka ma niewybredny język i jeszcze bardziej niewybredny charakter, ale dzięki temu właśnie jej historie są zabawne i ciekawe. No i najlepsze że Elka jest ... facetem, to znaczy autorka jest facetem, to znaczy facet jest autorem i dlatego to wszystko jest po prostu cool. I znowu to samo - Elka albo się rozleniwiła albo nie ma tymczasowo o czym pisać, a ja bardzo czekałam na kolejną historię i nadal czekam - Elka, wróć!
I ostatni, krótki ale bardzo ciekawy blog o tym jak zostaje się adopcyjnym rodzicem, historia wzruszająca i zarazem wesoła, widziana oczami kobiety która nagle, z dnia na dzień  została podwójnym rodzicem. Tego linka również nie usunęłam, w ten link codziennie klikam z nadzieją że może wreszcie Anka znajdzie odrobinę czasu żeby kontynuować swoją opowieść. Nie jest łatwo z dwójką diabełków, o nie!
Nie dziwię się że blogi umierają. Ja sama zaczynałam dwa razy, jeden wpis czy drugi i kończyłam, bo nie miałam pomysłu, bo nie miałam czasu, a blog po latach znikał z sieci, bo nawet nie pamiętałam żeby go usunąć. Dlatego cieszę się że to już prawie rok od kiedy prowadzę ten swego rodzaju pamiętnik i dziwię czasami że chce mi się jeszcze pisać. Nikt z rodziny nie czyta mojego bloga (tak myślę), niewiele osób tu zagląda, ale wiem że te które śledzą moje zapiski robią to regularnie. Cieszę się na każdy komentarz, bo mam ich tak niewiele, ale z drugiej strony gdybym miała z tym takie utrapienie jakie ma na przykład Klarka z "Za-wzięcie za żarcie", to chyba strzeliłabym sobie w łeb!
A kiedy przyjdzie na mnie czas, a tym samym czas na mojego bloga, mam nadzieję pożegnać się serdecznie i podziękować za każdą chwilę spędzoną ze mną. Jeśli tylko będę pamiętać :-)

piątek, 20 stycznia 2012

Makijaż permanentny

Hurra, przeżyłam! I od wczoraj jestem nosicielką makijażu permanentnego, czyli w skrócie - tatuażu!
Procedura hm... niezbyt przyjemna, choć w pewnej chwili byłam bliska zaśnięcia. Pani smarowała mi co chwilę obrabiane miejsca żelem znieczulającym, ale zanim dobrze zaczął działać albo gdy już przestawał, skrobanie było dość bolesne. Tak właśnie to odczułam, jako skrobanie bardziej niż kłucie. Nie wiem jak inni, ale ja mam dość niski próg odczuwania bólu kłującego. Zęby mogą mnie boleć, żołądek, wątroba, inne rzeczy też i nawet uderzenia piszczelem w ostrą krawędź łóżka znoszę dzielnie, ale kłucie i szczypanie, o nie, tego po prostu nie znoszę a szczypiącemu czy kłującemu gotowa jestem odwinąć bez ostrzeżenia aż się nogami zakryje. Ale wczoraj oczywiście nie mogłam. Anastetyk pomógł mi jednak przetrzymać.
Nie będę pisała o szczegółach, jak kto chce to mogę napisać później. Efekt - zadziwiający! Pomimo że niby nic nie zostało zmienione, a tylko podkreślone i uformowane, twarz wygląda inaczej. Czy piękniej, nie wiem, ale na pewno inaczej. Robiłam sobie tylko brwi i kreskę na górnej powiece. Trwało to dwie i pół godziny, dla mnie leżenia na leżance z zamnkniętymi oczami, dla pani kosmetyczki - wytężonej pracy. Po wszystkim zostałam poinstruowana o tzw. after care, czyli jak dbać o tatuaż w następnych dniach i w ogóle. Dostałam szczegółową instrukcję obsługi i porcję specjalnej wazeliny do pokrywania brwi. Tak więc przez pieć dni nie mogę:
  • moczyć ani nawet dopuścić żadnej wilgoci na brwi i oczy
  • wystawiać się na słońce (haha, jakie słońce?)
  • opalać się w solarium, pływać i robić jakiekolwiek zabiegi kosmetyczne na twarzy
  • malować się
  • dotykać brwi i spać na nich
A za to muszę smarować trzy razy dziennie tatuaż na brwiach wazeliną przy użyciu pałeczki kosmetycznej. Wygląda to dziwnie bo brwi nie dość że są ciemniejsze niż powinny to jeszcze się błyszczą. Ale tak ma być do pięciu dni, po czym zraniona skóra ma się złuszczyć i moje piękne nowe brwi w pełnej krasie będą mogli podziwiać wszyscy.
Z oczami nic nie trzeba robić. Tylko nie moczyć. Ale podczas gdy brwi przestają dokuczać po około dwóch godzin po zabiegu, oczy zaczynają dokuczać na drugi dzień. Tak więc miałam nieprzespaną noc, ciągle pilnując żeby brwi nie przyłożyć do poduszki. A gdy rano spojrzałam w lustro, nie przeraziłam się co prawda, ale z takimi oczami to ja na pewno nigdzie nie będę chodziła. Więc zadzwoniłam do pracy że dzisiaj pracuję w domu. Bo górne powieki mam spuchnięte jak małe baleronki i wyglądam jak siostra Sylwestra Stallone. Zaraz sobie zrobię przerwę w pracy i pójdę poprzykładać lód na oczy, oczywiście zawinięty w suchą chusteczkę. Bo moczyć nie wolno.
I lepiej niech mi przejdzie do jutra, bo jutro Syn ma zawody w karate i ja jadę z nim i nie chcę żeby się za mamusię wstydził.