No to jedziemy.
W czwartek 27 października 2011 roku chwaliłam się pękniętą żyłką w oku. Ona chyba była już w stanie zagojenia, ta żyłka, ale w perspektywie zdarzeń z tamtego czasu wydaje się być wciąż żywa i boląca. Pamiętam dokładnie, jak z czerwonym zapierniczałam pomiędzy Edynburgiem a Stirling, pomiędzy szpitalem a centrum sportowym. Przez cały weekend... Wyglądałam jak terminator, a eks małż jak zombie, więc mieliśmy gotowe charakteryzacje na nadchodzące Halloween. Ja z tego wyszłam, jemu już tak zostało :-)
W czwartek 25 października 2012 roku byłam niedobra. Nie kupiłam kotu odpowiedniego żarcia. Na szczęście się zrehabilitowałam, dając mu połowę puszki tuńczyka w oleju, drugą połowę zostawiając dla syna, bo chudy to niech też ma coś z życia.
W środę 30 października 2013 roku popełniłam post kulturacyjny (nie poprawiać), o Les Miserables, czyli Nędznikach. Jak zwykle, nie miałam zamiaru pisać recenzji, ale co to jest, ja się pytam, jak nie recenzja? Wychwalając Hugh Jackmana, i obśmiewując Ruseela Crowe, z zachwytem namawiałam do obejrzenia tego musicalu, no ale ja chyba zachęcam do wszystkich filmów, o których piszę, co nie? Bo o tych beznadziejnych po prostu nie piszę - czasu szkoda i klawiatury.
W piątek 31 października 2014 post był prosty - śmialiśmy się z Halloween :-) No ale to był piątek, a przypomnę, że kiedyś w piątki były kawały. Na przykłąd takie - Mały duch i duży duch zaglądają nocą do okna domu. W oświetlonym pokoju rozbiera się ładna młoda dziewczyna. Duży duch mówi do małego: - Uciekaj szybko do domu! Tatuś sam będzie straszył tę panią!
Buhahahahahaha.
I uwaga uwaga - jaki straszny zbieg okoliczności - w 2015 roku 30 października też był piątek i znowu się halloweenowaliśmy. Na przykład tak: W jakich naczyniach wampiry przechowują posiłki?
W naczyniach krwionośnych
Za to 31 października 2016 roku był poniedziałek i wcale nie pisałam o duchach tylko o botoksie. Takim prawdziwym, nie tym koszmarze z produkcji Patryka Krzemienieckiego zwanego Vegą. I o pięćdziesiątych urodzinach i o czarnej owcy ożenionej z blond Rosjanką w srebrnej sukience, silikonem w cyckach i botoksem na czole, a może po prostu tylko młoda była.
A 31 października 2017 roku odbiło autorce i pokazała się w cąłej krasie ze snapchata. Zielone oczęta, kokardka w czaszki, klaun pod oczami i na nosie, i ta najpiekniejsza fotografia z twarzą w kolorze zielonym, to tylko niektóre z wcieleń. Już planuję kolejny pokaz za kilka dni :-)
W roku ubiegłym natomiast, w środę 31 października, zamieściłam post Bez tytułu. Przykro, że musze tu o nim wspomnieć, ale pamięć jest tym, co pozostaje.
No i tak to. Trochę smutny, trochę wesoły ten mój post. Patrzę przez okno, niby dopiero czwarta ale jakos tak jakby mroczniej niż zwykle. Czy to dlatego, że zegarki przestawiliśmy wczoraj o godzinę, czy dlatego że chmury zakryły niebo? A było wcześniej tak pogodnie...