poniedziałek, 21 października 2019

Zabawy z sernikiem

Ze dwa dni zastanawialiśmy się wspólnie nad dekoracją sernika - przypominam, że ciasto Chłopa idzie jutro na konkurs Bake Off w jego pracy. Więc rozważaliśmy różne metody dekoracji, polewę, glazurę, czekoladę, no wszystko czym można tylko nasmarować sernik z góry. Powiem szczerze, że ciężka to decyzja, bo musiałam ją podjąć sama (bo Chłop z tych nie mających pojęcia) ale zrobić tak, jakby to on zdecydował. Po długich dywagacjach i poszukiwaniach weny w Guglach, padło na glazurę karmelową z motywem jesienno-halloweenowym. Po pierwsze dlatego, że oboje chcieliśmy spróbowac techniki "feathering" na glazurze, a po drugie dlatego, że w Aldi wczoraj wyprzedawali wyciskarki do dekoracji za funta czerdzieści dziewięć, to sobie kupiliśmy i trzeba było się pobawić.
Narobiłam więc z samego rana masy cukrowej w kolorze brązowym, w ogóle nie miałam pojęcia jak się za taką masę zabrać i nie byłam w stanie powiedzieć, czy robię dobrze czy nie, konsystencja mi się nie za bardzo podobała, ale moje guru masowo-cukrowe (siostra) było niedostępne i musiałam sobie radzić sama. Z tej masy razem z Chłopem powyciskaliśmy nowymi foremkami brązowe listki, żeby było jesiennie. Listki sobie ładnie leżą poukładane, a Chłop tymczasem smaruje sernik glazurą karmelową, którą wcześniej sam pod moim ścisłym nadzorem wykonał. Od tego nadzoru obsmażyłam sobie wskazującego palca lewej na szczęście ręki, jako że zapomniałam, że karmel w garnku gorący jest. Bardzo.


Zanim Chłop przystąpił do dekoracji właściwej sernika, musiał poćwiczyć na sucho, wylewając trochę karmelu na talerz i praktykując przy pomocy zakupionego dzień wcześniej lukrowego pisaka, utworzył wymyślony wcześniej wzór. 


Po kilkudziesięciu minutach debatowania nad sernikiem, w końcu można się było zabrać do właściwej roboty.


Trochę to trwało, ale w końcu powstała wymarzona pajęczyna, po czym poobkładaliśmy sernik maso-cukrowymi brązowymi listkami i Chłop pracę ostatecznie zatwierdził. 


Prezentuję Wam, Drodzy Państwo, Autumnal Apple and Caramel Baked Cheesecake, czyli Jesienny Jabłkowo-Karmelowy Sernik. Dla wątpiących, ciasto jest ładne proste a nie jak na zdjęciu pod spodem, gdzie wydaje się zalegać na boku jak jaka Piza. 


Tak, wiem, miał być pajonk ale mi nie wyszedł. Bo masa cukrowa była do dupy :-)


P.S. Zagapiłam się i nie zdążyłam, jest dziesięć minut po północy. Ale się liczy jak niedziela, co nie? Poniedziałek będrzie jak wstanę :-)

sobota, 19 października 2019

Pieczemy

Chłop ma konkurs w pracy. Na pieczenie ciasta. Wymyślił wiec, ze będzie piekł sernik. Poszłam do polskiego sklepu, zakupiłam ser, pozostałe składniki były w domu. Dziś był ten dzień, żeby, gdyby coś się nie udało, mieć jeszcze jeden dzień na upieczenie czegokolwiek.
Wzięłam polski przepis na sernik z jabłkami i czytałam, przy okazji instruując i doglądając pracy, bo Chłop nigdy jeszcze takiego ciasta nie piekł. W ogóle, poza banoffie pie (rodzaj deseru bananowego) to chyba nic nie „piekł”. No i wyszło takie coś:


A potem ja zabrałam się za ciasto z jablkami. Jeszcze nam dużo jabłek z wrześniowego zbioru, wiec coś z tym trzeba zrobić. Moje ciasto się jeszcze piecze:


A teraz pije sobie zaległy dżin z tonikiem, bo wczoraj nie dałam rady, byłam w kinie na świetnym polskim filmie. Ale o tym jutro.

A na koniec - wszystkiego najlepszego dla Kasi i jej dopiero co zaslubionego męża - dużo szczęścia i radości na nowej drodze życia 😀

piątek, 18 października 2019

Takie kwiatki

Który to już dzień mojego czalendża? Przestałam liczyć, ale dziesięć to chyba jeszcze nie będzie? W każdym razie, dzisiaj postanowiłam pokazać Wam, co się u mnie dzieje w ogródku.
Otóż, dopiero niedawno zakwitła mi dalia. No ale trudno sie dziwić, skoro wsadziłam ją do ziemi w połowie czerwca. Niestety, w czasie, kiedy ogród nas najbardziej potrzebował, mieszkaliśmy gdzie indziej, a po powrocie inne rzeczy były na głowie. Więc kiedy przeszukując garaż w poszukiwaniu czegoś natrafiłam na wiaderko z kłączami dalii i begonii, pomimo że czas na ich wsadzenie do ziemi skończył się w kwietniu, wzięłam i posadziłam byle gdzie, nie za bardzo zważając na miejsce, bo po prostu myślałam, że nie wzejdą. Wzeszły, pod koniec sierpnia, wszystkie pięć, ale tylko ta jedna ma kwiaty. Pozostałe mają zalążki, ale niestety już jest za zimno, żeby się rozwinęły.
Te fioletowe z lewej strony wzięłam od teścia w lipcu. Zakwitły teraz, nie wiem co to jest, ale wyglądają jak malutkie storczyko-lilijki. To białe to chryzantemka, którą kupiłam dośc mizerną na wyprzedaży w sierpniu. A bratki zasiały się same, to niech sobie rosną.


To fioletowe na dole to chyba hebe, dopiero zaczyna kwitnąć. A to z lewej strony to nie wiem co to jest, taka kula liści, z której wyrastają kwiaty bardzo podobne do rzepaku.


Pelargonie Chłop zakupił w czerwcu do wiszących koszyków. Było ich za dużo, więc kilka powędrowało do gruntu. W koszykach już zdechły, ale w ziemi czują się całkiem nieźle. A to koło pelargonii to nie wiem co, jakieś stokrotkowate. Też kupiłam z wyprzedaży, też biedactwo takie było, a radzi sobie świetnie. Wiem, że to roślina wieloletnia, więc nie będę przesadzać.


Moja hortensja bukietowa. Uważam za cud, że istnieje. W zeszłym roku kupiłam maleńką, wyrosły z niej tylko dwa ogromnw kwiaty, tak ciężkie, że gałązki się pod nimi pourywały przy samej ziemi. Goły korzeń z centymetrem kikuta wsadziłam w ziemię, a na wiosnę serce mi urosło, bo kikucik wypuścił kilka gałązek, a na jednej z nich wyrósł kwiat. Kwiat maleńki w porównaniu do tych zeszłorocznych, ale cała roślina ma już z pół metra, mam nadzieję na piękny okaz w przyszłym roku.


I róże jeszcze kwitną. Żółta, dopiero wypuszcza pąki po raz drugi.


I biała. 


I różowa. Dałabym głowę, że w zeszłym roku zupełnie inaczej wyglądała.


Niestety, dwie róże mi umarły. Pozostało siedem. Wszystkie bardzo przechorowały zeszłoroczne wielokrotne przesadzanie, tak że cieszę się bardzo, że odżyły na jesień. 
Wszystkie zdjęcia zrobiłam dziś rano, przed wyjściem do pracy. Było szaro, ponuro i zbierało się na deszcz... Jak to jesienią.