No i przyszedł ten czas, że trzeba nam się pożegnać...
Pakowaliśmy się wczoraj wieczorem. Jeszcze nie do końca się spakowałam, powrzucam więc tylko to co jest w tych reklamówkach do małej walizki, doładuję parę kosmetyków i gotowe. Przed wyjazdem muszę jeszcze ogarnąć z lekka chałupę, zostawić instrukcję opiekunom kotów, sprawdzić opony w samochodzie. I zrobić sobie paznokcie, to najważniejsza sprawa do załatwienia jest.
Najgorsze, że trochę jestem chora. Przeziębiona znaczy. Ale mam całą apteczkę leków, takich jak paracetamol i inhalator na astmę, he he he! No i Chłop zażyczył sobie pigułki na sea sickness czyli na chorobę lokomocyjną. Obawia się, że statkiem będzie trzęsło, czy jak? Pół godziny w aptece wyszukiwałam to cudo, aż w końcu po prostu poprosiłam aptekarza. W życiu takiego czegoś nie brałam bo i nie miałam nigdy choroby morskiej.
Powiem szczerze, że pakowanie sprawilo nam nie lada problem. Bo na letnie wakacje to wiadomo co pakować, wszędzie ciepło więc ciuchy zewnętrzne i wewnętrzne właściwie takie same. A tutaj, niestety trzeba osobne ciuszki wyjściowe i te do łażenia po statku. Ale jakoś posortowaliśmy to wszystko, chociaż teraz jak to piszę to widzę że muszę dopakować ze dwie koszulki.
Tak, że wyjeżdżamy dziś po południu. Niestety, rejs startuje z Southampton, a to jest bardzo daleko. Nie tak daleko jak Kornwalia, ale jednak. Długo się naradzaliśmy jak to ugryźć, bo to w zasadzie 8-10 godzin jazdy w zależności od korków, czyli spokojnie można to zrobić, kłopot w tym, że w porcie musimy być jutro o dwunastej w południe, więc musielibyśmy jechać całą noc. A niestety, dla mnie noc jest do spania i nic z tym nie zrobię, organizm sam zapada w drzemkę i żeby skały srały to nie dam rady. Zresztą, nie mam zamiaru się wyczerpać fizycznie żeby potem odchorowywać dwa dni. Więc stanęło na tym, że pojedziemy troszkę dłuższą trasą, ale z przystankiem u Dziadka, który mieszka dokładnie w połowie. Tam się prześpimy i rano sobie spokojnie wyjedziemy i nawet w razie korków nie powinno nam zająć to dłużej niż 4,5 godziny. Wieziemy ze sobą więc dmuchany materac i gotową kołdrę, bo nie chcę Dziadka obarczać szykowaniem dla nas spania, w końcu ma 97 lat i pół i w dodatku sam dzisiaj wraca z wakacji.
Jutro, Moi Kochani, wyruszamy więc w podróż do norweskich fiordów. Raczej nie będę miała okazji, żeby cokolwiek napisać, ale postaram się puścić jakieś fotki na Fejzbuku. Kto nie ma ten musi się uzbroić w cierpliwość.
Do usłyszenia za dwa tygodnie!