piątek, 27 kwietnia 2018

Humor piątkowy

Ponieważ jakoś tak drętwo się ostatnio zrobiło, dzisiaj na poluźnienie majtek taki sobie misz masz, trochę o tym trochę o tamtym, a w szczególności o facetach. Zapraszam :-)


*****
Reklama TV
Facet kładzie zegarek na ziemi, przejeżdża po nim rower. Facet podnosi zegarek, pokazuje - zegarek jest w stanie idealnym. Głos zza kadru: "To jest zegarek firmy Sony".
Facet kładzie zegarek na szosę, przejeżdża po nim ciężarówka, facet podnosi zegarek - nie ma na nim nawet drobnej rysy. Głos zza kadru: "To jest zegarek firmy Sony".
Facet kładzie zegarek na torze kolejowym, przejeżdża po nim pociąg, facet go podnosi - zegarek jak nowy. Głos zza kadru: "To jest zegarek firmy Sony".
Facet kładzie zegarek na kamieniu i wali młotkiem. Zegarek rozsypuje się w drobny mak. Głos zza kadru: "To jest młotek firmy Bosch".



*****
Wchodzi facet do baru i pyta:
- Czy ktoś może zgubił spory rulon pieniędzy owinięty gumką recepturką?
Jeden z klientów podchodzi do niego i mówi:
- Ja, ja! To moje!
- Masz, znalazłem gumkę.



*****
Facet obudził się obok brzydkiej laski, którą wyrwał wczoraj w klubie. Otwiera oczy i mówi:
- Pewnie umierasz z głodu. Masz ochotę wyjść i zjeść coś na mieście?
- Bardzo chętnie!
- OK, tylko nie zapomnij zamknąć za sobą drzwi.


*****
Kieszonkowiec Jankiel wstąpił do synagogi pomodlić się. Z przyzwyczajenia jednak ukradł rabinowi zegarek.
- Powiedz mi, Jankielu - zagadnął go rabin - Coś tam ostatnio nagrzeszył?
- Ukradłem zegarek dobremu człowiekowi. Chcesz, rabbi, to ci go oddam.
- Nie. Trzeba go zwrócić temu, do kogo należy.
- A jeśli on go nie chce?
- W takim wypadku zachowaj go i już się tym nie przejmuj.



*****
Do sklepu ze starociami w Jerozolimie wszedł turysta, rozejrzał się - same rupiecie bez wartości, zbiera się do wyjścia, patrzy, a tu przy drzwiach siedzi kotek i pije mleczko z miseczki. A ta miseczka - facet oczom nie wierzy - porcelana z epoki dynastii Ming!
- Wie pan co - mówi do sprzedawcy. - Ten kotek przypadł mi do serca na pierwszy rzut oka, niech mi pan go sprzeda! Dam za niego dziesięć szekli.
- Nie mam mowy! - powiada sprzedawca. - To ulubiony kotek moich wnucząt, nie jest na sprzedaż.
- Ale ja samotny jestem, a kotek - o, widzi pan - łasi się! - od razu mnie polubił. 50 szekli dam.
- Wykluczone, wnuczęta by się zapłakały.
Turysta jednak nie odpuścił, w końcu kot poszedł za tysiąc szekli.
Gość wziął kota pod pachę, zmierza do wyjścia, ale w ostatniej chwili zatrzymuje się i powiada:
- Wygląda na to, że kotek jest przywiązany do swojej miseczki. Pewnie by mu było za nią tęskno. Chciałbym ją kupić - dziesięć szekli dam.
- A nie, nie! - mówi sprzedawca. - Miseczka jest z epoki Ming i jest warta dwa miliony dolarów... A takich kotów po tysiąc szekli to ja już osiemdziesiąt sprzedałem.


*****
Rabinowicz mówi do Sary:
- Tak sobie myślę... Jestem starszy od ciebie i prawdopodobnie umrę pierwszy. Porozpaczasz trochę dla picu, a kiedy już to będzie przyzwoite, poślubisz Mosze. Mój grób będzie zarastał chwastami, a ty szybko o mnie zapomnisz. Następnie zrujnujesz mój interes i sprzedasz go za grosze. A potem polecicie do Stanów i będziecie żyć z reszty moich pieniędzy.
Sara:
- Oj, nie fantazjuj. Najpierw umrzyj, a potem zobaczymy.


*****
Icek przychodzi do rabina.
- Rabbi, mam straszny problem z moją żoną, wszystkie pieniądze przepuszcza...
- To nie dawaj jej pieniędzy.
- Rabbi, tak będzie jeszcze gorzej, wtedy będzie cały dzień narzekać i lamentować...
- To dawaj jej tylko tyle pieniędzy, ile potrzebuje na codzienne sprawunki.
- Rabbi, ale wtedy ona wyda je na stroje, a dzieci głodne będą chodzić...
- To wiesz ty co, Icek? Przechrzcij się.
Żyd zaskoczony.
- I to pomoże?!
- Nie, ale będziesz zawracał głowę księdzu, nie mnie.


*****
Generał dowiedział się, że co noc żołnierze chodzą na dziewczyny. Postanowił to sprawdzić. Poczekał aż się ściemni, wszedł do baraku, a tam pusto. Usiadł więc i czeka. Nagle wchodzi szeregowiec, patrzy na generała i zaczyna się tłumaczyć:
- Byłem z dziewczyną na randce no i jakoś tak nam czas zleciał... Randka się skończyła, a ja pobiegłem na autobus, ale mi uciekł, złapałem autostopa, ale auto po drodze się zepsuło, więc udałem się do wsi i kupiłem konia, ale ten padł na drodze, dlatego przybiegłem ile sił w nogach z powrotem do koszar.
Generał mu nie uwierzył, ale rozumiejąc młodego chłopaka, nie nałożył na niego żadnej kary.
Wbiega drugi szeregowiec, tłumaczy się w ten sam sposób.
Potem trzeci, czwarty, piąty - wszyscy tłumaczą się tak samo. Nagle wbiega szósty szeregowiec i zaczyna się tłumaczyć:
- Byłem z dziewczyną na randce no i jakoś tak nam czas zleciał... Randka się skończyła, a ja pobiegłem na autobus, ale ten mi uciekł, złapałem autostopa i...
- I auto się zepsuło?
- Nie, droga była zawalona martwymi końmi, nie dało się przejechać.


*****
Moją żonę poparzyła meduza.
- Ałć, boli! Szybko, nasikaj na to, nasikaj! - woła do mnie ukochana.
Nie wiem, jak niby ma to pomóc, ale ch*j tam, niech będzie. Sikam na meduzę i krzyczę:
- A masz, glucie! To cię oduczy!



Wesołego weekendu!

czwartek, 26 kwietnia 2018

Wszystko przez Avengers!

Siódma czterdzieści. Budzi mnie alarm w komórce. Naciskam drzemkę. I kolejną. I kolejną. Ósma zero dwa. Cholera, jeszcze chwilę... ósma czternaście, wylęgam się z kokonu, złażę na dół, automatycznie karmię koty, połykam tabletkę i wracam na górę. Zaglądam do sypialni - Chłopa nie ma. Znaczy jest, bo w łazience go nie ma, to gdzie ma być. Tylko go nie widać, tak się rozpłaszczył i nawet łeb zakrył kołdrą, bo słońce odsłoniłam. Odkrywam rąbek: "A ty do roboty nie wstajesz dzisiaj?" "O kurde, a która godzina?" "Ósma dwadzieścia" i pędzę do łazienki bo jak wstanie to wlezie i będę musiała makijaż kończyć w pokoju. I mówi to baba, która ma w domu trzy łazienki. Chociaż, w sumie to zawsze Chłop udaje się do alternatywnej kiedy mamy clash. No ale szybko, zrobiłam swoje, wracam do sypialni po kolczyki. Bo bez czego jak bez czego ale bez mascary i kolczyków to do pracy nie wychodzę. Chłop zdążył juz nałożyć majtki i siłuje się z dżinsami. Tu podniosła mi się lekko lewa brew. "Czyli jednak postanowiłeś nie iść do pracy dzisiaj?" "Co? Do pracy? Jasne że idę... (chwila konsternacji i widać że w końcu światełko się przebiło przez tunel) Dlaczego ja więc te dżinsy nakładam??..." - gada Chłop sam do siebie. Zawsze bowiem do pracy nakłada normalne czarne spodnie od garnituru, a dżinsy to tylko w weekendy i po pracy.
Uwinęłam się szybciutko ze śniadaniem, buziak na pożegnanie i w samochodzie byłam już za pięć dziewiąta. Do pracy spóźniłam się tylko dwadzieścia pięć minut. Zwaliłam na korki.
A wszystko przez Avengers!


Stare ludzie a głupie. No ale tradycji musiało stać się zadość. Ubiegłą noc spędziłam upojnie w kinie, na premierze najnowszego filmu z udziałem superbohaterów "Avengers Infinity War" (Avengers Wojna bez granic). Wyszliśmy z kina po trzeciej nad ranem, w łóżku byliśmy około czwartej. Jestem niewyspana, to prawda, ale na pewno nie żałuję.
Film wbił mnie w fotel i pozostawił... takie fajne słowo po angielsku speechless. Czyli oniemiałą. W sumie to działo się tyle, że muszę zobaczyć go jeszcze raz, na spokojnie.
Jak ktoś lubi a nie widział (co bardziej niż prawdopodobne, bo co za debil chodzi do kina o północy) to niech leci do kina raz dwa. Więcej nie powiem.

wtorek, 24 kwietnia 2018

A bo tyle się działo

Aż trudno uwierzyć, że ostatnio napisałam tu  ponad tydzień temu! Kto ma fejzbuka ten wie, a kto nie ma to się teraz dowie, że chora byłam. A poza tym, w pracy urwanie głowy i w domu urwanie głowy, a na dodatek nawiedzili nas teściowie. O co trochę zła byłam na początku, bo nie czułam się najlepiej, ale machnęłam na to ręką i jak przyjechali w piątek to przywitałam ich w piżamie i poszłam do łóżka. Nie, nie przyjechali znienacka, oczywiście że się zapowiedzieli i ja się zgodziłam, no to musiałam trzymać fason. Zresztą, wizyta ta była przełożona, bo mieli przyjechać na "próbę przedweselną" tydzień temu, ale teściowa ponoć zrobiła straszny cyrk w domu, głowę sobie rozwaliła spadając z szafy (!), wysmarowała siebie i całą łazienkę czymś niezbyt przyjemnie pachnącym, teść przez kilka dni tylko mył, przebierał, prał i sprzątał. A sam ma już przecież siedemdziesiąt pieć lat. Niestety, te kilka dni zmusiły go do podjęcia decyzji o oodaniu jej do domu opieki kiedy tylko to będzie możliwe, a raczej będzie niemożliwe przed ślubem, istnieje więc prawdopodobieństwo że na ślubie jedynego syna nie będzie, choć bardzo by chciał. Stąd ta wizyta.
Faktycznie, teściowa jest już w czarnej dupie. Nie wiadomo, czy kogokolwiek rozpoznaje, wypełnia polecenia, typu "usiądź, zjedz, idziemy spać, idziemy tam i tam", czasami wykrzyknie "O, dobrze Cię znowu widzieć" do kogoś z nas, ale generalnie nie kojarzy już nic. Cały dzień chodzi po domu, otwiera drzwi, zamyka drzwi, i chodzi, otwiera, zamyka, albo i nie zamyka, a najgorsze że chodzi tak i rozmawia, nie wiemy z kim. Powtarza w kółko te same zdania jak mantrę, akcentując wyrazy jak dziecko akcentuje wierszyk. Przez ten weekend nasłuchaliśmy się tyle, że w niedzielę wieczorem w głowach powtarzały się nam te same sentencje, jak powracająca natrętnie zasłyszana piosenka:
"Doktor chce Cię widzieć o dwunastej, to jest mój dom, a nie twój, musisz stąd iść. Natychmiast." Coś tam innego się pojawia co jakiś czas, jak na przykład "śmierdzi w tej łazience, nie zostanę tu ani chwili dłużej" "już nie zniosę tych zapachów, cały dom jest przemoczony do nitki" "znów pali te papierosy, śmierdzi w całym domu, niech już idzie lepiej do domu". A potem znowu "Doktor chce Cię widzieć o dwunastej, to jest mój dom, a nie twój, musisz stąd iść. Natychmiast." I zmowu i znowu. A najgorsze jest, że ona tak chodzi pomiędzy pokojem a kuchnią, gada na cały regulator i na przykład patrzy na Ciebie i wygląda jakby mówiła do Ciebie, choć wiesz, że wcale tak nie jest.

Wieczorem, kiedy leżeliśmy już w łóżku, Chłop znienacka powiedział: "Wiesz co, jak kiedykolwiek będę w takim stanie jak matka, to proszę Cię żebyś wzięła poduszkę i mnie nią przydusiła. Obiecaj mi to". No kurwa. Jak mogę obiecać coś takiego??

Wczoraj obejrzałam w kinie film "The Leisure Seeker". W Polsce premiera będzie 25 maja i film nazywa się "Ella i John". Film uznałam za bardzo dobry, opowiada historię starszego małżeństwa, które wyrusza w niezaplanowaną podróż, aby odwiedzić dom Ernesta Hemingwaya, mieszczącego się w Key West na Florydzie. Podróż jest jednocześnie ucieczką od dorosłych, nadopiekuńczych dzieci i lekarzy. John (Donald Sutherland) cierpi na alzheimera, a jego żona, Ella (Helen Mirren), jest w ostatnim stadium raka. Postanawia wykorzystać wspólny czas, jaki im pozostał, na próbach przypomnienia swojemu mężowi, jakim kiedyś był człowiekiem. Tak nam się wydaje, ale koniec jest tak samo zaskakujący jak i przemyślany. Dlaczego o tym piszę? Bo po tym weekendzie spędzonym z teściami film nabrał innej treści, a prośba Chłopa okazała się nie taka znowu niezwykła. 

Nie wiem jak odbędzie się ten ślub i spędza mi to sen z powiek.