piątek, 23 marca 2018

Humor piątkowy

Ciepło się robi, słoneczko już w końcu zaczyna przyświecać, zegarki przestawiać będziemy w niedzielę, no to dzisiaj będzie o zwierzątkach. Zapraszam :-)


*****
Mały chłopiec przychodzi do sklepu zoologicznego:
- Poplose tego calnego klólicka.
- A ten biały nie będzie ładniejszy? - pyta sprzedawca.
- Plose pana, mojego pytona to wali, jakiego on będzie kololu.


*****
- Ty, żyrafa, po cholerę ci taka długa szyja?
- Oj, zając, ty biedny kurduplu. Patrzysz na świat z poziomu tej swojej trawki i marchewki i co ty możesz wiedzieć o życiu? Ty wiesz, jaki ja mam z tej wysokości widok? Widzę dookoła na 30 km.
Co byś nie ugryzł, to zaraz masz w brzuchu i nawet nie poczujesz smaku. A ja cały czas czuję smak każdego listeczka akacji, gdy wędruje przez przełyk. A gdy w upał napiję się wody i poniosę głowę, to dłuuugo czuję, jak mi chłodzi szyję.
- No, faktycznie, fajnie masz z tą długą szyją. Ty, żyrafa, a rzygałaś kiedyś?


*****
- W instytucie udało nam się nauczyć psy alfabetu Morse'a - ogłasza naukowiec na konferencji i z dumą prezentuje dorodnego owczarka.
[pies kilka razy naciska łapą przycisk]
- Co on powiedział? - pyta dziennikarz.
- "Hau".


*****
Do sklepu ze starociami w Jerozolimie wszedł turysta, rozejrzał się - same rupiecie bez wartości, zbiera się do wyjścia, patrzy, a tu przy drzwiach siedzi kotek i pije mleczko z miseczki. A ta miseczka - gościu oczom nie wierzy - porcelana z epoki dynastii Ming!
- Wie pan co - mówi do sprzedawcy. - Ten kotek przypadł mi do serca na pierwszy rzut oka, niech mi pan go sprzeda! Dam za niego dziesięć szekli.
- Nie mam mowy! - powiada sprzedawca. - To ulubiony kotek moich wnucząt, nie jest na sprzedaż.
- Ale ja samotny jestem, a kotek - o, widzi pan - łasi się! - od razu mnie polubił. 50 szekli dam.
- Wykluczone, wnuczęta by się zapłakały.
Turysta jednak nie odpuścił, w końcu kot poszedł za tysiąc szekli.
Gość wziął kota pod pachę, zmierza do wyjścia, ale w ostatniej chwili zatrzymuje się i powiada:
- Wygląda na to, że kotek jest przywiązany do swojej miseczki. Pewnie by mu było za nią tęskno. Chciałbym ją kupić - dziesięć szekli dam.
- A nie, nie! - mówi sprzedawca. - Miseczka jest z epoki Ming i jest warta dwa miliony dolarów... A takich kotów po tysiąc szekli to ja już osiemdziesiąt sprzedałem.


*****
Złodziej włamał się do cudzego domu i szpera w poszukiwaniu łupu. Nagle odzywa się głos:
- Jezus cię widzi...
Złodziej zbladł, choć nie widział w ciemnościach, kto mówi.
- Przecież dom miał być pusty do końca tygodnia - pomyślał sobie.
- Jezus cię widzi... - odzywa się znowu. Złodziej zaświecił w końcu latarką w kierunku głosu. Na drążku siedziała papuga. Odetchnął z ulgą.
- Cześć, jestem Maria - powiedziała papuga.
- Maria? To to głupie imię dla ptaka - zaśmiał się złodziej.
- Może i tak, ale jeszcze głupsze jest Jezus dla dobermana.


*****
Stoi orzeł i sęp na krawędzi klifu.
- Ej orzeł, luzujemy się? - pyta sęp.
- Luzujemy.
No i orzeł wraz z sępem rzucają się w przepaść i 2 metry nad ziemią spektakularnie hamują i wznoszą się w powietrze, po czym powracają na krawędź klifu.
Nagle podchodzi do nich kolejny sęp.
- Ej chłopaki, mogę się z wami poluzować?
- Jasne, dawaj, no to się luzujemy.
No i we trzech rzucili się w przepaść i tuż nad ziemią spektakularnie wyhamowali, po czym wznieśli się w powietrze i wrócili na krawędź klifu.
Nagle podchodzi do nich wilk i mówi:
- Ej chłopaki, mogę się z wami poluzować?
- No to się luzujemy.
No i wszyscy czterej rzucili się z krawędzi klifu.
W połowie lotu orzeł pyta się wilka:
- Ej wilk, ty masz w ogóle skrzydła?
- Nie mam.
- Ty to luzak jesteś.


*****
Idzie zając z magnetowidem przez las i spotyka niedźwiedzia.
Ten pyta:
- Zając, skąd masz widelca?
- A, dostałem od lisicy.
- E, jak to, od lisicy? Przecież ona taka chytra...
- No tak, zaprosiła mnie na kolację, postawiła winko, potem się rozebrała, zgasiła światło i mówi: "Bierz, co mam najlepszego." No, to wziąłem video i poszedłem.
Niedźwiedź śmieje się rozbawiony:
- Och, głupiutki zajączku, trzeba było mnie zawołać, wzięlibyśmy lodówkę!


*****
Król Lew postanowił wybudować na polanie dla swoich poddanych schronienie, ale to wymagało szeregu zezwoleń, wniosków i podań. Trzeba się było udać do Urzędu by tę sprawę załatwić, zwołał więc miejscową społeczność by wybrała przedstawiciela, zadecydowano więc by był to niedźwiedź, bo duży, silny i wzbudza respekt.
Po ośmiu godzinach wraca z urzędu, lew się go pyta co tam załatwił, a on mówi, że nic. Jak to nic! Ty taki wielki i nic?! Wydelegowano więc lisa, chytry i przebiegły i sprytu ma dużo, wraca po ośmiu godzinach i też nic. Lew mówi, to może wiewiórkę, taka delikatna, ładna, szybka i zgrabna..., podobnie jak poprzednicy też nic nie załatwiła. No to koniec naszych marzeń orzekł Król Lew, a może ktoś na ochotnika? Zgłosił się osioł, wszyscy pękali ze śmiechu, przecież on nic nie potrafi załatwić, ale osioł się uparł i poszedł. Wraca pod dwóch godzinach uradowany, z zezwoleniem w ręku, ogólne zdziwienie, królowi szczęka opadła. Pytają się więc jak to załatwił, a osioł na to:
- Gdzie otworzyłem drzwi to ktoś z rodziny...


Radosnego weekendu!

środa, 21 marca 2018

Pieprzony nigeryjski scam

Jakieś parenaście lat temu padłam ofiarą ataku złodzieja internetowego. W tym samym mniej więcej czasie, pamiętam, była Wielkanoc, dostałam emaila z "banku", zalogowałam się przez link podany  w emailu. To były jeszcze początki internetowej bankowości a o spamie mało kto słyszał. No i wyczyścili mi konto, co więcej, narobili debetu na siedemset funtów, za co bank ponaliczał swoje opłaty i się w sumie nazbierało. Pamiętam, że wtedy zbielałam, a świat mi się spod nóg usunął prawie, przecież to były dopiero początki emigracji, nie miałam żadnych oszczędności,  nawewt po angielsku jeszcze za dobrze nie mówiłam. Ale udało się jakoś zadzwonić do banku i poodkręcać wszystko, zwrócili mi pieniądze i anulowali wszystkie kary. Bank się naprawdę wywiązał. chociaż na zwrot trzeba było czekać siedem dni. Dobrze, że miałam drugie konto i na nim parę funtów, bo nie wiem jakbyśmy ten tydzień przeżyli.
Drugim razem dałam się nabrać na "amerykańskiego żołnierza". Człowiek był zaraz po rozwodzie, ze zbolałą duszą i brakiem perspektyw na przyszłość, a w dodatku z zerowym doświadczeniem damsko-męskim, bo ostatnim razem było się na randce, halo-halo! - dwadzieścia kilka lat temu. W dodatku w zupełnie innym świecie, bez internetu. No to za namową koleżanki założyłam sobie darmowe konto na stronie randkowej (na wypóbowanie) i dałam się uwieść człowiekowi, na szczęście tylko wirtualnie. Romans trwał około trzech tygodni, już się zdążyłam zakochać, snuć marzenia, jak to nam będzie dobrze razem w tej Ameryce, kiedy to Alfonso się pojawi na białym rumaku i zabierze mnie z tej zimnej i mokrej Szkocji. I będziemy sobie żyli długo i szczęśliwie z jego generalskiej emerytury.  Zaczęło się robić podejrzanie, gdy zaczął odwlekać wizytę. Wtedy zaczęłam śledztwo. Śledztwo punkt po punkcie obaliło mit przystojnego amerykańskiego marines stacjonującego na granicy Północnej Korei, mającego właśnie przejść w stan spoczynku z powodu (prawie) śmiertelnej rany zadanej mu na polu walki i zastąpiło go wizerunkiem obleśnego czarnego mięśniaka siedzącego wieczorami gdzieś w kafejce internetowej w Lagos. A niech cie szlag!
Od tamtej pory wyleczyłam się z Amerykańskich żołnierzy, co więcej, wydałam im wojnę portalową. W tamtym czasie nakryłam jeszcze co najmniej czterech, wszystkich zgłosiłam do portalu i gdzie się dało. A jest tych instytucji trochę. Człowiek nie zdaje sobie sprawy z pewnych rzeczy, dopóki to ich nie zacznie dotyczyć.
Po tych przygodach kontynuowałam jeszcze chwilę moje portalowe randkowanie, z mizernym skutkiem jak wiadomo, ale o tym pisać dzisiaj nie będę bo to jest poważnie obszerny temat :-) A miłość i tak przyszła znienacka zza przysłowiowego rogu. O tym też pisać nie będę, bo piszę o tym cały czas, a napiszę o tym, co stało się dzisiaj.
Otóż, mam parę rzeczy na sprzedaż, a że duże są i nieporęczne, ogłaszam je na tutejszym serwisie ogłoszeniowym Gumtree (coś takiego jak polski Olx na przykład). No i dzisiaj zgłosiła się na email osoba, podpisana Angela Cari. No niech se będzie i Angela, ja nie wnikam jakie ksywy ludzie mają. Pyta czy te przedmioty są jeszcze na sprzedaż. No to ja że są. Po czym dostaję coś takiego:
"Dziękuję za szybką odpowiedź, potraktuj to jak sprzedane i proszę usuń ogłoszenia, bo ja zapłacę cenę jaką podałaś, ponieważ potrzebuję to kupić dla mojego kuzyna najszybciej jak to możliwe ponieważ oni potrzebują różnych rzeczy do nowego mieszkania, czytałam ogłoszenie i akceptuję wszystkie warunki, niestety nie będę mogła przyjechać odebrać tego osobiście ponieważ straciłam słuch i właśnie zdrowieję po operacji serca, więc jestem uziemiona. Mam kuriera który mógłby mi pomóc i to wszystko zabrać z preferowanego przez ciebie miejsca po tym jak dostaniesz pieniądze i zapłacę ci przez Paypal, który jest powiązany z moim bankiem ponieważ to jest jedyny możliwy bezpieczny sposób płatności który jest dla mnie dostępny w tym momencie. Gdzie jest miejsce odbioru, żeby mogła poinformować kuriera?"
Hmmm... Trochę przydługawe i takie nie za bardzo... szkockie, a przecież to lokalny serwis. Już trochę tu mieszkam, żeby poczuć różnicę. Ale może rzeczywiście jest głucha i stara i bez serca, w dodatku takie międzykulturowe to miasto, dałam więc Angeli szansę i odpowiadam:
"Przepraszam, ale zanim pójdziemy dalej chciałabym coś zweryfikować, czy mogłabyś mi powiedzieć, gdzie widziałaś moje ogłoszenie i czym dokładnie jesteś zainteresowana, bo mam ich kilka w różnych miejscach. Także, jakiego kuriera masz na myśli"
Przychodzi odpowiedź:
"Gumtree"
No ja cie pieprze! Odpisuję:
"OK, a dokładnie, czego szukasz?"
"Stół i krzesło"
"Ok, to tak jak w ogłoszeniu, £53. Czy mogę zapytać, gdzie mieszkasz i jak chcesz zorganizować transport? Normalnie jest płatność gotówką"
Odpowiedź:
"Przepraszam jestem inwalidką i mam limitowany dostęp do gotówki i innych form płatności. Możesz założyć konto na Paypal (tu podany link) jest bardzo bezpieczne i zabezpieczone. Także bardzo łatwe do założenia w ciąku kilku minut"
Biedna Angela, nie widziała, że ja już zdążyłam wyguglować "przekręty i oszustwa na Paypal" i czekam tylko na potwierdzenie rozwoju wydarzeń. Odpowiadam:
"Ja mam Paypal, ale nie jestem pewna komu sprzedaję i wybacz mi, ale nie chcę żadnych problemów. Jeśli chcesz zapłacić przez Paypal, to proszę zapłać przez Paypal, ale musimy najpierw ustalić warunki odbioru"
"OK, wyślij mi swój email Paypal"
Wysłałam. cośtamcośtam małpa yahoo czy jakoś tak.
Angela po chwili odpisuje:
"Żeby uniknąć pomyłki, proszę potwierdzić dokładną sumę którą muszę przesłać na twoje konto Paypal. Żeby sprecyzować, ile powinnam wysłać na twoje konto Paypal?"
O proszę, idzie dokładnie jak wyczytałam. Za chwilę napisze mi, że wysłała pomyłkowo za dużo, żeby odesłać jakąś sumę z powrotem. Tak to bowiem robią ci złodzieje.
Odpisuję:
"Przepraszam, ale zanim wyślesz jakiekolwiek pieniądze, nie chciałabyś raczej omówić transakcji?"
"Mój kurier odbierze z każdej lokalizacji"
No tak. Nawet z dżungli bengalskiej. Co za debil! No ale brnę dalej:
"Jesteś bardzo ogólnikowa w przekazywaniu informacji. Czy pasuje więc jutro o 5.30 po południu na parkingu Tesco, zaraz koło stacji benzynowej, będę to miała w bagażniku"
"OK. Powiem kurierowi, jaka jest twoja cena?"
No ja pierdole (przepraszam!), ileż można???
"Jak w ogłoszeniu, £53" (to ważne do dalszych obliczeń, ha ha! - przypis własny)
Nie minęło dwadzieścia minut, kiedy przyszedł email od Angeli:
"Z przyjemnością informuję że dokonałam płatności! Paypal powiedział że wysłali ci potwierdzenie na email, więc czy możesz sprawdzić skrzynkę. Mam mały problem z kurierem, powiedzieli że mogą zaplanować date i godzinę odbioru dopiero po tym, jak zarejestrują w ich siedzibie głównej płatność poprzez Western Union, ale z powodu mojego stanu zdrowia nie jestem w stanie pójść do oddziału Western Union żeby zapłacić. Dodałam więc £210 które naliczyli za przesyłkę i £40 opłat które pobrał Western Union, więc ty otrzymasz sumę £303 przepraszam że nie poinformowałam cie wcześniej. Proszę żebyś pomogła mi przesłać do nich £210 i przez Western Union dzisiaj i poniżej są dane do przesyłki (podaję a co!)
First name: Harrison
Middle name: John
Last name: Odharo
Country : Nigeria

Proszę żebyś mi dała znać kiedy wyślesz pieniądze, żebym mogła podjąć stosowne kroki"

Padłam. Pa-du-łam! Łaskawca! Pieprzony oszust podarował mi całe 40 funtów opłat administracyjnych!

Oczywiście zablokowałam dziada, ale zanim to zrobiłam, sprawdziłam email na tym koncie, które mu podałam (tak, mam takie fałszywe do tego celu, jeszcze z czasów randkowych) i tam faktycznie było oszukane potwierdzenie z paypal, że dostałam pieniądze. Zgłosiłam to do Paypal, zgłosiłam do Action Fraud (specjalna policja oszustw internetowych) i zgłosiłam do gmail, a potem odpisałam jak następuje:

"Drogi Harrisonie (czy Angelo, czy jakie tam masz na imię)
Twój fałszywy adres email został zgłoszony do odpowiednich służb, razem z fałszywym emailem z adresu który podawał się za PayPal, a także kopia całej naszej korespondencji jako dowód próby  oszustwa finansowego.
Chyba nie sądziłeś, że jestem aż tak chora na głowe, żeby wysyłać ci jakiekolwiek pieniądze.
Miłego wyłudzania!"



poniedziałek, 19 marca 2018

Letko nie jest

Ja mam dość. Gdziekolwiek człowiek by nie spojrzał, cokolwiek by nie zrobił, to i tak dupa z tyłu. Do stresów w robocie dołączyły kłopoty ze zdrowiem, niby nic nowego bo wiadomo, że wszystko się z czasem sypie. Ale do cholery jasnej, ileż można. Człowiek tak całe życie o siebie dba, zdrowo je, nie pali, nie pije (za dużo, a ostatnio to w ogóle). a i tak w glebie skończy.
Nawet nie będę pisać co mi dolega, bo i po co to komu. Ostatnia rewelacja za to - nerw mi się w zębie zbiesił i do leczenia kanałowego dzisiaj idę. Trzęsę porami, boję się i już. Wiem, że nie będzie bolało, bo przecież znieczulenie, ale mój problem u dentysty jest taki, że ja nie potrafię tak długo gęby rozdziawionej trzymać. Więc znieczulenie znieczuleniem, a mnie szczęka później boli. Nie mówiąc już o przedłużonym działaniu zastrzyka, który paraliżuje pół twarzy i ten paraliż trwa u mnie zazwyczaj ze cztery godziny. Wyobrażacie sobie, cztery godziny ze śliniącym się pyskiem, bez możliwości napicia się nawet przez rurkę, bo przełykanie też jest sparaliżowane? I to mnie właśnie dzisiaj czeka. I co z tego, że słoneczko świeci, rozpuszczając to białe goofno, którego tyle znowu napadało przez łykend. Nic mnie już dzisiaj nie pocieszy, nic!
W dodatku córka przyszła w sobotę, próbę makijażu mi zrobi do ślubu, mówi. No dobra, rób. Pyta jak chcę. Ma być naturalnie, zdrowo, promieniście i młodo, odpowiadam. Ha ha ha, z tym sprzętem co masz to nawet cudotwórcy się nie uda, mówi ona. A ja na to, trudno, rób. Robi. Brwi mi będzie rysować. Ale ja dopiero co sobie wytatuowałam, żeby nie robić. Ona, że musi, bo ja nawet nie wiem jak brwi zmieniają twarz. A ja nie chcę innej twarzy, chcę taką, jak mam! Ale ok, zrób czym tam chcesz, ja sobie zobaczę i porównam. Zrobiła.


Powiem, że nawet jej wyszło. Uzgodniłyśmy, że jej pierwotna koncepcja rzeczywiście bierze w łeb, bo niestety nie ukończyła kursu malowania antyków. Ale do ślubu da radę, podszkoli się, przyniesie własny sprzęt i namaluje mi na twarzy trochę urody. Tylko kurcze, włosy mam sobie zafarbować do tego czasu, bo ciemniejsze podobno (!) odmładzają. I żebym tylko nie zapomniała się ogolić!