Niby nic takiego, nie przykładamy jakiejś szczególnej wagi do Walentynek, ale jednak data 14 lutego trochę dla nas znaczy. 14 lutego mieliśmy pierwszą randkę, 14 lutego przyjęłam oświadczyny, 14 lutego to nasza nieformalna rocznica. Nie umawialiśmy się na wczoraj, nie planowaliśmy niczego. To znaczy razem nie planowaliśmy, bo jak się okazało, każde z osobna knuło miłosną intrygę. Tak więc dzień wcześniej zrobiłam kartkę, bardzo trudno było mi się zmieścić w czasie i to tak, żeby Chłop nie widział. Oto kartka:
Mały rebus "I love you". A w środku to:
Jeszcze był wpis, ale to już pozostanie tajemnicą. Włożyłam kartkę do koperty, a kopertę do plecaka, który Chłop zabiera do pracy. Plecak pełen był papierów i papierzysków, na szczęście była w nim tez czapka, do której włożyłam kopertę, żeby się nie zagubiła.
Nazajutrz w pracy dostałam emaila z podziękowaniem za kartkę i ostrzeżeniem, żeby nie zaglądać pod krzesło, bo tam czyha niebezpieczeństwo i przygoda. Oczywiście, że po przyjściu do domu natychmiast zajrzałam pod krzesło w kuchni i... znalazłam karteczkę. Ha! Zupełnie jak przed rokiem. Tresure hunt! Pierwsza wskazówka była dosyć łatwa. Szybko znalazłam ukrytą kopertę własnoręcznie przez Chłopa zrobioną dla mnie kartką:

Na kopercie kolejna wskazówka. Domyśliłam się dość szybko, ale przeoczyłam i zajęło mi trochę czasu ponowne przeszukanie pokoju. W końcu znalazłam czekoladkę Lindt. Moją ulubioną. Kolejna wskazówka była bardzo dobrze skonstruowana, tak dobrze, że przeszukałam każdy pokój i nie znalazłam. W tym momencie przyszedł Chłop i tak mnie zastał, z rozczochraną czupryną, ganiającą jak debil po schodach w górę i w dół, aż się wziął zlitował i podpowiedział w którym pokoju. Jeszcze raz dokładnie przeczytałam i bingo! Kolejna czekoladka i kolejna karteczka. Tu już poszło bardzo szybko. Dotarłam do schowka pod schodami, a tam to:
Oczywiście bukiet tak nie wyglądał, bo był w opakowaniu i włożony do kubka z wodą :-)
Ale to nie koniec. Ostatnia wskazówka okazała się równie łatwa i to już był koniec zabawy.
A oto cała niespodzianka, którą Chłop przygotował już w poniedziałek! Na szczęście ma tak spostrzegawczą narzeczoną, że nie zauważyła niczego przez cały kolejny dzień :-)
Uwielbiam te jego zagadki!
Ale to nie koniec niespodzianek, bo ja oprócz kartki przygotowałam kolację, która składała się głównie z owoców morza i ślimaków. Akurat w Lidlu był francuski tydzień, więc nakupiłam tego wszystkiego (scampi, scallops, mussels i snails, czyli krewetki królewskie w panierce, przegrzebki zapiekane z sosem winno-pieczarkowym, małże zapiekane w sosie pietruszkowo-czosnkowym i ślimaki winniczki w maśle czosnkowym), a potem tylko wrzuciłam do piekarnika na dwadzieścia minut razem z kilkoma frytkami, w międzyczasie przygotowałam szybką sałatkę z rukoli i pomidorów, do kieliszków bezalkoholowe wino imbirowe i to była bardzo pyszna kolacja!
A potem poszliśmy do kina na "50 Shades freed" i w ogóle to były kolejne udane rocznicowe Walentynki. Nawet tulipan w wazonie nam zrobił niespodziankę:
A teraz - aby do wiosny!