piątek, 16 lutego 2018

Humor na weekend

Niestety, pozostajemy w temacie. Zapraszam :-)




*****
Pyta dziewczyna chłopaka:
– Kochasz mnie?
– Skarbie! Kochać, to ja kocham wódę i dziwki. A to między nami to jest całkiem poważna sprawa!


*****
- Dzień dobry, jest Marysia?
- Dzień dobry. Słyszałem, że zabierasz moją córkę na walentynkową randkę.
- Tak, proszę pana.
- Gdzie zamierzasz ją wziąć?
- W moim aucie.


*****
Pewna młoda mężatka straciła pracę. Wraz z mężem podjęli decyzję, że będą oszczędzali na jedzeniu. Stwierdzili że będą żyć miłością. No i żyli. Jeden dzień, drugi i trzeci. Czwartego dnia mąż wraca z pracy i widzi, że żona zjeżdża nago "na oklep" po poręczy ze schodów. Krzyczy do niej:
- A tobie z głodu odbiło??
- Nie kochanie, podgrzewam ci obiad!


*****
- Wiesz, w Walentynki zrobiono w naszej firmie ankietę i okazało się, że jestem najbardziej pożądanym facetem w robocie.
- No to powinieneś się cieszyć!
- Tak, akurat! U nas pracują sami mężczyźni...


*****
Chłopak mówi do swej dziewczyny:
- Ale będziemy mieli super walentynkowy wieczór. Mam trzy bilety do kina!
- Po co nam trzy?
- Dla twojej mamy, dla twojego taty i dla twojej siostry.


*****
Walentynkowy wieczór, chłopak szepcze czule do ucha dziewczyny:
- Kochanie, wypowiedz te słowa, które połączą nas na wieki...
- Jestem w ciąży!!!


*****
W kwiaciarni:
- Poproszę bukiet tych kwiatów.
- A te kwiaty to dla kogo?
- Dla dziewczyny.
- Ale one są sztuczne.
- Nie szkodzi, ona też jest z gumy.


*****
Córka nowego ruskiego biznesmena przychodzi do ojca i oświadcza, że wychodzi za mąż.
- Za kogo?
- Za popa.
- Zwariowałaś?
- Miłość, tato... Serce, nie sługa.
- No dobrze, przyprowadź go jutro.
Córka przyprowadza młodego diakona. Jedzą, piją. Ojciec mówi:
- Wiesz, że moja córka co miesiąc musi mieć inną kreację za 10.000 dolarów? Jak wy będziecie żyć? Jak ty ją utrzymasz?
- Bóg pomoże...
- A jeszcze, ona przyzwyczajona co tydzień latać do fryzjera do Paryża. I co?
- Bóg pomoże...
- Ona jeździ tylko Ferrari i Porsche, i musi mieć zawsze najnowszy model. Jak ty sobie wyobrażasz życie z nią?
- Bóg pomoże...
Gdy narzeczony poszedł, córka pyta biznesmena:
- I jak, tato, spodobał ci się?
- Burak, to prawda, ale podobało mi się, jak mnie nazywał Bogiem.


I na koniec może niekoniecznie związane z miłością, ale nie mogłam się powstrzymać :-)


*****
- Widzisz? To fifka, która była pod twoją szafą! Kiedy ty w końcu skończysz z narkotykami?! 
- Jakie narkotyki??? Uwierz mi, od kiedy ciebie poznałem zmieniłem się, zerwałem ze swoją przeszłością, jesteś jedyną, którą kocham. 
- Synu! Synu! To ja - twój ojciec!




Udanego weekendu!

czwartek, 15 lutego 2018

Walentynki

Niby nic takiego, nie przykładamy jakiejś szczególnej wagi do Walentynek, ale jednak data 14 lutego trochę dla nas znaczy. 14 lutego mieliśmy pierwszą randkę, 14 lutego przyjęłam oświadczyny, 14 lutego to nasza nieformalna rocznica. Nie umawialiśmy się na wczoraj, nie planowaliśmy niczego. To znaczy razem nie planowaliśmy, bo jak się okazało, każde z osobna knuło miłosną intrygę. Tak więc dzień wcześniej zrobiłam kartkę, bardzo trudno było mi się zmieścić w czasie i to tak, żeby Chłop nie widział. Oto kartka:


Mały rebus "I love you". A w środku to:


Jeszcze był wpis, ale to już pozostanie tajemnicą. Włożyłam kartkę do koperty, a kopertę do plecaka, który Chłop zabiera do pracy. Plecak pełen był papierów i papierzysków, na szczęście była w nim tez czapka, do której włożyłam kopertę, żeby się nie zagubiła. 
Nazajutrz w pracy dostałam emaila z podziękowaniem za kartkę i ostrzeżeniem, żeby nie zaglądać pod krzesło, bo tam czyha niebezpieczeństwo i przygoda. Oczywiście, że po przyjściu do domu natychmiast zajrzałam pod krzesło w kuchni i... znalazłam karteczkę. Ha! Zupełnie jak przed rokiem. Tresure hunt! Pierwsza wskazówka była dosyć łatwa. Szybko znalazłam ukrytą kopertę własnoręcznie przez Chłopa zrobioną dla mnie kartką:


Na kopercie kolejna wskazówka. Domyśliłam się dość szybko, ale przeoczyłam i zajęło mi trochę czasu ponowne przeszukanie pokoju. W końcu znalazłam czekoladkę Lindt. Moją ulubioną. Kolejna wskazówka była bardzo dobrze skonstruowana, tak dobrze, że przeszukałam każdy pokój i nie znalazłam. W tym momencie przyszedł Chłop i tak mnie zastał, z rozczochraną czupryną, ganiającą jak debil po schodach w górę i w dół, aż się wziął zlitował i podpowiedział w którym pokoju. Jeszcze raz dokładnie przeczytałam i bingo! Kolejna czekoladka i kolejna karteczka. Tu już poszło bardzo szybko. Dotarłam do schowka pod schodami, a tam to:


Oczywiście bukiet tak nie wyglądał, bo był w opakowaniu i włożony do kubka z wodą :-)


Ale to nie koniec. Ostatnia wskazówka okazała się równie łatwa i to już był koniec zabawy.


A oto cała niespodzianka, którą Chłop przygotował już w poniedziałek! Na szczęście ma tak spostrzegawczą narzeczoną, że nie zauważyła niczego przez cały kolejny dzień :-)



Uwielbiam te jego zagadki! 
Ale to nie koniec niespodzianek, bo ja oprócz kartki przygotowałam kolację, która składała się głównie z owoców morza i ślimaków. Akurat w Lidlu był francuski tydzień, więc nakupiłam tego wszystkiego (scampi, scallops, mussels i snails, czyli krewetki królewskie w panierce, przegrzebki zapiekane z sosem winno-pieczarkowym, małże zapiekane w sosie pietruszkowo-czosnkowym i ślimaki winniczki w maśle czosnkowym), a potem tylko wrzuciłam do piekarnika na dwadzieścia minut razem z kilkoma frytkami, w międzyczasie przygotowałam szybką sałatkę z rukoli i pomidorów, do kieliszków bezalkoholowe wino imbirowe i to była bardzo pyszna kolacja!
A potem poszliśmy do kina na "50 Shades freed" i w ogóle to były kolejne udane rocznicowe Walentynki. Nawet tulipan w wazonie nam zrobił niespodziankę:


A teraz - aby do wiosny!





wtorek, 13 lutego 2018

Iwona tworzy

Wczoraj mi wpadło do głowy przygotowanie kartki urodzinowej. Mój ukochany siostrzeniec bowiem kończy niedługo 18 lat. Szok. Ten mały berbeć, co to dopiero niedawno rodzicom klawisze z klawiatury wydłubywał widelcem, stanie się za parę chwil dorosłym i pełnoprawnym obywatelem.  Chociaż z tą dorosłością to bym nie przesadzała, hi hi hi.
Wyjęłam więc scrap-boxy, czyli pudełka z tym wszystkim co jest do robienia kartek potrzebne, papiery, przeyniosłam sobie kubek herbaty i zabrałam się do dzieła.
Najpierw znalazłam kopertę. Największą spośród wszystkich, taką mniej więcej formatu A5, ale brakowało do niej niestety wkładki. Z wszystkich papierów jakie mamy, niestety nie udało mi się znaleźć takiego samego koloru, więc pomyślałam, a co tam, będzie kontrastowo. Wzięłam więc kartkę bordową. Do tego oczojebną żółtą, żeby było, jak już powiedziałam, kontrastowo.
Tak wygląda mój warsztat podczas pracy:




Tworzyłam na bieżąco, bo nie miałam żadnego wstępnego konceptu. Chłopak zajmuje się komputerami, ale czy ja muszę mu komputerowe kartki za każdym razem wysyłać? Tak że każdy pomysł rodził nowy pomysł i tak powstało to moje dzieło. 
Chciałam żeby było warstwowo. Oczojebną kartkę powycinałam w falisty wzorek, położyłam na bordowym. Żółto, słonecznie, trzeba dodać trochę kontrastu. Fale już są, będzie zatem woda. Wzięłam niebieską kartkę, powycinałam brzegi innym rodzajem wzorka, przykleiłam grubą taśmą dwustronną na żółtym, żeby odstawało. Na dół niebieskiej kartki przykleiłam kawałek washi tape z niebiesko-srebrzystymi falami. Dodatkowo "w wodzie" poprzyklejałam konika morskiego, rozgwiadę i muszelki oraz parę srebrnych i złotych "bąbelków". Na inny kawałek niebieskiej kartki poprzyklejałam tę samą niebieską washi tape (nie wiem jak to jest po polsku) i powycinałam z tego cyferki, które przykleiłam na oczojebnym żółtym. 
Gotowe naklejki z napisem "Happy Birthday" i babeczką oraz złote metaliczne gwiazdki z kawałkiem złotej washi tape uzupełniają  okładkę kartki. 


A w środku przykleiłam zwykła złożoną na pół kartkę A4, której brzegi wycięłam ozdobnym wzorem i nakleiłam dodatkowo dwie złote naklejki. 



I jeszcze raz, całość. 


Musze powiedzieć, że to duża frajda, takie robienie kartek. Może i nie są najpiękniejsze, ale własne i niepowtarzalne. Tylko ten Chłop mój ma nakupowane pełno jakiegoś nie-wiem-czego, stemple, do których nie ma na przykład tuszu. Albo jakies wycinanki, które nie wiem jak działają, bo mi nic w tym nie pasuje. Ale nic to, wykończymy co mamy, a w międzyczasie będę sobie dokupywać to co mi się podoba. To co widzicie na górze to jest w całości dzieło oryginalne, powycinane własnymi nożyczkami i nożykiem. I jestem z niego dumna :-)