Przeczytałam dziś na pewnym forum wątek zatytułowany "Moja matka". Pisze dziewczyna, lat trzydzieści. W wielkim skrócie, dziewczyna ma matkę i ojca, którzy od zawsze się nienawidzili, a to z powodu jej przyrodniego brata, o jedenaście lat starszego, którego matka zawsze broniła przed ojcem, który tego syna bardzo zawsze nienawidził i ustawiał po kątach, bo kradł, rozbijał się i ciągle rozrabiał. I ją nawet molestował jako dziewczynkę, ten brat, nie ojciec. A jak ona to powiedziała rodzicom, to ojciec mu bardzo wlał, a matka stanęła w obronie syna oczywiście, a nie w jej. W każdym razie - idziemy dalej. Matka tak nienawidziła ojca, że wyjechała za granicę do pracy, aby zarobić na mieszkanie i się z nim rozwieść. Dziewczynka miała wtedy osiem lat. Matka przyjeżdżała co jakiś czas do domu, ale atmosfera była zawsze bardzo napięta. Kiedy jej brat skończył osiemnaście lat, ojciec pod nieobecność matki wyrzucił go z domu. Matka oczywiście zrobiła ojcu wielką awanturę i przysięgła sobie, że go zostawi, ale nie mogła sobie nazbierać na mieszkanie, bo za każdym razem, kiedy przyjeżdżała do Polski, wszystkie pieniądze trwoniła, bo spłacała długi brata i dawała mu duże kwoty. Po maturze dziewczyna wyjechałą również za granicę do pracy, ale wróciła i kupiła sobie kawalerkę do remontu. Połowę kwoty sfinansowała matka. Po czym się wprowadziła mówiąc, że to na chwilę, że jeszcze trochę zarobi i wyprowadzi się na swoje. Tymczasem, zamiast odkładać pieniądze, wciąż finansowała brata. Ich relacje bardzo się pogorszyły, przy czym dziewczyna dodaje, że bardzo tęskniła za matką, kiedy ta pracowała za granicą, że bardzo jej matki brakowało, ale że również miała żal o to, że nie miała normalnego dzieciństwa bo wychowanie bez matki było okropne. Dodaje, że z perspektywy czasu widzi, że matka wyjechałą do pracy po to by pomagać bratu, a zostawić ojca chciała w odwecie za to, jak on traktował jej syna.
Po jakimś czasie dziewczyna nie wytrzymała i wyrzuciła matkę z mieszkania. Bo dla matki zawsze brat był najważniejszy, że dla niego potrafiła wyjechać, a gdy ona płakała i prosiła, żeby nie jechała, to matka ją zbywała mówiąc, że to ostatni raz. No więc, wygoniła matke z domu. Nie widziały się od tego czasu, a teraz, po kilku latach matka przysłała jej list żądając zwrotu pieniędzy, które jej dała na mieszkanie, albo odda sprawę do sądu. Masakra! (słowa dziewczyny).
I dalej następuje opis, jak to ona biedna, ta dziewczyna, że nigdy tak naprawdę matki nie miała, że mama dla niej była zawsze jak koleżanka, że jak na przykład kiedyś przyszły z koleżanką bardzo pijane (na studiach już ) to matka po prostu położyła je spać, a rano ugotowała rosołku. Żadnej awantury, żadnego kazania, jak tak można, zero przekazania wartości moralnych. O bracie pisze, że go nienawidzi i nie chce go na oczy widzieć, bo ją molestował seksualnie, kiedy miała sześć lat i od tego czasu ojciec zaczął pąłać do niego nienawiścią, a matka zamiast uczynić tak jak ojciec, to go broniła i wybielała i jeszcze dawała mu pieniądze. Po czym jest długi elaborat o molestowaniu seksualnym i jaka to dla niej jest trauma na całe życie. I wyjazd matki także.
Mimo tego wszystkiego, było jej matki żal, myślała o niej, jak jej źle, czuła że nie powinna jej ranić bo już i tak wiele wycierpiała, a jednocześnie jest świadoma, że matka ją skrzywdziła, że nie tak powinna wychować swoje dzieci. Z drugiej strony, matka zabierała ją na spacery, miała czas na dziewczyńskie pogaduchy, przytulała i wysłuchiwała problemów, dawała odczuć matczyną miłość.
To tyle dziewczyna.
Oczywiście nakręceni czytelnicy wsłuchali się jedynie w wątek molestowania. A moją uwagę zwróciło co innego. Owszem, jej dzieciństwo nie wyglądało za ciekawie, owszem, została skrzywdzona i nikomu nie życzę takiego domu, a jednocześnie zdaję sobie sprawę, że tak przecież wygląda rzeczywistość wielu dzieci w dzisiejszych czasach. Ale wyczuwam, że to nie o tę krzywdę w tym wszystkim chodzi. Nienawidzi brata. Czy nie jest on jej przyrodnim bratem? Czyli nie jest synem jej ojca? Oczywiście dziewczyna nie pomyślała, że na zachowanie brata duży (w może jedyny) wpływ miało zachowanie jej ojca względem niego. Nie każdy potrafi zostać ojcem nie swojego dziecka. Nienawidzi brata, bo uważa, że matka go bardziej kocha niż ją. A czy zastanowiła się, co ona by zrobiła na matki miejscu? Patrzyłaby z cierpliwością, jak ktoś maltretuje jej dziecko? Biegłaby utulić córeczkę, która siedzi sobie na kanapie w pokoiku (sorry ale tak to wygląda z zewnątrz) czy raczej rzuciłaby się na pomoc temu, któremu dzieje się krzywda tu i teraz? Myślę, że powinna zadać sobie to pytanie jako matka (bo jest młodą matką), żeby choć w części zrozumieć. Brat, nawet jeśli zrobił w życiu złe rzeczy, to sam był wtedy jeszcze dzieckiem i na pewno nie tak należało się z nim obejść. Wyrzucono go z domu, nie miał gdzie mieszkać, za co żyć, a ona się dziwi matce, że chciała pomóc swemu dziecku? Sprawiedliwie, to nie znaczy równo.
Kiedy byłam mała, mieliśmy taką czytankę w drugiej chyba klasie podstawówki. "Czy Ci najmilszy", napisał ją Henryk Sienkiewicz. Nigdy nie zapomnę słów matki, która oddała ostatni grosz najmłodszemu synowi, nie dając nic pozostałym dwóm: "Błogosławieństwo moje wszystkim, ale dary temu jednemu, bom ja matka a on najbiedniejszy"
Jeszcze raz powtórzę - współczuję dzieciństwa i współczuję traumy, ale myślę także że jest ona rozpieszczoną córeczką tatusia, która nienawidzi brata za to, że dostał od mamy więcej uwagi i więcej pieniędzy. Których na dodatek brat nie musi zwracać. No cóż, brat nie wyrzucił matki z domu...