piątek, 14 lipca 2017

Humor na piątek

W związku ze związkiem, dzisiaj będzie o turystach, a jak o turystach to nie może zabraknąć także i bacy. Zapraszam!


*****
Hotel, recepcjonista zagaja do nowo przybyłej pary:
- Urlop?
- Tak...
- A dzieci państwo posiadają?
- Posiadają...
- A to tym razem państwo nie zabrali?
- Nie zabrali...
- Tylko we dwoje? Romantyczny wypad!
- Tak...
- A kto został z dziećmi?
- Żona.


*****
Autobus z wycieczką zbliża się do granicy.
– Piwo! Siku! – po raz któryś z rzędu rozweseleni pasażerowie zmuszają kierowcę do zatrzymania.
Po dłuższej chwili, gdy już z powrotem zajęli miejsca w autokarze, kierowca pyta głośno:
– Czy kogoś wam nie brakuje?
Cisza. Po przekroczeniu granicy do kierowcy podchodzi mężczyzna i lekko bełkocząc mówi:
– Nie ma mojej żony...
– No przecież – wścieka się kierowca – przed odjazdem pytałem, czy kogoś wam nie brakuje!
Na to facet:
– Ale mnie jej nie brakuje, tylko mówię, że jej nie ma...


*****
Przewodnik po Rzymie oprowadza po mieście bogatego amerykańskiego turystę.
- To jedyny w swoim rodzaju gmach...
- Też mi coś - przerywa Amerykanin. U nas w Ameryce mamy takich gmachów tysiące!
- Bardzo możliwe, bo to dom wariatów.


*****
Pewien turysta wraz z żoną oglądają słynną studnię życzeń w Kornwalii, oboje pogrążeni we własnych myślach. Po chwili żona wychyla się, aby zajrzeć w głąb, traci równowagę i wpada do środka.
- Niesamowite!!! To naprawdę działa!!! - krzyczy mąż


*****
W najwyższych górach świata, drogą nad przepaścią jedzie autokar z turystami.
- I co, boicie się? - pyta przewodniczka.
- Tak!!! - krzyczą pasażerowie.
- To proszę robić to, co kierowca!
- A co robi kierowca?
- Zamyka oczy.


*****
- Baco, macie w waszej miejscowości jakieś atrakcje dla turystów?
- Mieliśmy, ale niedawno wyszła za mąż.


*****
Grupa turystów błądzi w górach. Wieczór zapada, a tu ani śladu człowieka i nadziei na nocleg.
- Mówił pan, że jest najlepszym przewodnikiem po Tatrach! - wścieka się jeden z uczestników wycieczki.
- Zgadza się! Ale to mi już wygląda na Bieszczady...


*****
Turysta odwiedził restaurację w Madrycie, spośród dań wybrał potrawę o nazwie "Jaja a la corrida".
Danie było naprawdę duże i pyszne, a cena przystępna. Powtarzał tak kilka dni, aż pewnego razu, porcja, którą dostał była bardzo mała. Zjadł i po obiedzie mówi do kelnera:
- Dlaczego dzisiejsza porcja była taka malutka?!
Kelner odpowiedział:
- No cóż, nie zawsze torreador wygrywa...


*****
Do starego górala podchodzi grupka turystów. Pytają:
- Baco, a nad czym tak dumacie?
- A no dumam co te Tatry takie stare som.
- A no ile to one mają lat? - pyta wycieczkowicz.
- A no bedzie ze tsysta milionów lat i tsy tygodnie.
- Skąd to znacie taki dokładny wiek Tatr? - pytają zdumieni wycieczkowicze.
- A no bedzie to ze tsy tygodnie jak to jeden profesorek był tu i powiedoł że Tatry majom ze tsysta milionów lat.


*****
Turysta siedzi na kamieniu, rozmawia z bacą. 
- Baco, jaki jest ideał kobiety według ciebie?
- 4 razy "C" - odpowiada Baca. - Cnotlywa, Cysta, Cycata, Cudza.
- A ideał faceta? - pyta turysta.
- A 5 razy "Ł". Łagodny, Ładny, Łokropnie bogaty, Łucciwy, Łogoniasty.


*****
Trzech turystów: Polak, Szkot i Niemiec wybrało się w Alpy na wycieczkę. Niestety z powodu złej pogody wszyscy zaginęli, ratownicy po kilku tygodniach przerwali poszukiwania i w gazetach pojawiły się nekrologi. Wkrótce w jednej z redakcji dzwoni telefon i z Hawajów odzywa się Niemiec z prośbą o anulowanie jego nekrologu.
Redaktor gazety zdumiony krzyczy:
- Ty żyjesz!! Jakim cudem??
Niemiec opowiada:
- Zamarzliśmy i powędrowaliśmy wszyscy do Świętego Piotra, który zatrzymał nas u wejścia do Bramy Niebieskiej i powiedział że jeszcze jesteśmy za młodzi żeby umrzeć, więc jeżeli ubezpieczenie pokryje koszt 500 euro, może nas wysłać z powrotem na ziemię. Złapałem za telefon, porozmawiałem z moim agentem, zapłacił, a ja zażyczyłem sobie żeby wylądować na Hawajach. No i mam wakacje!
- Ale co ze Szkotem i Polakiem???
- Jak ich ostatnio widziałem, Szkot targował się o cenę, a Polak wysyłał papiery do ZUS-u...


Do jutra!





czwartek, 13 lipca 2017

Takie tam, bo zaraz mnie nie będzie

Chciałabym opisać ze szczegółami tortury, jakie sama sobie wczoraj zadałam, ale nie zrobię tego bo nie wypada. W każdym razie, jak ktoś chce pogadać o woskowaniu to może do mnie napisać :-) Powiem tylko, że ten nowy wosk, który sobie zakupiłam, jest fantastyczny! No, to tyle o torturach.
A nie, jeszcze coś.
Zobaczcie co wczoraj znalazłam na korytarzu na pierwszym piętrze:


A w pokoju trochę piór. Ech, te koty. Współczuję im, bo już od dwóch tygodni żyją pod jednym dachem z bandą szczurów, do których nie mają dostępu. Chociaż często czekają pod drzwiami z nadzieją na pozwolenie wejścia. W końcu przedtem to była ich druga sypialnia. Wolę nie kusić losu. 
Dzisiaj ostatni raz serwowałam szczurze śniadanie:


Wieczorem córka wraca z wakacji, to się nimi w końcu zajmie. Kupiłam im nowe poidełko, nowy hamak i dwa worki karmy. Niech mają, prezent od babci :-)
A tymczasem Tiguś po raz pierwszy wlazł do wanny. Do tej pory wanna była używana wyłącznie przez Migusię, która czasami pobiera nauki makijażu i pielęgnacji ciała. Tym razem na lekcję stawił się Tiggy.



A tak poza tym to już pojutrze wyruszam na upragnione wakacje. Mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia przed, dzisiaj po pracy na przykład robię sobie paznokcie, znaczy pani mi będzie robiła bo na wakacjach chcę ładnie wyglądać, a samej mi się nie chce i nie mam czasu. A wieczorem odbieram córkę z lotniska. Jutro natomiast mamy w pracy imprezę firmową, w zoo. W końcu zobaczę pandy! Po imprezie pewnie wszyscy pójdą się schlać w barze, ale ja wracam do domu bom jeszcze nie spakowana. 
Omatkozcurkom, jak sie ciesze na to pakowanie!




środa, 12 lipca 2017

Jak omal nie musiałam spać na podłodze

Przeczytałam wpis Baluma o magikach. Nie, nie czarodziejach z różdżkami, co to cuda potrafią wyczarować, ale o takich co to chcą coś naprawić/usunąć/wymienić, umawiają się, my czekamy, a potem dowiadujemy się, że nas nie było w domu. Ileż takich sytuacji się wydarza dziennie i to chyba we wszystkich krajach świata! Głupota ludzka, nieświadomość, czy po protu lenistwo?

Miałam niedawno podobną akcję.
Pamiętacie, kupiliśmy niedawno nowy dom. Zanim się wprowadziliśmy, musieliśmy zakupić kilka rzeczy, w tym łóżko. Wypatrzyłam sobie w internecie, ale że nie chciałam kupować kota w worku, wynaleźliśmy sklepy, w których takie łóżka sprzedają, niestety tylko na zamówienie więc nie było co oglądać. Aż w końcu w jedym ze sklepów stało, nie do końca to samo, ale z tej samej serii więc wiedzieliśmy jakie drewno, jaki kolor i rozmiar. Decyzja podjęta. Gorzej poszło z materacem, ale równiez i ten wybraliśmy wspólnie, oczywiście i tak stanęło na moim.
Jako że mieliśmy całą przeprowadzkę poupinaną na ostatni guzik, dostawa musiała się odbyć w określonych dniach. Załatwiłam więc, że łóżko miało przyjść we wtorek a materac w środę. Panowie od łóżka przyjechali punktualnie, informując mnie o tym fakcie już od niedzieli, a w dzień dostawy dzwoniąc do mnie co pół godziny aż mnie powoli wqurw łapał, bo ilez można. Ale przynajmniej widać było troskę o klienta. I nawet wnieśli mi to wszystko na drugie piętro. Wieczorem skręciliśmy łóżko i wyobrażaliśmy sobie, jak to będzie nastęnego dnia, kiedy będziemy mogli na nim spać.
Nazajutrz rano dostałam wiadomość od kuriera materacowego, że dostawa odbędzie się w godzinach od dwunastej do szesnastej. Super więc, z samego rana przeprowadziłam koty z resztą dobytku, a od jedenastej już czekałam. Pootwierałam wszystkie drzwi w domu, żeby słyszeć pukanie do drzwi w razie gdybym udała się do na przykład łazienki, usiadłam sobie na schodach na piętrze i oddałam przyjemnościom grania na komórce, nasłuchując.
I nagle usłyszałam. Trzask klapki na listy. Jak może wiecie, każdy dom w UK ma specjalną klapkę, przez którą listonosz wrzuca listy, a roznosiciele reklam różne papiery. No więc usłyszałam klapkę. Wyjrzałam przez okno i ujrzałam... kuriera oddalającego się szybkim krokiem. Wybiegłam za nim galopem, mało nóg nie gubiąc na schodach, ale już nawet nie zdążyłam powąchać smrodu kurierowego vana. Wkurzona wróciłam do domu, zastając wrzuconą pzrez otór listowy karteczkę:
"Usiłowałem dostarczyć przesyłkę, ale nikogo nie było w domu. Spróbuję ponownie jutro".
Szlag mnie trafił. Specjalnie wolne wzięłam, czekałam, a ten drań nawet do drzwi nie zapukał, ba, nawet się nie pofatygował wyjąć pudła z samochodu, przecież widziałam jak odchodził! Wiele nie myśląc złapałam za telefon, dzwonię do firmy kurierskiej. UPS, żeby nie było, nie jakaś firma kogucik. Zadzwoniłam, odebrał pan, wysłuchał mojej skargi, przeprosił i obiecał że ktoś z lokalnego oddziału oddzwoni w ciągu godziny. Wkurzona do białości, ale nie mogąca nic więcej zrobić poza czekaniem, usiadłam sobie znowu na schodach wracając do niezwykle interesującego zajęcia, jakim jest klepanie w telefon.
Rzeczywiście, po jakichś czterdziestu minutach zadzwonił telefon. Odebrałam, pani z lokalnego biura UPS. Przeprosiła, mówiąc że kierowca nie mógł dostarczyć przesyłki bo nikogo nie było w domu, żeby jutro być to on postara się dostarczyć ponownie. I tu już mnie prawdziwy wqurw chwycił. Przeprosiłam panią z góry za niegrzeczność, tłumacząc ją niesłychanym wzburzeniem i niemal krzycząc wyjaśniłam, że byłam w domu, czekając cierpliwie, że widziałam kuriera przez okno, że nie pofatygował się nawet z wyjęciem paczki z vana, że wsadził sobie karteczkę w drzwi nawet nie pukając, i że ja nie mam kolejnego wolnego dnia na czekanie na kurierów, że zapłaciłam za specjalną dostawę i muszę ją mieć dzisiaj, bo to jest materac i nie mam zamiaru spać na podłodze. I że niech zrobią wszystko co mogą, ta przesyłka ma być dzisiaj u mnie. Panię trochę zatkało. Obiecała jednak, że skontaktuje się z kurierem i zobaczy co się da zrobić. Po piętnestu minutach oddzwoniła informując, że kurier wróci z paczką około godziny piętnastej. Podziękowałam serdecznie, dodając, że nakleiłam już na drzwiach kartkę z napisem "Jestem w domu, zapukaj i poczekaj aż otworzę, bo to jest duży dom i zejście po schodach zajmuje chwilkę". Pani zaśmiała się i życzyła miłego dnia.
O piętnastej przyjechał kurier z pudłem. Głupio się uśmiechnął tylko, a ja nie wspomniawszy o sytuacji ani słowem, podpisałam się i życzyłam mu miłego dnia.
Można? Można. Ale ile to czasu i nerwów człowiekowi zeżre to tylko on sam wie.

***
Wpiszcie sobie w google: "courier from hell" i zobaczcie co Wam wyskoczy na pierwszym miejscu :-)))