czwartek, 29 czerwca 2017

Za co kocham...

Mówi się, że kocha się nie za coś, a pomimo czegoś. Nie do końca się z tym zgadzam, choć trochę mądrości w tym chyba jest. I wydaje mi się, że więcej jest tego "czegoś" niż "pomimo" tak w ogólnym rozrachunku, więc chyba jednak kochamy za coś, mimo wszystko.  Dowód?


No ale tak na serio - weźmy taką miłość kobiety i faceta. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie zakocha sie w kimś, kto ma same "pomimy", nie wyobrażam sobie tego po prostu. Jak to, kocham cię pomimo tego, że jesteś stary, łysy, gruby i podstawówkę ledwo skończyłeś, jesteś wulgarny i palisz papierosy, a w dodatku groszem nie śmierdzisz i mieszkasz z mamusią? A jedyną twoją zaletą jest to że masz ptaszka w portkach? I wice wersa, żeby nie było. Nie, zawsze zaczyna się od tego "za coś", nawet jeśli są to tylko pieniądze. 
Inaczej rzecz ma się z dziećmi i zwierzętami. Je się kocha po prostu, bo są. Pomimo tego, że srają, brudzą, hałasują, gryzą i drapią, pomimo że kosztują nas majątek a wdzięczności to się doczekamy być może w trakcie mowie pogrzebowej. Kocha się je, bo są nasze, bo wymagają naszej opieki, bo czujemy za nie odpowiedzialność. Czasami mamy ich serdecznie dość, a jak ich nie ma to tęsknimy za nimi, cieszymy się z ich sukcesów i opłakujemy z nimi porażki. I nawet jak popełniają błąd za błędem, jak nie spełniają naszych oczekiwań, nawet jak wykrzykują nam, że nas wszystkich nienawidzą, nawet jak odwrócą się do nas plecami i odejdą w siną dal, my nigdy nie przestajemy ich kochać. W odróżnieniu od partnerów, bo w stosunkach damsko-męskich, jak tylko zaczyna się pojawiać za dużo "pomimów" (czyli rodzą się kolejne wątpliwości), to miłość niestety, umiera, a z reanimacją trupa to wiadomo jak jest.

A ja...

Za co kocham 

Kocham uśmiech, którym witasz mnie rano, 
Kocham ciepłe łóżko, które zostawiasz, 
żebym sobie jeszcze trochę pospała,
Kocham szum czajnika o poranku 
i zapach kawy parzonej specjalnie dla mnie
Kocham patrzeć, jak układasz w skupieniu
na świeżutkich bezach pokrojone truskawki 
Kocham, gdy bez oporów wręczasz mi śrubokręt 
i gdy pochwalisz za skręconą szafkę
Kocham, jak do mnie mówisz rzeczy,
które chciałaby usłyszeć każda kobieta, 
I kocham wtedy, kiedy jest mi źle i boli serce,
a Ty nie mówisz, że sobie wymyślam,
że mam się nie martwić lub że będzie dobrze, 
tylko bierzesz w ramiona i razem ze mną płaczesz.


Pozdrawiam serdecznie :-)




wtorek, 27 czerwca 2017

Kwestia zaufania

Wikipedia podaje:
"Zaufanie wobec jakiegoś obiektu jest to wiedza lub wiara, że jego działania, przyszły stan lub własności okażą się zgodne z naszym życzeniem. Jeśli takiej pewności nie mamy, to zaufaniu towarzyszy także nadzieja. Obiekt zaufania może być dowolny, np. człowiek, zwierzę, przedmiot, substancja, instytucja, społeczeństwo, bóstwo. W przypadku relacji międzyludzkich zaufanie dotyczy najczęściej uczciwości drugiej strony wobec nas, co niekoniecznie oznacza uczciwość wobec innych, np. w grupie przestępczej. Zaufanie może, ale nie musi być odwzajemnione; jest jedną z podstawowych więzi międzyludzkich, zarówno w rodzinie jak i grupach społecznych, i bywa szczególnie cenne w sytuacjach kryzysowych. Wzbudzanie zaufania jest też częstą metodą działania przestępców, zwłaszcza oszustów. Emocja zaufania jest doznawana także przez bardziej inteligentne zwierzęta".

Najwięcej mówi się o zaufaniu w partnerstwie, w związkach. Ale dotyczy ono przecież każdej dziedziny życia - pracy, szkoły,zdrowia, zakupów, poruszania się po ulicy, wychowywania dzieci. Zaufanie jest drogą do kreowania bezpiecznej wizji wspólnego świata, obdarowuje się nim osobę, której się wierzy. Jest to pojęcie analizowane w ramach wielu dyscyplin takich jak psychologia czy socjologia. Zaufanie jest podstawą więzi międzyludzkich. 
Zaufanie to jeden z filarów szczęśliwego związku. Niestety, bardzo łatwo je utracić, przyczyny moga być zupełnie błahe, wystarczy że jedna ze stron poczuje się zawiedziona. Czyli, jeżeli to czego oczekiwaliśmy, okazuje się niezgodne z naszym wyobrażeniem. Oczywiście, największym wytoczonym przeciwko nam działem jest zdrada partnera, należy tu jednak pamiętać, że zdrada niejedno ma imię.  Zdrada to bardzo indywidualne poczucie krzywdy i choć uważa się powszechnie, że dotyczy stosunków seksualnych lub przekierowania uczuć czy starań na inną osobę, to niejednokrotnie jest to akt zupełnie z uczuciami i seksem nie związany. Mam tu na myśli wyjawienie sekretnych informacji, oszustwo finansowe, wycofanie się partnera z relacji, słowem wszystko to, co całkowicie burzy poczucie bezpieczeństwa i zaufania.  Jego brak u jednego z partnerów skutkować może w silnym poczuciu osaczenia i zniechęcenia u drugiej strony. 
Na utracone zaufanie w związku, można zareagować na dwa sposoby: uczynić z niego więzienie, a siebie zamienić w strażnika, lub uznać, że już czas spojrzeć prawdzie w oczy i zastanowić się, co i dlaczego źle się układa, a potem próbować to naprawić. Pierwszy sposób - sprawdzanie, kontrolowanie, ograniczanie - wcale nie gwarantuje skuteczności, ponieważ możliwość efektywnej kontroli drugiego człowieka nie jest możliwe. Do "trzymania na krótkiej smyczy" uciekają się osoby, które chcą na siłę chronić trwałość związku, tymczasem rezultaty bywają na ogół odwrotne od zamierzonych. Atmosfera podejrzliwości, nieufności i ograniczeń osłabia więzi między partnerami i prowadzi do wygaśnięcia relacji. Strona nadmiernie kontrolująca nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego, że zmusza tę drugą stronę do kłamstw. Poddany nadmiernej presji i ciągle sprawdzany partner, jeżeli chce np. iść na niewinnego drinka z kolegą, posunie się do oszustwa, by móc cieszyć się odrobiną swobody.

Trudne to są sprawy, ale do rozwiązania w dorosłym życiu. Według mnie (i podkreślam, że jest to moja osobista opinia) najczyściej jest się po prostu rozstać i zacząć życie od nowa, bo utraconego zaufania odbudować się nie da. Są ludzie, którzy próbują reanimować związek, lub stawiając wszystko na jedną kartę rozwodzą się, aby się zejść na nowo i chwała im za to. Oczywiście do tanga trzeba dwojga i muszą się o to starać tak samo dwie osoby. Każdy próbuje życia na własny sposób, jednym wychodzi, innym nie. Summa summarum uważam że nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, nawet jeśli woda w tej rzece nie jest już taka sama, bo przeciez ciągle płynie. 

No dobrze. W związkach, mimo że nie wszystko jest czarno-białe, istnieje możliwość wyboru. Z mężem można się rozwieść, z partnerem rozstać, z przyjacielem zerwać kontakty. 
A co z zaufaniem w relacji rodzic - dziecko? Żeby nie było wątpliwości, mówię tu o dziecku dorosłym, dwudziesto-kilku letnim i starszym, nie o żadnym nastolatku, który tylko fiu-bździu ma w głowie i wszystkich nienawidzi. O dziecku, które zawiodło rodziców (czytaj: oszukało, okradło, znieważyło i tak dalej) już wiele razy, a wciąż do nich powraca jak ten syn marnotrawny, zwłaszcza, a czasem tylko wtedy, gdy potrzebuje pomocy. O dziecku, któremu rodzice nie ufają kompletnie, bo zaufać po tylu porażkach już po prostu nie mogą, ale wciąż mają nadzieję, że może jednak tym razem zrobi to co powie, że się postara, że obietnicy jednak dotrzyma? Czy i ile razy można (lub należy) dać takiemu dziecku jeszcze jedna szansę, kolejny kredyt zaufania?  Co zrobić, gdy rozum mówi co innego, a serce podpowiada co innego? I rozterka, że przecież jak się postąpi zgodnie z rozumem, to będzie się miało wyrzuty sumienia na zawsze, a jak się postąpi zgodnie z sercem to ono w końcu kiedyś nie wytrzyma? 




piątek, 23 czerwca 2017

Humor piątkowy



U mnie dziś spotkanie na szczycie, czyli zlot teściowych. Znaczy mam poznać rodziców dziewczyny syna. W dodatku przyjeżdżają także rodzice Chłopa, czyli moi potencjalni teściowie. Wszystko w moim nowym domu. Oj, oj...

Słyszałam, jak wczoraj Chłop tłumaczył rodzicom, kogo zastaną w domu.
- No to, tato, jutro będziesz miał przyjemność poznać rodziców X.
- A kto to jest X?
- X to jest dziewczyna Z, czyli syna Iwony. I oni właśnie przyjeżdżają, żeby ją zabrać do domu na wakacje, bo studia się skończyły.
- Aha, z daleka przyjeżdżają?
- Oni są z południa - Chłop wysila swe zdolności językowe - to na pewno będą mieli południowy akcent i będzie : Arrrr, ahoy matey, arrrr...
No rzeczywiście... akcent wybitnie południowy, nie ma co :-))

I w zwiąku z tym dzisiaj taka tematyka. Zapraszam :-).


*****
Rozmawiają dwaj koledzy:
- Zenek, ja mojej teściowej powiedziałem żeby się odwaliła.
- A ona co na to?
- Nic
- Jak to nic?
- Nie było jej.


*****
Siedzą sobie zięć i teściowa w pokoju.
- Jakie to życie krótkie - teściowa zamyśliła sie na głos - ledwo się człowiek urodził, a tu już umierać pora...
- Pora, pora - przytakuje ze zrozumieniem zięć.


*****
Wnuczek pyta babcię:
- Babciu, a czym ty do nas przyjechałaś?
- Pociągiem, a dlaczego pytasz?
- Bo tata mówi, że cię diabli przynieśli.


*****
W celi siedzi dwóch skazanych.
- Za co siedzisz? - pyta jeden.
- Za morderstwo. A ty?
- A ja za kurę.
- Za kurę?
- Tak, łaziła po ogrodzie i wygrzebała teściową.


*****
Synowa dzwoni do teściowej i pyta:
- Mamusiu, a jak się dziecko zesra to przebiera ojciec czy matka?
- Oczywiście, że matka - odpowiada teściowa.
- To niech się mamusia zbiera i przychodzi jak najszybciej, bo synuś tak się nawalił, że do kibla nie trafił!


*****
- Halo, Marysia? Jak tam mój syneczek? - dzwoni teściowa do synowej.
- Jak, jak...! Chleje jak świnia, na baby łazi, nawet się już do bicia zabiera!
- Uffff... Chwała bogu. Najważniejsze, żeby nie chorował.


*****
Trzech świeżo upieczonych studentów się ożeniło. Spotykają się po kilku miesiącach w barze i zastanawiają, jak tu się pozbyć teściowej. 
Absolwent Politechniki:
- Kupię jej samochód, pogrzebię przy nim trochę, poprzestawiam i stara purchawa rozbije się na drzewie.
Absolwent medycyny:
- Skombinuje arszenik i wsypię jej do żarcia. Padnie w trzydzieści sekund.
Absolwent Akademii Rolniczej:
- A ja kupię dwie paczki Ibupromu, wsadzę sobie do gęby, przeżuję, ulepię z nich jedną dużą pigułe, wysuszę w mikrofalówce i położę na stole.
- No i co, i co? - pytają pozostali.
- Jak to co? Ona wejdzie do pokoju, zobaczy kulę i powie: "Ojej, jaka wielka tabletka Ibupromu!", a ja wtedy wyskoczę z szafy i ją siekierą przez plecy!


*****
Przez pierwsze trzy dni małżeństwa byłem przekonany, że mam najlepszą teściową na świecie. Bo to i mecz razem obejrzeliśmy, o samochodach pogadaliśmy, nawet na ryby wybrała się ze mną. No i tam wreszcie wytrzeźwiałem po weselu, patrzę, a to nie teściowa tylko teść.



Pozdrowienia najserdeczniejsze!