Z zeszły czwartek miałam bardzo napięty plan na wieczór, więc spieszyło mi się po pracy. Tuż przed domem dostałam smsa od syna. "Jak będziesz w domu zajrzyj do salonu, był maleńki przeciek, nic wielkiego. Wszystko pod kontrolą". Wyobrażacie sobie moje nerwy? Wpadam więc do domu, to znaczy miałam zamiar wpaść, tylko gdzieś mi się klucz zapodział. Szukam, szukam, nie ma. Gdzie do cholery on jest? Spokojnie, myślę, wsiadam do samochodu, oddycham głęboko, racjonalne myśli powoli napływają do głowy. Przecież klucz zostawiłam w drugiej kurtce, a kurtka na wieszaku u Chłopa. No to jadę, na szczęście klucz do Chłopa jest. Znajduję swoje klucze tam gdzie podejrzewałam, wracam. Wpadam do domu, zamiast od razu do kocich misek, lecę do salonu. Cholera jasna, plama na suficie. Szybko po miarkę, wymierzam odległość, metr siedemdziesiąt od ściany. Uffff, to nie rury od ogrzewania na sczęście tylko prysznic. Dobra, pora działać. Nakładam więc jedzenie kotom i pędzę na górę do łazienki. Wody żadnej nie ma, pozornie wszystko w porządku. Ale muszę zobaczyć co się stało, więc rozbieram łazienkę na atomy, bo kabina prysznicowa jest parowa, a więc zamknięta jednostka, wolnostojąca, podłączona do instalacji giętkimi rurami. A żeby się do dostać do rur, trzeba kabinę odsunąć. Żeby odsunąć kabinę, najpierw trzeba zdemontować szafkę w rogu łazienki. Po zdemontowaniu wszystkiego zaglądam pod wannę kabiny, świecąc sobie ajfonem, bo oczywiście żadnej latarki pod ręką, a tam sodomia i gomoria. rura odpływowa normalnie zeżarta, dwie wielkie dziury. Postanawiam działać szybko, bo godzina siódma trzydzieści, a najbliższy sklep z rurami czynny do ósmej. Wyciągam tę przegniłą harmonijkową rurę, pakuję do reklamówki, jadę do sklepu. Niestety, w sklepie nie ma takich rur. Z pomocą pani sprzedawczyni kupuję coś, co ma mi pomóc skonstruować rurę zastępczą. Wracam do domu. Montuję instalację z dwóch krótszych rur, cholera jasna, cieknie. W tym czasie wraca Chłop. Rozmontowujemy całą instalację ponownie i sprawdzamy przyczynę, tym razem cieknie z odpływu. Rozmontowujemy odpływ, przy okazji uczę się działania dziury w odpływie wanny. Na nasze nieszczęście instalacja nie jest typowa, więc nie wszystko jest jak w normalnej wannie. No ale udaje nam się dociec że przyczyną wycieku wody przez odpływ jest zeżarte dosłownie uszczelka. Na ustaleniu jak ponownie zamontować wszystko z powrotem schodzi nam do dwunastej. Wracamy do Chłopa.
Rano Chłop jedzie do sklepu po uszczelkę. po powrocie do domu zastaję uszczelki z opisem jak i gdzie założyć. Och, jak ten Chłop mnie zna, wiedział że nie będę czekać z naprawą. No to naprawiam. Z pomocą syna (który był wykorzystany do użycia siły, trzymając podniesioną kabinę) udaje się zamontować odpływ ju zza drugim razem. Nie cieknie. Ufff...
No ale nie cieknie z odpływu, bo tym razem niestety, cieknie z połączenia rury, które nie ciekło wczoraj. Nie mając pomysłu na naprawę, zamawiam na stronie producenta inną rurę, niby oryginalną.
Rura przyszła dzisiaj. Wygląda jak używana. Ale pieprzę to, aby tylko działała. Dzisiaj po pracy jadę tam zamontować rurę. Nawet nie chcę myśleć co będzie, jak nie zadziała...
Pamiętam, jak sprzedawałam swój poprzedni samochód. Gdy jechałam odprowadzić go do salonu, nagle, ni z tego ni z owego, na moich oczach, kiedy czekałam na zielone światło na skrzyżowaniu, zepsuł się wyświetlacz lcd. Wyglądało to jakby się coś na niego wylało w środku. Pomyślałam sobie wtedy, że samochód po mnie płacze. Czyżby teraz płakał po mnie dom??
poniedziałek, 20 marca 2017
piątek, 17 marca 2017
Dzisiaj Dzień Świętego Patryka. Irlandczycy mają dzień wolny od pracy, siedzą w pubach i piją Guinessa. My niestety musimy pracować, ale i tak się pośmiejemy. Zapraszam :-)
*****
Irlandka krzyczy do męża:
- Codziennie wracasz pijany! A co ze mną i z dziećmi?!
- Ależ kochanie, miejże rozum, przecież nie możemy pić wszyscy!
*****
Anglik, Szkot i Irlandczyk poszli razem do pubu. Niestety, fruwało tam pełno much i każdy po chwili miał po jednej utopionej w swojej pincie guinnessa.
Anglik odsunął kufel ze wstrętem i zamówił nowe piwo.
Szkot wyłowił muchę i jak gdyby nigdy nic spokojnie pił dalej.
Irlandczyk wyłowił muchę i, trzymając ją nad kuflem, zaczął wrzeszczeć:
- Wypluj to! Wypluj!!!
*****
Irlandczyk wędruje przez pustynię, nagle patrzy, a z piasku wystaje lampa. Pociera... BUM! przed nim pojawia się Dżinn:
- Za to że mnie uwolniłeś, spełnię Twoje 3 życzenia!
- Hmm, daj mi butelkę, w której nigdy nie zabraknie Guinessa!
BUFF! I przed Irlandczykiem pojawia się butelka piwa. Wypija i ze zdumieniem patrzy jak ta natychmiast się napełnia.
- Mój boże, to niesamowite! Daj mi zaraz jeszcze takie dwie!
*****
Irlandka postanowiła śledzić męża, który chadzał często do burdelu. Dopada go tam i urządza scenę:
- Czego tu przychodzisz, łazęgo jedna?! - bierze łyka guinnessa z jego kufla - I jeszcze pijesz to paskudztwo?!
- Widzisz, durna babo?! - krzyczy mąż. - A ty myślisz, że ja tu dla rozrywki przychodzę!
*****
Paddy i Mike byli najlepszymi przyjaciółmi i kumplami do wypitki. Przy ktorymś posiedzeniu w pubie, po pary drinkach, Mike powiedział do Paddy’ego:
- Paddy! Jestes moim najlepszym kumplem! Czy mógłbyś coś zrobić dla mnie, jeśli umrę pierwszy?
- Jasne!
- Kup butelkę najlepszej whiskey jaką znajdziesz i wylej ją na mój grób.
- Nie ma sprawy, przyjacielu. Czy pozwolisz, że przedtem przepuszczę ją przez mój pęcherz?
*****
Gallagher podczas przeglądu porannej prasy ze zdumieniem zauważył swój nekrolog. Zadzwonił do swojego najlepszego przyjaciela, Finney’a i mówi:
- Ty, stary, widziałeś? W gazecie piszą, że umarłem!
- Tak, widziałem! - odparł Finney. - Skąd dzwonisz?
*****
Irlandka krzyczy do męża:
- Codziennie wracasz pijany! A co ze mną i z dziećmi?!
- Ależ kochanie, miejże rozum, przecież nie możemy pić wszyscy!
*****
Anglik, Szkot i Irlandczyk poszli razem do pubu. Niestety, fruwało tam pełno much i każdy po chwili miał po jednej utopionej w swojej pincie guinnessa.
Anglik odsunął kufel ze wstrętem i zamówił nowe piwo.
Szkot wyłowił muchę i jak gdyby nigdy nic spokojnie pił dalej.
Irlandczyk wyłowił muchę i, trzymając ją nad kuflem, zaczął wrzeszczeć:
- Wypluj to! Wypluj!!!
*****
Irlandczyk wędruje przez pustynię, nagle patrzy, a z piasku wystaje lampa. Pociera... BUM! przed nim pojawia się Dżinn:
- Za to że mnie uwolniłeś, spełnię Twoje 3 życzenia!
- Hmm, daj mi butelkę, w której nigdy nie zabraknie Guinessa!
BUFF! I przed Irlandczykiem pojawia się butelka piwa. Wypija i ze zdumieniem patrzy jak ta natychmiast się napełnia.
- Mój boże, to niesamowite! Daj mi zaraz jeszcze takie dwie!
*****
Irlandka postanowiła śledzić męża, który chadzał często do burdelu. Dopada go tam i urządza scenę:
- Czego tu przychodzisz, łazęgo jedna?! - bierze łyka guinnessa z jego kufla - I jeszcze pijesz to paskudztwo?!
- Widzisz, durna babo?! - krzyczy mąż. - A ty myślisz, że ja tu dla rozrywki przychodzę!
*****
Paddy i Mike byli najlepszymi przyjaciółmi i kumplami do wypitki. Przy ktorymś posiedzeniu w pubie, po pary drinkach, Mike powiedział do Paddy’ego:
- Paddy! Jestes moim najlepszym kumplem! Czy mógłbyś coś zrobić dla mnie, jeśli umrę pierwszy?
- Jasne!
- Kup butelkę najlepszej whiskey jaką znajdziesz i wylej ją na mój grób.
- Nie ma sprawy, przyjacielu. Czy pozwolisz, że przedtem przepuszczę ją przez mój pęcherz?
*****
Gallagher podczas przeglądu porannej prasy ze zdumieniem zauważył swój nekrolog. Zadzwonił do swojego najlepszego przyjaciela, Finney’a i mówi:
- Ty, stary, widziałeś? W gazecie piszą, że umarłem!
- Tak, widziałem! - odparł Finney. - Skąd dzwonisz?
*****
Dwóch mężczyzn siedzi naprzeciwko siebie w barze. Po jakimś czasie, jeden patrzy na drugiego i mówi:
- Tak ciebie słucham i jestem pewien że pochodzisz z Irlandii.
- Ależ tak! - odpowiada dumnie mężczyzna.
- Popatrz, ja też! A skąd dokładnie, jeśli mogę zapytać?
- Jestem z Dublina - odpowiada tamten.
- No jak matkę kocham, i ja też! A na jakiej ulicy mieszkałeś? - pyta pierwszy mężczyzna.
- To była mała, spokojna ulica, McCleary Street w starej centralnej części Dublina.
- Popatrz jaki ten świat mały - mówi pierwszy - ja tez mieszkałem na tej ulicy. A do któej szkoły chodziłeś?
- Oczywiście że do St. Mary's - odpowida drugi.
Pierwszy mężczyna robi się bardzo podekscytowany.
- Wiesz, że ja też chodziłem do tej samej szkoły? A w którym roku skończyłeś?
- 1964.
- Popatrz, co za zbieg okoliczności! - wykrzykuje pierwszy - Nie mogę uwierzyć że los nas skierował nas dzisiaj do tego samego baru! Czy możesz uwierzyć, że ja też skończyłem St Mary's w 1964?
W tym samym czasie kolejny mężczyzna wchodzi do baru, siada i zamawia piwo. Barman podchodzi kiwając głową i szepcze:
- To będzie długi i męczący wieczór...
- Dlaczego tak mówisz? - pyta nowy gość.
- Bliźniacy Murphy'ego znowu się upili"
*****
Irlandzki ksiądz jedzie samochodem do Nowego Jorku i zostaje zatrzymany w Connecticut za przekroczenie prędkości. Policjant czuje od niego alkoholi zauważa pustą butelkę po winie na podłodze samochodu.
*****
Irlandzki ksiądz jedzie samochodem do Nowego Jorku i zostaje zatrzymany w Connecticut za przekroczenie prędkości. Policjant czuje od niego alkoholi zauważa pustą butelkę po winie na podłodze samochodu.
- Czy ksiądz pił? - pyta policjant.
- Tak, ale tylko wodę - mówi ksiądz.
- To dlaczego czuję zapach wina? - pyta policjant.
Ksiądz patrzy ze zdziwieniem na butelkę i mówi:
- Dobry Boże! On znowu to zrobił!...
Wesołego piątku!
wtorek, 14 marca 2017
Chwalimy się
Kto mnie zna na Fejsbuku ten już wie, a kto nie, ten się teraz dowie, bo będę się chwalić.
W niedzielę miałam turniej badmintona, taki coroczny turniej regionalny na zakończenie sezonu. Grałam wszystko, gra pojedyncza, podwójna i mieszana czyli mikst (po naszemu mixed). Tak że do dzisiaj jestem wykończona, a jeszcze wczoraj wieczorem miałam mecz ligowy.
W pojedynczej grze przegrałam w finale, jak widać jestem do kitu; ale nie gram normalnie singla, więc ciężko jest się przestawić. Może za rok się podszkolę.
W mikście grałam z Chłopem, więc wiadomo było że nic nie wygramy, bo ja normalnie z Chłopem nie gram, moim partnerem na boisku jest zupełnie inny facet i rozumiemy się doskonale bo robimy to od lat. Nie wyszliśmy z grupy więc, chociaż źle nie graliśmy. Cóż, trzeba się będzie podszkolić.
W grze deblowej natomiast broniłam tytułu z dwóch ubiegłych lat. Gill, moja partnerka, niestety ma przerwę z powodu kontuzji, więc musiałam grać z Marion, z którą gram mecze ligowe na czas nieobecności Gill. Było ciężko, trzy zespoły zakończyły zmagania grupowe z taką samą ilością zwycięstw, więc liczyła się ilość punktów. Na nasze szczęście miałyśmy ich w dorobku więcej niż trzecia drużyna, więc udało nam się dojść do finału. Przed finałem Chłop mnie zmotywował: "Wiesz co, mógłbym już jechać do domu, ale muszę czekać na Ciebie, a jak już tyle na Ciebie muszę czekać to lepiej zdobądź ten cholerny puchar!" No to poszłam i zdobyłam.
Byłam naprawdę szczęśliwa, bo nacharowałam się jak wół w tym meczu. Szczerze mówiąc, gdyby nie ja... Na zakończenie Chłop powiedział, że to było super emocjonujące przeżycie patrzeć jak gram i mało mu serce nie wyskoczyło w chwilach grozy. Zresztą, miło było słyszeć doping nielicznej publiczności w osobach moich przyjaciół. Tak więc, drodzy moi, macie przed sobą nieprofesjonalną mistrzynię regionu East Lothian w deblu pań. Potrójną :-)
Chłop próbował robić pamiątkowe zdjęcia moim ajfonem. Który ma funkcję "Live", o której to Chłop nie wiedział, więc zamiast zdjęć wyszły króciutkie animacje (z głosem), bo kazałam robić zdjęcia aż do autoryzacji. A ja z tych animacji zrobiłam filmik i teraz oto się chwalę jak wyglądała nasza sesja zdjęciowa:
W niedzielę miałam turniej badmintona, taki coroczny turniej regionalny na zakończenie sezonu. Grałam wszystko, gra pojedyncza, podwójna i mieszana czyli mikst (po naszemu mixed). Tak że do dzisiaj jestem wykończona, a jeszcze wczoraj wieczorem miałam mecz ligowy.
W pojedynczej grze przegrałam w finale, jak widać jestem do kitu; ale nie gram normalnie singla, więc ciężko jest się przestawić. Może za rok się podszkolę.
W mikście grałam z Chłopem, więc wiadomo było że nic nie wygramy, bo ja normalnie z Chłopem nie gram, moim partnerem na boisku jest zupełnie inny facet i rozumiemy się doskonale bo robimy to od lat. Nie wyszliśmy z grupy więc, chociaż źle nie graliśmy. Cóż, trzeba się będzie podszkolić.
W grze deblowej natomiast broniłam tytułu z dwóch ubiegłych lat. Gill, moja partnerka, niestety ma przerwę z powodu kontuzji, więc musiałam grać z Marion, z którą gram mecze ligowe na czas nieobecności Gill. Było ciężko, trzy zespoły zakończyły zmagania grupowe z taką samą ilością zwycięstw, więc liczyła się ilość punktów. Na nasze szczęście miałyśmy ich w dorobku więcej niż trzecia drużyna, więc udało nam się dojść do finału. Przed finałem Chłop mnie zmotywował: "Wiesz co, mógłbym już jechać do domu, ale muszę czekać na Ciebie, a jak już tyle na Ciebie muszę czekać to lepiej zdobądź ten cholerny puchar!" No to poszłam i zdobyłam.
Byłam naprawdę szczęśliwa, bo nacharowałam się jak wół w tym meczu. Szczerze mówiąc, gdyby nie ja... Na zakończenie Chłop powiedział, że to było super emocjonujące przeżycie patrzeć jak gram i mało mu serce nie wyskoczyło w chwilach grozy. Zresztą, miło było słyszeć doping nielicznej publiczności w osobach moich przyjaciół. Tak więc, drodzy moi, macie przed sobą nieprofesjonalną mistrzynię regionu East Lothian w deblu pań. Potrójną :-)
Chłop próbował robić pamiątkowe zdjęcia moim ajfonem. Który ma funkcję "Live", o której to Chłop nie wiedział, więc zamiast zdjęć wyszły króciutkie animacje (z głosem), bo kazałam robić zdjęcia aż do autoryzacji. A ja z tych animacji zrobiłam filmik i teraz oto się chwalę jak wyglądała nasza sesja zdjęciowa:
A na Fejzbuka poszło zautoryzowane zdjęcie:
A oto dowód. W przyszłym roku będzie tam wygrawerowane moje nazwisko po raz trzeci. No chyba że zmienię ;-)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)

