wtorek, 14 marca 2017

Chwalimy się

Kto mnie zna na Fejsbuku ten już wie, a kto nie, ten się teraz dowie, bo będę się chwalić.
W niedzielę miałam turniej badmintona, taki coroczny turniej regionalny na zakończenie sezonu. Grałam wszystko, gra pojedyncza, podwójna i mieszana czyli mikst (po naszemu mixed). Tak że do dzisiaj jestem wykończona, a jeszcze wczoraj wieczorem miałam mecz ligowy.
W pojedynczej grze przegrałam w finale, jak widać jestem do kitu; ale nie gram normalnie singla, więc ciężko jest się przestawić. Może za rok się podszkolę.
W mikście grałam z Chłopem, więc wiadomo było że nic nie wygramy, bo ja normalnie z Chłopem nie gram, moim partnerem na boisku jest zupełnie inny facet i rozumiemy się doskonale bo robimy to od lat. Nie wyszliśmy z grupy więc, chociaż źle nie graliśmy. Cóż, trzeba się będzie podszkolić.
W grze deblowej natomiast broniłam tytułu z dwóch ubiegłych lat. Gill, moja partnerka, niestety ma przerwę z powodu kontuzji, więc musiałam grać z Marion, z którą gram mecze ligowe na czas nieobecności Gill. Było ciężko, trzy zespoły zakończyły zmagania grupowe z taką samą ilością zwycięstw, więc liczyła się ilość punktów. Na nasze szczęście miałyśmy ich w dorobku więcej niż trzecia drużyna, więc udało nam się dojść do finału. Przed finałem Chłop mnie zmotywował: "Wiesz co, mógłbym już jechać do domu, ale muszę czekać na Ciebie, a jak już tyle na Ciebie muszę czekać to lepiej zdobądź ten cholerny puchar!" No to poszłam i zdobyłam.
Byłam naprawdę szczęśliwa, bo nacharowałam się jak wół w tym meczu. Szczerze mówiąc, gdyby nie ja... Na zakończenie Chłop powiedział, że to było super emocjonujące przeżycie patrzeć jak gram i mało mu serce nie wyskoczyło w chwilach grozy. Zresztą, miło było słyszeć doping nielicznej publiczności w osobach moich przyjaciół. Tak więc, drodzy moi, macie przed sobą nieprofesjonalną mistrzynię regionu East Lothian w deblu pań. Potrójną :-)

Chłop próbował robić pamiątkowe zdjęcia moim ajfonem. Który ma funkcję "Live", o której to Chłop nie wiedział, więc zamiast zdjęć wyszły króciutkie animacje (z głosem), bo kazałam robić zdjęcia aż do autoryzacji. A ja z tych animacji zrobiłam filmik i teraz oto się chwalę jak wyglądała nasza sesja zdjęciowa:


A na Fejzbuka poszło zautoryzowane zdjęcie:


A oto dowód. W przyszłym roku będzie tam wygrawerowane moje nazwisko po raz trzeci. No chyba że zmienię ;-)



poniedziałek, 13 marca 2017

Żaby kumkają, musi wiosna idzie!

Na zakończenie stosunkowo nudnej i przygnębiającej soboty zarządziłam wymarsz, bo mnie już cholera brała od tego nic-nie-robienia.  No bo tak, rano się wstało, trzeba było iść na małe zakupy, a w samo południe mieliśmy umówioną rozmowę telefoniczną z bankiem, która wkurzyła mnie aż do białości, bo do czerwoności to się wkurzył Chłop. Nie będę Wam tu opowiadać zawiłości technicznych, ale chodziło o kredyt na dom, który mieliśmy w zasadzie przyznany a aplikacja miała być tylko formalnością. No, niestety nie dla pana po drugiej stronie słuchawki, który usiłował nam wmówić bzdury, powołując się na szczegóły biurokracyjne. Które nijak nam nie pasowały do rzeczywistości. Gdy w końcu, obalając kolejny argument pana, wysyczałam powiedziałam "Ale my mieszkamy w Szkocji...", pan oznajmił że niestety na Szkocji to on się nie zna, a poza tym ma limit (jaki k*r*a limit???), i w ogóle to on od poniedziałku na urlop idzie. I wtedy właśnie się zagotowałam do białości. Chłop potem powiedział, że poniosło mnie trochę. No poniosło, ale do cholery jasnej nie jesteśmy biedakami żeby żebrać o jałmużnę, tylko porządnymi klientami z doskonałą historią kredytową i w ogóle to moglibyśmy sobie ten cholerny dom kupić za gotówkę, tylko z kredytem się bardziej opłaca. Niedowiarkom powiem tylko, że tutaj kredyt na zakup domu można dostać na 1,5 procenta, a depozyt w banku można mieć oprocentowany na 2 do pięciu procent. Wystarczy przeliczyć różnicę. No, to wracając do banku. Jesteśmy porządnymi klientami i wybraliśmy ten właśnie bank, bo mamy w nim konto i uważamy że byłoby po prostu łatwiej, ale jest tyle korzystnych ofert na rynku, że my naprawde nie musimy z nimi współpracować. I że to oni powinni zabiegać o klienta, bo dzięki nam bank ma zyski a ten pan pracę. A my potrzebujemy decyzję do wtorku. Coś w ten deseń powiedziałam temu panu przez telefon, no to on na to że on nie może w tej chwili żadnej decyzji podjąć, ale już pisze email do swojej pani manager z opisem sytuacji i że sprawa jest na już. Kopię emaila rzeczywiście otrzymałam, a dzisiaj z samego rana rzeczona pani manager osobiście zadzwoniła i przeprosiła za zaistniałe nieporozumienie, że sprawa jest jak najbardziej do załatwienia i że ona mi już znalazła kogoś, kto się zna na szkockich realiach (bo prawo jest inne niż w Anglii) i umówiła mi spotkanie telefoniczne najszybciej, jak to tylko dla nas możliwe, czyli w czwartek rano. No, to mały sukces.
Wróćmy jednak do tej nudnej, mało ciekawej, pochmurnej, ciągnącej się jak flaki z olejem soboty. Po tej rozgrzewającej nerwy rozmowie telefonicznej walnęliśmy sobie po drineczku, po czym każdy polazł w swoją stronę, czyli Chłop na komputer, a ja na drugi, bo skoki trza było oglądać. A na kolację wsunęliśmy po wagyu burgerze z kolesławem, po czym nie wytrzymałam i zarządziłam spacer. Co z tego że późno, mamy latarki. I poszliśmy. I był to pierwszy normalny spacer w tym roku, nie licząc noworocznego wypadu. Szkoda że nie włączyłam, endomondo, ale i tak było fajnie. Pochodziliśmy trochę po osiedlu, a potem nogi nas poniosły w stronę nowego domu. Ciemno w oknach, nikogo nie było, samochodów na podjeździe też nie było, pewnie wyjechali. Pooglądaliśmy sobie z każdej strony, podeszliśmy nad sadzawkę, która jest dosłownie tuż za oknem. Fajnie tak, z jednej strony staw, a za płotem pola. Cicho, spokojnie, dom jest dosłownie na końcu miejscowości. Udaliśmy się w stronę ścieżki wzdłuż tego właśnie pola, żeby kontynuować spacer i zobaczyliśmy to:



Dla tych, co nie widzą, to są żaby. Pełno żab. Zdjęcia są do kitu, bo ciemno było, ale bylo ich tam mnóstwo, tych żab. Nie jedna na drugiej, bo w rozproszeniu,  skakały, kumkały, wyglądały jakby czegoś wypatrywały, seksów się żadnych nie dopatrzyliśmy ale wyglądało to na gody. W końcu to marzec! I tak sobie szliśmy tą ścieżką wzdłuż pola, uważając żeby nie nastąpić na żaby. Nigdy nie widzieliśy tylu żab. Chłop powiedział że było ich ze sześćset, nie wiem, może policzył :-)
I tak to zleciało. Najważniejsze że wiosna, prawda?

piątek, 10 marca 2017

Humor na piątek

Uprzedzam z góry, że wcale mi nie jest do śmiechu. Jest mi wstyd za to, co ostatnio dzieje się w Polsce. Jestem zażenowana i oburzona. Chociaż nie powinnam, bo mnie już tam nie ma. To nie chodzi o mój patriotyzm lub jego brak, nie chodzi o Europę czy upodobania polityczne. Chodzi o normalną, ludzką uczciwość, o światopogląd, który nijak nie przystaje do tego, co ostatnio słyszę w telewizji (tak, tak, Korwin Mikke był także w brytyjskiej telewizji) czy czytam w internecie. Jest mi wstyd, że istnieją ludzie, którzy mają takie poglądy. I jest mi wstyd, że Polska była jedynym krajem, który nie poparł polskiego kandydata na przewodniczącego Rady Europy. Wstyd.
No to pozwólcie, że sobie ulżę :-)


*****
W zatłoczonym autobusie stoi lekko zawiany jegomość, który co pewien czas mówi głośno "O k..wa!". Pasażerowie zwracają mu uwagę, ale on nie reaguje, tylko powtarza swoje. W końcu kierowca zatrzymuje autobus, podchodzi do faceta i grozi, że jesli nie przestanie, to zawiezie go na policję. Na to facet nachyla się, mówi kierowcy kilka słów na ucho. Kierowca pobladł gwałtownie i mówi:
- O k..wa! Ja bardzo państwa przepraszam, ale żona tego pana urodziła wczoraj bliźniaki i dała im na imię Lech i Jarosław.
- O k..wa! - zgodnie chórem odpowiedzieli pasażerowie.


*****
Przyjeżdża Kaczyński z wizytą do papieża. Jest miło i sympatycznie. Papież pyta:
- A jak tam u Was po wyborach?
- Wszystko w jak najlepszym porządku Ojcze św. Wyborcy zadowoleni, szczęśliwi. Mówią że takiej Polski chcieli.
Ojciec Święty pokiwał głową uśmiechnął się i pokazał Kaczyńskiemu 6 palców. Zadaje kolejne pytanie:
- A jak tam u Was z bezrobociem? 
- Doskonale Ojcze Święty. Jest tak dobrze, że wielu młodych ludzi już wróciło do kraju z emigracji. Zarobki super, pracodawcy gwarantują doskonałe warunki zatrudnienia.
Ojciec Święty znów pokiwał głową uśmiechnął się i pokazał Kaczyńskiemu 6 palców.
- A co w szkolnictwie?
- Wspaniale. Minister sprawdził się doskonale. Dzieciaki zadowolone chcą nawet w sobotę i niedzielę chodzić do szkoły.
Papież pokiwał głową, uśmiechnął się i znów pokazał Kaczorowi 6 palców.
Wizyta się zakończyła Kaczyński wrócił do Polski, jednak sprawa pokazywanych 6 palców nie dawała mu spokoju. Wybrał się więc do Prymasa i pyta:
- Wasza Świątobliwość, byłem u papieża, opowiadałem mu co w kraju, a ten na każdą moją odpowiedź pokazywał mi 6 palców. Co to znaczy?
- Jak to, ty katolik i nie wiesz że chodzi o 6 przykazanie: "Nie cudzołóż"? 
- Nie cudzołóż? A jak to się ma do mnie? - pyta Kaczyński.
- A co miał powiedzieć "NIE PIERDOL"!!?


*****
- Co robi Jarosław Kaczyński pytany o seks?
- Odwraca kota ogonem.


*****
- Co robi Jarosław Kaczyński w celu uspokojenia światowych rynków finansowych? 
- Zakłada konto bankowe!


*****
Jarosław Kaczyński staje przed bankomatem i wypłaca z niego 200 zł, po czym mówi: 
- Za moich czasów wyszłoby 500 zł...


*****
Wiecie czemu Kaczyński ma przyciemnione szyby?
Żeby nie było widać, że jeździ w foteliku.


*****
Przychodzi Kaczyński do przedszkola. Pyta Jasia: 
– Czy wiesz chłopcze, kto zjadł czerwonego kapturka?
 A Jaś na to: 
– Słyszałem, że wilk, ale znając pana, to pewnie Donald Tusk.


*****
Prezes PiS wchodzi do sklepu. Wkłada do koszyka kurczaki, ziemniaki i dwa wina. Idzie do kasy. Wykłada przed nią kurczaki i ziemniaki.
– A te wina? – pyta kasjerka
– To wina Tuska!