piątek, 10 lutego 2017

Humor na piątek

Moi Drodzy, zaledwie wczoraj chwaliłam się kfiatkami, a tu dzisiaj mróz i śnieżyca. Dowaliło jak w Sudetach. Jako dowód załączam te oto obrazki z dzisiejszego poranka. Straszna ta zima, zaiste... straszna.


Więc zgodnie z tematyką, dzisiaj będzie o śniegu. Zapraszam :-)


*****
Majorka, lotnisko. Z samolotu wychodzi "Nowy Ruski": drogie ciuchy, obwieszony złotem, za nim ochrona. Na ramieniu niesie narty, na czole ma gogle.
- Przepraszam ale szanownego pana chyba ktoś wprowadził w błąd - zwraca mu uprzejmie uwagę pracownik lotniska - Tu, na Majorce, jest gorąco, nigdy nie ma śniegu.
Rosjanin uśmiecha się cynicznie.
- Spakojno, grażdanin, zaraz wyląduje samolot z moim śniegiem.


*****
Eskimos ciągnie na sankach lodówkę. Widzi go drugi i pyta się:
- Po co Ci ta lodówka, jest minus 20 stopni?
- A niech się dzieciaki trochę ogrzeją.


*****
- Czego najpierw uczy się mały Eskimos?
- Nie jeść żółtego śniegu....


*****
Baca żali się juhasowi:
- Telewizja kłamie i manipuluje nawet w prognozie pogody! Jak w Warszawie spadło 15 centymetrów śniegu, to alarmowali, że katastrofa pogodowa. A jak mi całą chałupę zasypało, to mówili że są świetne warunki narciarskie.


*****
Zima, las, pada śnieg. Po lesie chodzi podenerwowany niedźwiedź. To złamie choinkę, to kopnie w drzewo, to pogoni wilka - ogólnie - mocno wściekły! Chodzi i gada:
- Po jaką cholerę piłem tę kawę we wrześniu...


*****
Hrabia budzi się rano i widzi na śniegu napis: Hrabia to głupek. Woła Jana:
- Janie, kto to zrobił?
- To pismo Hrabiny Jaśnie Panie, a mocz ogrodnika.


*****
Lezie kocur w marcu przez głęboki śnieg łapy otrząsa, przymarzającą męskość co jakiś czas odrywa boleśnie od lodu, sopelki mu się na wąsach robią i się drze:
- I gdzie, *urwa, ta wiosna do cholery, jaja mi odpadają, ileż jeszcze tej pieprzonej zimy, brrrr, śniegu naje*ało że mnie* urwa zaraz zasypie...
Stojąc w oknie, żona przytulona do męża mówi:
- Widzisz kochanie jak koty się marcują, one się nie mylą, już wiosna idzie...


No i na koniec, nie o śniegu ale nie mogłam się powstrzymać :-)


****
- Zimowe mroźne popołudnie. Piękna dama wychodzi na spacer w długim futrze i spotyka na ulicy członków organizacji ekologicznej.
- Jak pani nie wstyd nosić futro zdarte z żywych norek?
- To nie norki, to poliestry.
- A czy pani wie, ile poliestrów musiało oddać życie, żeby pani miała futro?



No, to u mnie spadło ze dwa metry :-)
Pozdrawiam!



czwartek, 9 lutego 2017

Wiosna??

Zauważyłam je wczoraj. Gdzie ja miałam wcześniej oczy to ja nie wiem. Jest tego więcej, ale spieszyło mi się rano do pracy więc tylko dwa zdjęcia zrobiłam szybko w przelocie. Trzy lata temu 23 lutego wyglądało tak, dwa lata temu 14 lutego było tak, w zeszłym roku o tej porze było tak.

A w tym roku zima była do kitu, ani śniegu ani mrozu, za to szaro zimno i ponuro. Słońca jak na lekarstwo, a może ja go po prostu nie widzę, bo za dnia siedzę w pracy, a w weekendy pakuję chałupę. W każdym razie, z ziemi nie tylko wyłazic zaczęły różne badyle, one już kwitną!
To poniżej to krokusy i pierwiosnki. Za tydzień będzie ich cała łąka. Widziałam też w innej części ogródka przebiśniegi. Ale na tak kwitnące żonkile to uważam że jest zdecydowanie za wcześnie.
Będzie mi ich trochę żal, tych moich roślinek...



środa, 8 lutego 2017

O dzieciństwie słów kilka

Tak mnie naszło, bo wspominaliśmy wczoraj z synem jego przeszłość. Poszło o bajki Disneya. Otóż dowiedziałam się że pozbawiłam swoje dzieci dzieciństwa bo syn nie ogladał "Pięknej i Bestii". Którą to obejrzał wczoraj pod naciskiem dziewczyny, która poczuła się sentymentalna z powodu urodzin własnych.
No jak nie oglądał jak oglądał? - pytam się. A "Lilo i Stich"? "Król Lew", "Królewna Śnieżka", "Mała Syrenka", "101 Dalamaytńczyków"? A Pokahontas, Mulan, Pinokio czy wreszcie - o zgrozo - Kubuś Puchatek? No ale na "Anastazję" to zabraliśmy tylko córkę. Kto zabrał, ja się pytam? Przecież z ojcem poszła, bo ty powiedziałeś że na babskie filmy nie będziesz chodził i zostałeś ze mną w domu oglądając "Ksenę". A poza tym, "Anastazja" nie była Disneya. A poza tym, na Disneyu świat się nie kończy, do teatru lalek chodziliśmy co tydzień. No, on słabo pamięta, jakieś smoki, jakieś arbuzy... Za to Ksenę pamięta doskonale. I Herkulesa. I że mu rodzice nie pozwolili Władcy pierścieni oglądać, zreszta zrozumiał po latach dlaczego, bo kiedyś ukradkiem, u babci będąc, zakradł się za fotel w salonie i zobaczył Golluma. To dlatego przez dłuższy czas nie mogliśmy wyjść z jego pokoju dopóki nie zaśnie, a ja głupia myślałam że lubi jak mu się bajeczki czyta...
Ja za to to miałam do dupy dzieciństwo. Nikt mi nie czytał, więc się nauczyłam sama dość szybko, mówią że w wieku trzech lat czytałam "Poczytaj mi mamo" i chyba tak było, bo w wieku pięciu lat czytałam po rosyjsku i to akurat dokłądnie pamiętam. Ale to nie o czytanie chodzi, tylko ogólnie, o rodzinę. Nigdy nie wychodziliśmy razem na spacery, nigdy nie byliśmy na żadnych wczasach. Nigdy nie byłam z rodzicami w kinie czy nawet w kawiarni. Mama zabierała mnie owszem, na działkę, na której nudziłam się świetnie, bo co małe dziecko może robić na ogrodowej działce. A pomagać mi się nie chciało. Za to bardzo szybko zostałam mamusią, bo musiałam się opiekowac młodszą o trzy lata siostrą, więc wszędzie ją ze sobą zabierałam, bo co miałam zrobić. Ja sześć lat, ona trzy. Nikt się wtedy nie przejmował widząc małe przeciez dzieci łażące po trzepakach czy drzewach. Byłam grzeczną dziewczynką, więc mama nie bała się mnie z siostrą zostawić, bo nigdy nie oddalałam się z podwórka. A potem urodziła się kolejna siostra i miałam już dwójkę do opieki. Nikt mnie nie namawiał, nikt mi nie kazał. Tak było i już. Matka owszem, karmiła nas i opierała, ale spacery to już nie mieściły jej się w głowie. Taka strata czasu. Bo inne rzeczy są ważniejsze w życiu, na przykłąd sprzątanie.
Mama moja zawsze tylko sprzątała. Latała z tą ścierka po całym domu wycierając kurze non stop, odkurzając, szorując podłogi, dywany, generalne sprzątanie domu co miesiąc. Generalne to znaczy wszystko z szafek i półek, wymyć, wyczyścić i z powrotem poukładać. Nienawidziłam, jak mi wszystkie ubrania wywalała z szafy żebym poukładał porządnie w kosteczkę. Bo moja kosteczka kuźwa nierówna była!
Dzieciństwo to czas na zabawę i naukę, ale także czas na poczucie bezpieczeństwa i komfortu, na poczucie miłości i zrozumienia. Czas rodzinny, czas kiedy rodzice powinni przekazać dziecku wiedzę o świecie i uczestniczyć w jego życiu, czas który powinien być spędzony wspólnie, jak najbardziej się da.
Ja tego wszystkiego nie miałam. Kocham swoich rodziców, ale mam do nich żal że nie dali mi tego wszystkiego co ja dałam swoim dzieciom. Nie chodzi tu wcale o pieniądze. Chodzi o poświęcony czas. Bo przecież można pracować na całym etacie i pomimo to znaleźć czas na wspólne zabawy z dziećmi, na spacery, na wyjazdy do lasu, nad jezioro, nad morze, w góry, do parku czy gdziekolwiek. Można obejrzeć z dzieckiem film, niekoniecznie w kinie. Można poczytać dziecku na dobranoc. A także w ciągu dnia. Można się razem zdrzemnąć jak już się ledwie na oczy patrzy, przytulając dziecko do siebie. Można razem rysować, układać, gotować. Można pozwolić dziecku porozkładać zabawki po całym pokoju a nawet dwóch, a potem razem z nim posprzątać bałagan. Można.
Ja tego wszystkiego nie miałam.
Dzieciństwo to nie tylko pokemony i bajki Disneya...