piątek, 3 lutego 2017

Chómor na piontek

A może kogoś rozśmieszę dla odmiany?
Zapraszam.



*****
Jadą w pociągu psycholog i bogaty Ruski. Nudno się zrobiło Ruskiemu więc zagaduje psychologa:
- Słuchaj, zabawimy się. Będziesz zgadywać moje myśli. Za każdą odgadniętą dam ci sto dolców.
Psycholog trochę wystraszony:
- No, wiesz, nie jestem wróżką i nie umiem czytać w ludzkich myślach.
- Eeee tam.
- Ok, więc wracasz zapewne z długiego wypoczynku. Do domu jedziesz?
- Zgadza się, masz tu sto dolców.
- Miałeś tam pewnie jakąś kobietę, do żony w sumie to byś nie chciał wracać?
- ZUCH! Masz tu jeszcze sto!
- I pewnie byś ją zatłukł zaraz po przyjeździe?
- No, stary, wymiatasz! Masz tu 1000 dolców!
- A co tak dużo?
- A bo to już nie jest myśl, to jest kurna IDEA!


*****
- Nie mogę zrzucić wagi po ciąży.
- Tak sobie tłumacz. Marcinek ma już 21 lat.


*****
Na lekcji religii ksiądz prosi, aby dzieci narysowały aniołka. Wszystkie dzieci rysują aniołki z dwoma skrzydełkami, tylko Jasiu z trzema.
Ksiądz podchodzi i pyta:
- Jasiu, czy widziałeś kiedyś aniołka z trzema skrzydłami?
- A widział ksiądz z dwoma?


*****
Podczas zbiórki kompanii kapral mówi do żołnierzy:
- Ci, co znają się na muzyce - wystąp!
Z szeregu występuje czterech.
- Pójdziecie do kapitana. Trzeba mu wnieść pianino na ósme piętro.


*****
Dwaj wariaci uciekają z wariatkowa. Biegną, biegną, aż tu nagle woda i żadnego mostu. Na to jeden:
- I co teraz?
- Mam pomysł. Ja poświecę latarką na wodę, a ty przejdziesz po świetle, jak po moście.
- Ty chyba głupi jesteś, poje*ało cię całkiem, myślisz, że ja głupi jestem? Ja wejdę ty zgasisz i ja spadnę.


*****
Nauczyciel matematyki zwraca klasówki w pewnej wyjątkowo tępej klasie.
- Muszę z przykrością stwierdzić, że 60% z was nie ma najmniejszego pojęcia o matematyce.
Na to jeden z uczniów:
- Przesadza pan psorze! Tylu to nas nawet nie ma w tej klasie.


*****
Listonosz odchodzi na emeryturę. Mieszkańcy jego rewiru postanowili go pożegnać, każdy na swój własny pomysł. Przychodzi do pierwszego domu, a tam otwiera facet, który bierze listy i wręcza mu czek na 200 zł. W drugim domu dostaje pudełko kubańskich cygar.
W trzecim butelkę dobrej whisky. Przychodzi do czwartego, otwiera mu odziana skąpo, ponętna blondynka. Patrzy na niego kocim wzrokiem i zaciąga do sypialni. Jeden, dwa... pięć orgazmów. Po wszystkim kobieta przygotowuje mu wspaniałe danie. Na sam koniec podaje mu kawę i banknot dziesięciozłotowy.
Facet z lekka zblazowany drapie się po głowie:
- To co pani dla mnie zrobiła było wspaniałe, ale po co mi te dziesięć złotych?
- Zastanawiałam się co panu dać w związku z odejściem na emeryturę. W końcu mąż mi doradził:
"Pie*dol go, daj mu dychę!" A posiłek to już sama wymyśliłam...


*****
Policjant na komisariacie sporządza protokół. Pyta kolegi:
- Jak się pisze "róże"?
- To akurat wiem, bo moja żona ma na imię Róża. U zamknięte i Z z kropką - odpowiada kumpel.
- Ok. Dzięki - mówi radośnie policjant i pisze dalej: "Podejrzany wszedł na balkon po róże spustowej."


Miłego weekendu!

czwartek, 2 lutego 2017

Dzidzia piernik

A kiedy po spożyciu lanczyku, na który składał się zestaw prawdziwych frytek z brokułami, suto okraszonymi keczupem i majonezem, postanowiłam jak zawsze sięgnąć po swoją ulubiona gumę do żucia Orbit, która ostatnio została przemianowana na Extra i nie umiem się do tego przyzwyczaić, bo ciągle w sklepach szukam Orbit a tu zonk. Więc kiedy po spożyciu lanczyku sięgnęłam po gumę, nie  było jej w szufladzie, gdzie zwykle powinna być. Nie było bo sie skończyła. Ale nie ze mną takie numery, ja zawsze nosze gumę do żucia w pogotowiu. Taką gorszego sortu, rozumiecie. Że niby też Orbit czy tam Extra, ale to nie to samo co moja ulubiona, listkowa. W drażetkach taka, twarda. No więc sięgam po ten gorszy sort do torebki, grzebię, grzebię, nagle - TADAM!

Ostatnio dostałam za darmo w promocji lakier z BodyShop, jak za darmo to biere. Dwa kolory były do wyboru, więc zamiast głębokiej śliwki, którą miałam już z poprzedniej promocji, wybrałam Cupid Pink czyli miłosny róż. Na Walentynki chyba, he he...

I tak se pomyślałam że sobie jedne pazurek walnę, zobaczyć jak leży. A potem poszły wszystkie, bo tak z jednym paluchem kolorowym przeciez nie będę chodziła. Pazury zeszlifowane na krótko bo zapuszczam, manikiur nie zrobiony bo robię zawsze w weekend, a kolor... Dzidzia piernik, co nie?


I tak oto się dzieje jak kobieta zaczyna grzebać w torebce. W pracy. 


Pozdrawiam!

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Tęsknię

Ach, jak ja tęsknię do swobody, do tych spacerów wieczornych i popołudniowych, tęsknię do mojego roweru, który właśnie przebywa w serwisie, ale nie dlatego do niego tęsknię bo przebywa, tylko pojeździłabym tak sobie, po drogach i bezdrożach, ot tak bez celu albo nawet i w celu jakimś. Żeby tylko.
Jak ja tęsknię do spokoju, do tych chwil wieczornych, kiedy można zasiąść przed telewizorem z kieliszkiem wina w dłoni, albo nawet i drinkiem jakimś, a co. W wysprzątanym domu, z kotkiem mruczącym na kolanach, z kominka bije ciepły żar. A na głowie turban, bo dopiero co wylazłam z wanny po godzinnym moczeniu w pianie, a na gębie maska prasująca zmarszczki. No co, wyprasuje to wyprasuje, nie wyprasuje to nie, ale przynajmniej poczuję się lepiej sama ze sobą, zadbana taka.
Jak ja tęsknię to nicnierobienia, poczytania książki w spokoju, poleżenia, pomarzenia.
Do ciepła tęsknię również, a jakże. Do tych promieni słonecznych łapanych w ogrodzie do ostatniej minuty długiego dnia, do tego wywalenia się w samej koszulce prosto na trawę przykrytą kocykiem, słuchania jak trawa rośnie i o czym szepczą robaki. Tęsknię do szelestu drzewa za płotem i śpiewu ptaków na płocie, tęsknię do ludzkiej ciszy i głosów przyrody. Tęsknię do szumu morza i wrzasku mew, do odgłosów piasku pod stopami. Do zapachu słonej bryzy, do tego wiatru, który wyplątuje kosmyki włosów z misternie zakręconego kucyka, do nieskończonegoh horyzontu, do fal rozbryzgujących się o kamień.
Tęsknię do gór, do tego majestatycznego widoku pełnego niespodzianek, a jakże stałego i nieskończonego w swym ogromie. Do powolnej wspinaczki krok po kroku, pot spływa po plecach pomimo przenikliwego zimna, jeszcze chwilę, jeszcze trochę, tak iść do końca a potem odpocznę. I wreszcie stanę na dachu świata i poczuję się wielka, silna i spełniona.
Chłop mówi - może chciałabyś wyjechać gdzieś na weekend, zanim się przeprowadzimy, zresetujesz się, odpoczniesz. A ja że tylko się jeszcze bardziej będę denerwować, bo pakowanie czeka a ja sobie wakacjuję. Ale miło że myśli o moim samopoczuciu. Trzeba to przeczekać. Najpierw wyprowadzka, nie wiadomo jeszcze dokąd.
Tęsknię do prawdziwego domu.