Ma ze pieńdziesiont centymetruf, ma wbódowane śfiatełka i gwiastki i stoi na taborecie. No bo jakoś czeba sie tymi śfientami cieszyć, a co bardziej oczy cieszy nisz błyskotki, co nie?
A tak poważnie, to zaczynam mieć stracha. Rodzice Chłopa dzisiaj przyjeżdżają, od tego stracha nie mam, bo co mnie oni, u mnie nie śpią. Ale Wigilię po polsku chcę urządzić i boję się że nie zrozumieją. To są rzeczy, których oni nigdy nie jedli. Większość się puknie w głowę i powie: kobieto, nie przesadzaj, przecież to wszystko takie pyszne jest. Ale przecież dla kogoś, kto nigdy nie jadł barszczu,może on być obrzydliwy. To samo śledzie, czy pierogi z kapustą. Przeciez kapusta kiszona to tak naprawdę obrzydliwa rzecz jest, tylko my jesteśmy do niej przyzwyczajeni. Chociaż jak zrobiłam Chłopu smażoną z cebulką do kiełbasy to powiedział że przepyszne i zupełnie inaczej smakuje niż surowe. A może się tylko podlizać chciał.
Ja do dzisiaj pamiętam jak przyjechałam do Szkocji i nic mi nie smakowało. Tak to już jest, jak człowiek do własnej kuchni przyzwyczajony. No ale też taka prawda, że jak coś jest niesmaczne to jest po prostu niesmaczne. Dlatego tyle w sklepach żarcia do wyboru, bo jednemu nie sprawia różnicy jaka szynka, byle tania, a drugi się taniego odpowiednika coca coli na przykład nie napije.
W każdym razie, trochę się obawiam tej Wigilii, ale będzie tak jak jak chcę, nie będę sie dostosowywać z moją tradycją. Jak nie będzie im smakowało to niech nie jedzą. Zostanie więcej dla Chłopa, bo on wszystko pochłonie, szczególnie po terminie ważności ;-)
No to trzymajcie za mnie kciuki. Za ten chleb co to go mam specjalnie piec, za sernik, za barszcz z uszkami i pierogi z grzybami, za rybę po grecku jak zwał tak zwał, i za te śledzie które się w oleju zaprawiają już od poniedziałku.
A może to wszystko olać i zostać przy pierogach jeno?