środa, 14 września 2016

Taniej nowego kupić

Zadzwoniła do mnie córka z płaczem. Bo jej szczurek coś sobie zrobił. Pojechałam, obejrzałam. Z lewej strony wielka wola, jak u chomika, a szczurki przecież woli nie mają. Jadł normalnie, qpę i siku robił normalnie, tylko jakiś taki ospały był i jakby się zataczał. Wyskoczyło mu to kilka dni wcześniej, myślała że przejdzie, nie przeszło. Mówię żeby zabrała do weterynarza, a ona w płacz, bo nie ma pieniędzy. Faktycznie nie ma, sytuacja u niej po ostatnich przejściach ciężka, powiedziałam idź z nim rano, niech go obejrzą, powiedzą ile trzeba zapłacić to zadzwoń, ja zapłacę. Przeciez ile za takiego szczurka wezmą, chyba nie tyle co za psa?
Następnego dnia zadzwoniła po południu. Szczurek jest już po operacji, czuje się dobrze. To coś okazało się guzem narosłym w wyniku jakiegoś urazu. Mógł się zadrapać, mógł się ukłuć, uderzyć... Trzeba było to wyciąć.  Pod narkozą oczywiście. Cięcie dosyć spore (jak na szczurka), szwy ma samowchłaniające, a przez tydzień musi mu córka dwa razy dziennie podawać antybiotyk. Cena za wszystko... no nie tyle ile za operację Tigusia ale tylko trochę mniej. Zapłaciłam bez szmeru w sercu. Wiem ile warte jest zwierzątko domowe dla właściciela.
Wieczorem opowiadam Chłopu wszystko, a on na to: To taniej było nowego szczurka kupić.
O żesz ty! To taniej se psa wymienić czy kota, taniej se można nawet dziecko wymieniać co parę lat, a jak tanio by wyszło nowego chłopa znaleźć!

Szczurek ma dopiero osiem miesięcy. Niech sobie pożyje maleństwo...

wtorek, 13 września 2016

A za tydzień

A za tydzień będę przez tydzień tu:





A po tygodniu będę tu:


I tu:


I tu też:


I tu też będę:


A nawet tu:


I na koniec będę tu, ale to już będzie mniejsza atrakcja, bo tu już byłam na początku:


I to wszystko są różne miejsca i 3 różne kraje. Bardzo się cieszę na ten wyjazd.
A jak wrócę to Wam pokażę dokładnie gdzie byłam. 



poniedziałek, 12 września 2016

W dupie to mam...

Do urlopu pozostało 7 dni, a ja nawet jeszcze w lesie nie jestem. Koty nie załatwione (no niby załatwione ale nie do końca), syn nie przeprowadzony (niby nie powinno mnie to obchodzić ale musi bo to ja przewożę jego rzeczy), chałupa nie obrobiona, żywopłot nie przycięty. trawa nie skoszona.
W pracy bryndza, mam w tym tygodniu rozliczenie roczne, na którym się prawdopodobnie wióry posypią z obu stron, a poza tym mam tonę rzeczy do zrobienia, szef już płacze jak on sobie poradzi przez te ponad dwa tygodnie. I jeszcze mnie cholerna depresja dopadła, co tak naprawdę depresją nie jest, a wqurwem raczej. No bo poczułam się jak w piosence:


Nie nie nie, nic się nie stało, ale diabełek zacząl w głowie podpowiadać i myślę jednak że może mieć rację. No i sobie tak myślę: w dupie to mam. Jak nie będzie tak jak ja chcę, to ja sobie sama zrobię tak jak chcę. W dupie mam czyjeś szczęście. Całe życie tylko myślałam żeby innym dogodzić, a ja to gdzie w tym wszystkim jestem? 
Jak na początku się romantycznie i entuzjastycznie zatchnął ideą tak teraz oddala ją coraz bardziej. Bo remont łazienki. Bo podłogi musi wymienić. Bo z tatusiem jeszcze tego nie omówił. No przecież spędziliśmy cały weekend razem. Tak, tylko że k**wa, w sklepach! No i internet mu się kończy, musi odnowić abonament. No i tak szukał wczoraj że odnowił. Na rok. Halooo! Jest tu gdzieś psychiatra? Bo ja tu zbieżności interesów nie widzę.
Zaczęłam się rozglądać za nowym małym domkiem. Tylko dla mnie i dla kotów. Jak będzie se musiał podojeżdżać trochę to się zastanowi. A ja się już więcej przeprowadzać nie będę. W dupie to mam.