Każdemu coś dolega, jedni mają kolkę, drudzy sraczkę, a jeszcze inni przestawiane lekko komórki w mózgu. A ja zachorowałam ostatnio na... burzę. Tak, tak, wiem, podlegam pod tę ostatnia grupę.
Bardzo źle znosze upały. Nie wiem dlaczego daję radę na wakacjach, pewnie dlatego że jest klimatyzacja i dużo wrażeń. No i jestem na zewnątrz. W domu i w pracy ledwo żyję. Od poniedziałku w Szkocji są straszliwe upały, 26-28 stopni, wiatru właściwie nie ma, ogólnie jest cudownie i wreszcie letnio.
Mam w biurze pootwierane okna dla wpuszczenia jakiegokolwiek powietrza, pozasłaniane żaluzje przed słońcem i wiatrak chodzący non stop. Od poniedziałku nie napiłam się herbaty, piję tylko zimną wodę i kawę late z pracowej kafejki rano, zanim zaczne. Chodzę ociężała i obolała i spać mi się chce cały czas.
A wczoraj to już w ogóle było strasznie, bo nadeszły burze z samego rana, burze jakie się w Szkocji rzadko spotyka, ale zupełnie inne niż w Polsce, nie takie porywiste. Powiedzenie że burza oczyszcza atmosferę odnosi się chyba do innego klimatu, bo ta wczorajsza wcale nie oczyściła, a zostawiła powietrze jeszcze bardziej parne i wilgotne. Mój katar sienny osiągnął wczoraj apogeum upierdliwości, a że jest tak samo zupełnie nietypowy jak ja cała, chodziłam jak śnięta ryba, w dodatku z zatkanym nosem i upierdliwym kaszlem, którego nie studziła nawet zimna woda z lodem. Za cały dzienny wkład do żołądka posłużył mi wczoraj jogurt, jabłko, trochę ryżu z kurczakiem w sosie pieczarkowym i garść truskawek ze śmietaną. Chyba i tak za dużo na tempo w jakim się poruszałam.
Jazda do domu po pracy to był horror. Otwarte okna wciągały ciepłe powietrze do środka, więc uznałam że klimatyzacja bardziej się przyda, a ona powodowała tylko że było mi zimno a nie przyjemnie*, ni tak ni srak, zaczęłam zasypiać przy tej cholernej klimatyzacji i musiałam się klepać po policzku co chwilę, bo się łapałam na mikrosekundowych utratach świadomości. Co przy prędkości 113 kilometrów na godzinę (bo tyle wynosi limit u nas) plus jak się okresowo człek zapomni i mocniej prawą noge położy, to nie jest sprawa przyjemna, tak sobie zasnąć.
A jak już dotarłam i nakarmiłam koty, rzuciłam się na sofę w celu obejrzenia jakiegoś dawno nie oglądanego programu i odpłynęłam w krainę nieważkości. W krótkiej przerwie między przeskakiwaniem z wymiaru do wymiaru wzięłam szybki prysznic, po czym w stroju Ewy ułożyłam się na wezgłowiu z książką w ręku, bo dopiero 22 była to se myślę, poczytam trochę. Z całego czytania pamiętam słowo Piotr.....
* Do purystów językowych, to nie jest błąd, nie było mi nieprzyjemnie, nie było mi przyjemnie :-)
czwartek, 21 lipca 2016
poniedziałek, 18 lipca 2016
Zabawa w szpiegów
Firma nasza urządza corocznie tak zwane "zabawy integracyjne" połączone z obiadem (darmowym bo na koszt firmy), a potem wyjściem do pubu (nie za darmo, ale jak ktoś się dobrze zakręci to pije ile wlezie nie płacąc ani pensa).
No i w zeszły piątek mieliśmy zorganizowane takie zabawy na świeżym powietrzu pod tytułem Spy Challenge (Wyzwanie Szpiegowskie). Już kilka tygodni wcześniej zostaliśmy podzieleni za zespoły pięcioosobowe, każdy zespół miał wybrać sobie jakąś nazwę. Po wielodniowych tyradach stanęło na tym że nazywamy się Men in Black, jakaż orynalna nazwa, nieprawdaż!
Nikt nie wiedział na czym polegać miała zabawa, wiedzieliśy tylko że będzie interaktywna i oparta na apce komórkowej, dlatego dzień wcześniej zarządzający komórkami (w naszym zespole ja) zostali zaopatrzeni w stosowne aplikacje, a w dniu "zero" dostaliśmy także po ładowarce przenośnej w razie gdyby telefon się rozładował. I dobrze bo mi się właśnie rozładował w trakcie!
W dniu zabawy stawiliśmy się wszyscy w umówionym miejscu, aby dostac szczegółowe instrukcje i zarejestrować się w systemie, przy czym każda rejestracja zaczynała się od obowiązkowego selfie :-) Nasz zespół wyglądał tak. Prawda że faceci w czerni jak malowani? ;-)
No i w zeszły piątek mieliśmy zorganizowane takie zabawy na świeżym powietrzu pod tytułem Spy Challenge (Wyzwanie Szpiegowskie). Już kilka tygodni wcześniej zostaliśmy podzieleni za zespoły pięcioosobowe, każdy zespół miał wybrać sobie jakąś nazwę. Po wielodniowych tyradach stanęło na tym że nazywamy się Men in Black, jakaż orynalna nazwa, nieprawdaż!
Nikt nie wiedział na czym polegać miała zabawa, wiedzieliśy tylko że będzie interaktywna i oparta na apce komórkowej, dlatego dzień wcześniej zarządzający komórkami (w naszym zespole ja) zostali zaopatrzeni w stosowne aplikacje, a w dniu "zero" dostaliśmy także po ładowarce przenośnej w razie gdyby telefon się rozładował. I dobrze bo mi się właśnie rozładował w trakcie!
W dniu zabawy stawiliśmy się wszyscy w umówionym miejscu, aby dostac szczegółowe instrukcje i zarejestrować się w systemie, przy czym każda rejestracja zaczynała się od obowiązkowego selfie :-) Nasz zespół wyglądał tak. Prawda że faceci w czerni jak malowani? ;-)
No a potem się zaczęło. Na początku nikt nie wiedział o co chodzi. A chodziło o to, że były cztery podstawowe zadania (po prostu odnaleźć i zeskanować loga z: gazety Daily Mail, butelki Bacardi, Aston Martina i banknotu pięćdziesięciofuntowego), które odblokowywały kolejne grupy zadań, które były zadaniami twórczymi i należało udokumentować je przy pomocy zdjęcia bądź filmu, a jak się je wykonało to można było iść na poszukiwania tak zwanych hotspotów, czyli gorących punktów, które odblokowywały kolejne małe zadania, z które były przyznawane punkty. I te zadania były z rodzaju tych na inteligencję lub spostrzegawczość. Na przykład wyświetlano klip i zadaniem było zgadnięcie z jakiego miasta w świecie on pochodzi. Albo z którego odcinka Tożsamości Bourne'a. Albo: którego z wymienionych sklepów nie widzieliśmy w klipie. Albo pytania z wiedzy wszelakiej, na przykład ile jest kilometrów z Londynu do Moskwy lotem gołębia. Albo: pociąg odjeżdża z Kairu o 5 rano z szybkością 30 mil na godzinę, drugi pociąg odjeżdża o 8 z szybkością 60 kilometrów na godzinę. Za ile godzin drugi pociąg wyprzedzi pierwszy?
Albo łamigłówka z cyklu znajdź ukryte miasto w gąszczu liter. Albo rozszyfrować ukrytą wiadomość, znajdując w niej nazwę miasta. "Den regeringstjänsteman hålls i säkert förvar i en stad ungefär 500 km öster om Frankfurt, och ca 300 km söder om Berlin" i nie, nie chodziło o Frankfurt czy Berlin :-)
Albo obejrzeć niemy filmik i przeczytać z ruchu ust co mówi facet na filmiku. Albo z szeregu nieprawdopodobnych zdarzeń wybrać jedno fałszywe. Albo jakiego kraju walutą jest Manat. Przydała się tez znajomość koktaili, na przykład czyim drinkiem jest Caipirina? Albo ilu Bondów było na pokazanym przez 5 sekund obrazku, ilu z nich miało pistolet i który miał na sobie sweter.
I wiele wiele innych, z czego częścią nie udało nam się nawet zapoznać, a co dopiero zrealizować.
No i jak się rozwiązało grupę zadań tego typu to pokazywał się fragment kluczowej zagadki, którą należało rozwiązać na końcu: Kto zabił agenta Kelly??
Dodam że na całą zabawę mieliśmy 2,5 godziny, kto się spóźnił w wyznaczone miejsce ten był zdyskwalifikowany. No i padał deszcz. Ale i tak bawilismy się świetnie, a ludzie z ulicy okazali się bardzo pomocni.
Dla ilustracji tego wszystkiego przedstawiam kilka zdjęć i klipów będących zapisem wydarzenia i odzyskanych po akcji.
Zadanie: umiejętność wykorzystania gadżetów w każdych warunkach:
Zaadanie: sfotografować heroiczny czyn :-)
Zadanie: Umiejętnie się zamaskować:
Zadanie: Umiejętnie przkazać sekretne informacje osobie z tłumu:
Zadanie: Sfilmować scenę akcji:
Zadanie: umiejętnie wtopić się w tłum:
Zadanie: Sama nie wiem jak się nazywało, ale trzeba było zrobić tak:
A po całej zabawie wszyscy udali się na zasłużony wypoczynek do baru na przedobiadowy podwójny dżin z tonikiem
A potem do restauracji, gdzie po obiedzie wszystkim wciąż dopisywały wyśmienite humory
Rozdano nagrody, w tym za ostatnie miejsce (tzw. wooden spoon czyli nagroda drewnianej łyżka)
A mój boss udowodnił wszystkim że potrafi skakać na skakance...
No i tak to minęło :-)
A w drodze do domu po raz pierwszy w życiu zaspałam w autobusie. Kiedy otworzyłam oczy, święcie przekonana co do miejsca w którym powinnam się była znajdować w tamtym momencie, ogarnęło mnie ogromne zdumienie że widoki za okenm sa nie takie jak oczekiwałam... i musiałam dojechać do pętli końcowej i z powrotem. No cóż, pijanych nie sieją.
piątek, 15 lipca 2016
Humor piątkowy
Z powodów o których być może opowiem Wam następnym razem, dzisja będzie o szpiegach, agentach, Jamesie Bondzie i Facetach w Czerni. Tylko o Stirlitzu nie będzie. Ktoś wie kto to Stirlitz??
Zapraszam!
*****
Szefowie trzech agencji wywiadowczej postanowili zrobić zawody o "Puchar Najlepszego Człowieka Wywiadu". Do zawodów stanęli agenci: amerykańskiej CIA, izraelskiego Mossad-u i radzieckiego KGB. Zadanie było stosunkowo proste: skaczą na spadochronie nad pustynią, znajdują wielbłąda i dochodzą do określonej oazy.
Pierwsi zadanie wykonali agenci Mossadu. Wręczono im puchar, potem balanga alkohol, panienki... Nad ranem dociera do oazy amerykańska CIA. Znowu nagrody, alkohol, panienki. Teraz oczekiwanie na KGB. Mija tydzień, drugi, trzeci... Po czterech tygodniach na horyzoncie maleńki punkcik... Punkcik powiększał się i powiększał i nagle... Okazało się, że KGB słonia prowadzi! Biedny słoń poobijany, podbite oko, naderwane ucho i wogóle zmaltretowany totalnie. Do agentów wychodzi szef i pretensje:
- Co to k*.*a jest??!! Wielbłąd miał k*.*a być!!
Na te słowa odzywa się z przerażeniem słoń:
- Jak Boga kocham jestem wielbłąd! Jak Boga kocham jestem wielbłąd!
*****
W CIA szukają agenta. Zgłasza się dwóch panów i kobieta. Muszą zostać sprawdzeni, czy są gotowi na wszystko. Pierwszy facet dostaje pistolet, którym ma zabić żonę, ale odmawia. Drugi ma takie samo zadanie. Bierze pistolet, wchodzi do pokoju, po chwili wychodzi i mówi:
- Nie mogę zabić własnej żony.
Kolej na kobietę. Ma zabić męża. Bierze pistolet, wchodzi, słychać kilka strzałów, potem hałas. Kobieta wychodzi i mówi:
- Dlaczego nikt mi nie powiedział, że naboje są ślepe? Musiałam go załatwić krzesłem!
*****
Idzie James Bond przez pustynię i spotyka wielbłąda. Przedstawia mu się:
- Dzień dobry! Nazywam się Bond. James Bond.
- A ja jestem Błąd. Wielbłąd.
*****
James Bond, agent 007 wchodzi do knajpy, siada przy barze i zamawia wódkę Martini, wstrząśniętą, nie mieszaną. Rozgląda się uważnie po lokalu i spostrzega wprost nieprzeciętnej urody kobietę, siedzącą przy stoliku w drugim końcu baru przy ścianie. Nie podchodzi jednak do niej tylko wymieniają spojrzenia. Nieznajoma nie wytrzymała jednak długo, podeszła do Bonda i przedstawiła się. James skinął głową i powiedział:
- Jestem Bond, James Bond...
Widząc, że dalsza rozmowa się nie klei, kobieta zaczepia Bonda i mówi:
- Ale masz extra zegarek.
Bond popatrzył...
- Ten zegarek pokazuje mi to, czego ludzkie oko nie widzi
Kobieta ze zdziwieniem:
- Jak to jest możliwe?
Bond:
- Pokażę pani... o, na przykład widzę, że pani nie ma na sobie majtek...
Kobieta patrzy z lekkim uśmiechem i mówi:
- Ten zegarek jest chyba zepsuty, bo ja akurat mam na sobie majtki
Bond lekko zmieszany, podwija rękaw, puka w szybkę zegarka i mówi:
- O cholera! Znowu spieszy się o godzinę!
*****
Amerykański szpieg dostał od swoich szefów zadanie w Rosji. Przebrany za Rosjanina miał wkraść sie do wioski przy bazie wojskowej. Przez kilka miesięcy szlifował mowę, kulturę i zwyczaje rosyjskie. Po wylądowaniu na spadochronie, ruszył do wioski. Spotkał po drodze drwala.:
- Zdrastwuj, amerykański szpiegu.
Zdziwiony agent dotarł do wioski, ale każdy mieszkaniec wołał do niego: "Zdrastwuj, amerykański szpiegu'".
- Skąd wiecie, że jestem amerykańskim szpiegiem? Przecież doskonale znam wasz język, kulturę i zwyczaje!
- Bo ciarnych u nas niet.
*****
Jamesa Bonda i MacGyvera zamknięto w pomieszczeniu o gładkich ścianach dwudziestometrowej wysokości ale bez dachu. MacGyver pyta:
- James, masz zapałki?
Bond szuka ich po kieszeniach i mówi:
- Nie.
MacGyver:
- Szkoda ... Helikoptera już nie zbuduję ...
*****
Szefowie trzech agencji wywiadowczej postanowili zrobić zawody o "Puchar Najlepszego Człowieka Wywiadu". Do zawodów stanęli agenci: amerykańskiej CIA, izraelskiego Mossad-u i radzieckiego KGB. Zadanie było stosunkowo proste: skaczą na spadochronie nad pustynią, znajdują wielbłąda i dochodzą do określonej oazy.
Pierwsi zadanie wykonali agenci Mossadu. Wręczono im puchar, potem balanga alkohol, panienki... Nad ranem dociera do oazy amerykańska CIA. Znowu nagrody, alkohol, panienki. Teraz oczekiwanie na KGB. Mija tydzień, drugi, trzeci... Po czterech tygodniach na horyzoncie maleńki punkcik... Punkcik powiększał się i powiększał i nagle... Okazało się, że KGB słonia prowadzi! Biedny słoń poobijany, podbite oko, naderwane ucho i wogóle zmaltretowany totalnie. Do agentów wychodzi szef i pretensje:
- Co to k*.*a jest??!! Wielbłąd miał k*.*a być!!
Na te słowa odzywa się z przerażeniem słoń:
- Jak Boga kocham jestem wielbłąd! Jak Boga kocham jestem wielbłąd!
*****
W CIA szukają agenta. Zgłasza się dwóch panów i kobieta. Muszą zostać sprawdzeni, czy są gotowi na wszystko. Pierwszy facet dostaje pistolet, którym ma zabić żonę, ale odmawia. Drugi ma takie samo zadanie. Bierze pistolet, wchodzi do pokoju, po chwili wychodzi i mówi:
- Nie mogę zabić własnej żony.
Kolej na kobietę. Ma zabić męża. Bierze pistolet, wchodzi, słychać kilka strzałów, potem hałas. Kobieta wychodzi i mówi:
- Dlaczego nikt mi nie powiedział, że naboje są ślepe? Musiałam go załatwić krzesłem!
*****
Idzie James Bond przez pustynię i spotyka wielbłąda. Przedstawia mu się:
- Dzień dobry! Nazywam się Bond. James Bond.
- A ja jestem Błąd. Wielbłąd.
*****
James Bond, agent 007 wchodzi do knajpy, siada przy barze i zamawia wódkę Martini, wstrząśniętą, nie mieszaną. Rozgląda się uważnie po lokalu i spostrzega wprost nieprzeciętnej urody kobietę, siedzącą przy stoliku w drugim końcu baru przy ścianie. Nie podchodzi jednak do niej tylko wymieniają spojrzenia. Nieznajoma nie wytrzymała jednak długo, podeszła do Bonda i przedstawiła się. James skinął głową i powiedział:
- Jestem Bond, James Bond...
Widząc, że dalsza rozmowa się nie klei, kobieta zaczepia Bonda i mówi:
- Ale masz extra zegarek.
Bond popatrzył...
- Ten zegarek pokazuje mi to, czego ludzkie oko nie widzi
Kobieta ze zdziwieniem:
- Jak to jest możliwe?
Bond:
- Pokażę pani... o, na przykład widzę, że pani nie ma na sobie majtek...
Kobieta patrzy z lekkim uśmiechem i mówi:
- Ten zegarek jest chyba zepsuty, bo ja akurat mam na sobie majtki
Bond lekko zmieszany, podwija rękaw, puka w szybkę zegarka i mówi:
- O cholera! Znowu spieszy się o godzinę!
*****
Amerykański szpieg dostał od swoich szefów zadanie w Rosji. Przebrany za Rosjanina miał wkraść sie do wioski przy bazie wojskowej. Przez kilka miesięcy szlifował mowę, kulturę i zwyczaje rosyjskie. Po wylądowaniu na spadochronie, ruszył do wioski. Spotkał po drodze drwala.:
- Zdrastwuj, amerykański szpiegu.
Zdziwiony agent dotarł do wioski, ale każdy mieszkaniec wołał do niego: "Zdrastwuj, amerykański szpiegu'".
- Skąd wiecie, że jestem amerykańskim szpiegiem? Przecież doskonale znam wasz język, kulturę i zwyczaje!
- Bo ciarnych u nas niet.
*****
Jamesa Bonda i MacGyvera zamknięto w pomieszczeniu o gładkich ścianach dwudziestometrowej wysokości ale bez dachu. MacGyver pyta:
- James, masz zapałki?
Bond szuka ich po kieszeniach i mówi:
- Nie.
MacGyver:
- Szkoda ... Helikoptera już nie zbuduję ...
Wesołego weekedu!
Subskrybuj:
Posty (Atom)